W roku 1962 w Izraelu powieszono hitlerowskiego zbrodniarza, Adolfa Eichmanna. Zimna wojna zataczała coraz szersze kręgi; rok wcześniej w Berlinie stanął mur oddzielający Zachód od Wschodu, a już wkrótce miał rozpocząć się kryzys kubański. Atomowa paranoja osiągała szczyty, podsycana wyścigiem zbrojeń i podbojem kosmosu. Tymczasem w odległej Kalifornii trzydziestoczteroletni Phil Dick, brodaty pisarz o reputacji oryginała oraz pewnej renomie w getcie science fiction, przymierzał się do wydania kolejnej powieści. Na koncie miał już ich dwadzieścia (z czego połowę niewydanych), nadal jednak brakowało mu sukcesu, który zwróciłby nań uwagę poza fandomem.
Sytuacja zmieniła się wraz z publikacją Człowieka z Wysokiego Zamku. Był to pierwszy naprawdę istotny tryumf Dicka jako pisarza i przyczynił się do wzrostu jego popularności nie tylko w USA, ale też w Europie i Japonii. Wprawdzie poprzednie książki, takie jak Słoneczna Loteria czy Oko na niebie, sprzedawały się nieźle i miały dobrą prasę (oczywiście jak na warunki gatunkowej enklawy), ale to opowieść o alternatywnej wersji historii przyniosła pisarzowi honory. Człowiek został wyróżniony prestiżową nagrodą Hugo i okazał się najczęściej tłumaczonym dziełem Dicka, który zamierzał zresztą napisać kontynuację. Powstały jednak zaledwie dwa rozdziały, ponieważ nadwrażliwy pisarz nie mógł zmusić się do ponownego studiowania wojennych okropieństw.
Podczas pracy Dick korzystał z materiałów źródłowych, wśród których znalazły się pozycje na temat nazizmu, biografie prominentnych hitlerowców, Tybetańska Księga Umarłych oraz teoria Hugha Everetta o wszechświatach równoległych. Nie sposób pominąć wpływu I-cing, świętej księgi taoizmu i konfucjanizmu, której twórca radził się w trakcie pisania, i którą później przeklął za podsunięcie otwartego zakończenia. Wyroczniami księgi kierują się też bohaterowie Człowieka i to właśnie I-cing daje im cząstkowe odpowiedzi na ulubione, obsesyjnie powtarzane pytania Dicka: co jest prawdziwe? Co to znaczy istnieć, być człowiekiem w świecie? Czym jest rzeczywistość i jak odróżnić ją od iluzji? Fantastyczny jest więc tutaj właściwie tylko pomysł odwrócenia znanego czytelnikowi porządku historyczno-politycznego. Reszta, na czele z psychologią pełnokrwistych bohaterów, jest już zdecydowanie realistyczna. I, jak to u Dicka, gęsto opleciona filozofią.
Jest rok 1962. Piętnaście lat wcześniej zakończyła się trwająca osiem lat druga wojna światowa. Alianci ponieśli klęskę, w wyniku której władzę nad światem przejął niemiecko-japoński sojusz. Ludność Afryki, Rosji i Europy Wschodniej została poddana niemal całkowitej eksterminacji. W poszukiwaniu Lebensraum, naziści dokonali też kolonizacji Marsa, osuszyli Morze Śródziemne i zagospodarowali kontynent afrykański. Terytorium USA zostało podzielone między Japonię i Niemcy. Narody zwycięskie toczą między sobą zimną wojnę, zaś odpowiednikiem berlińskiego muru są tu Góry Skaliste, oddzielające strefę niemiecką od japońskiej. W tej pierwszej panuje terror niczym w Generalnej Guberni, na ulicach większych miast stoją czynne piece krematoryjne; okupacja pod flagą Kraju Kwitnącej Wiśni jest bardziej subtelna i w zasadzie pozbawiona represji – stonowani Japończycy interesują się amerykańską kulturą, kolekcjonują popkulturowe gadżety i są uprzejmi wobec tubylców.
Akcja toczy się głównie w San Francisco i jest ukazywana z perspektywy kilku równorzędnych postaci. To typowa dla Dicka narracja „wielokrotnego punktu widzenia”, gdzie rozmaite postawy i motywacje zostają ze sobą połączone w misternie utkanej fabule. Jest więc japoński oficjel i kolekcjoner Tagomi, jest usłużny wobec najeźdźców i pełen kompleksów sprzedawca antyków Childan, pojawia się też kryjący semickie pochodzenie jubiler Frink, a także tajemniczy pisarz Abendsen i charakterystyczna dla Dicka silna figura kobieca: ciemnowłosa, inteligentna, sprytna Juliana. Wśród wszystkich bohaterów to właśnie ona (i w pewnym stopniu Tagomi) najbardziej – i tylko na chwilę – zbliży się do prawdy, upragnionego i najczęściej nieosiągalnego świętego Graala większości Dickowych postaci.
Ten zadziwiająco realistyczny świat alternatywny ma jeszcze jeden istotny element: powieść Utyje szarańcza (tytuł nawiązuje do wersetu z Księgi Koheleta). Jest to swoista książka w książce, przedstawiająca wizję, w której państwa Osi przegrały wojnę. Nie jest to jednak świat znany czytelnikowi Dicka, bowiem historia potoczyła się w niej nieco inaczej. Jako pozycja wywrotowa, Szarańcza jest zakazana na terenach okupowanych przez Niemców, stanowi natomiast popularną lekturę na terenach japońskich. Książka funkcjonuje na podobnej zasadzie, co I-cing – daje nadzieję na istnienie innej, niedostrzegalnej rzeczywistości, która w przeciwieństwie do widzialnej ma możliwy do uchwycenia sens. Sugestywność Szarańczy jest na tyle duża, że podczas jej lektury bohaterowie Dicka mają to samo uczucie nierealności świata, co jego czytelnicy, a jednocześnie odnoszą wrażenie, jakby właśnie posiedli mały fragment niezwykle cennej wiedzy.
Wielopłaszczyznowość Człowieka z Wysokiego Zamku przejawia się w każdym detalu, wątku, dialogu i monologu. Krytycy odczytywali książkę między innymi jako studium nad kantowskimi kategoriami rozumu. Inni widzieli w powieści istotny głos w sprawie sporu o historię – czy jest solidnym faktem, czy względnym psychicznym fenomenem? Nie brakowało interpretacji dotykających sprawiedliwości dziejowej, tożsamości jednostkowej i narodowej, pamięci zbiorowej, oraz krytyki ideologii totalitarnej. Jednak niezależnie od obranej perspektywy, powieść jest przede wszystkim kolejnym tomem wielkiej sagi Dicka o nierealności widzialnego świata, który przesłanie prawdziwą naturę rzeczywistości, i zatarciu granic między obydwoma wymiarami.
Ten temat rezonuje oczywiście na przestrzeni niemal całej – obszernej i nierównej – bibliografii amerykańskiego autora, nie zawsze jednak był podany w tak mistrzowskiej formie. Idea świata jako zręcznej fantasmagorii przejawia się tu wielorako: w relacji między oryginałem a repliką (podrabiane antyki Childana, zapalniczka Wyndama-Matsona), podwójnej tożsamości niektórych bohaterów (Frink/Fink, Baynes/Wegener), wizji trzech możliwych uniwersów (świat książki, świat książki w książce, świat czytelnika Dicka), a nawet w przedstawieniu tytułowego Wysokiego Zamku, który okazuje się zwykłym domem zamieszkanym przez pisarza-wizjonera, niepotrafiącego uwierzyć w prawdę, którą głosi. To nic innego, jak obrazowe wyrażenia jednej podstawowej idei, zawartej w pytaniu o naturę wszechrzeczy.
Jak zwykle u Dicka, gotowych odpowiedzi nie ma. Konfrontując swoich bohaterów z tajemnicą, autor mnoży znaki zapytania. Historia jest fałszem pisanym przez zwycięzców. Przegrani lądują na śmietniku dziejów, zaś reszta to tylko masa bezsilnych pionków, rozsianych po ogromnej szachownicy i uczestniczących w grze, której mechanizmów nie są w stanie pojąć. Wgląd w istotę rzeczy jest ulotny i mglisty; równie dobrze może być kolejną iluzją podszywającą się pod prawdę. Pomimo posępnej aury i braku jednoznacznego zakończenia, powieść ufundowana jest na solidnych podwalinach etycznych, które zapewne aprobowaliby egzystencjaliści: człowiek jest wprawdzie ograniczony, zarówno w postrzeganiu, jak i w swoich decyzjach, ale jednak dysponuje jakimś aparatem poznawczym i ma możliwość dokonania wyboru. Wybierając, przyczynia się do zmiany w świecie, który jest sumą jednostkowych decyzji. Każda z nich jest istotna również z tego powodu, że wpływa na innych – albo bezpośrednio, albo stanowiąc wzorzec postępowania. Choć w szerszym kontekście postępowania postaci nie przyczyniają się do większych zmian – osobiste problemy powrócą, okupacja będzie trwać nadal, a fałszywy świat nie ustąpi w przesłanianiu prawdziwego – to stanowią małe moralne zwycięstwa. Dick jest bowiem apologetą humanizmu i filozofem rebelii wobec zastanego porządku, buntu wynikającego z głębokiego przeczucia, że ów porządek został zaburzony u samych podstaw, zaś jego esencja skażona chaosem, cierpieniem i śmiercią. Siłom ciemności – nieważne czy reprezentuje je ślepy Demiurg, Rzesza czy Imperium, które nigdy się nie rozpadło – należy przeciwstawiać się dobrem, empatią i miłością. Świat może rozpaść się na kawałki i runąć w otchłań, ale człowiek, mimo popełnionych błędów, zawsze ma szansę zachować godność (trzeba zresztą przyznać, że pomimo cechującego ją fałszu, rzeczywistość w Człowieku jest w miarę stabilna w porównaniu do Ubika, gdzie czas i przestrzeń zostają literalnie przeżarte przez entropię).
Niemieckojęzyczne wydanie Człowieka z Wysokiego Zamku ukazało się niemal dziesięć lat po publikacji w Stanach. Czytający po niemiecku i znany z paranoidalnych zachowań Dick chciał osobiście dokonać korekty tłumaczenia, wietrząc spisek. Tym razem intuicja go nie zawiodła. Korektorska wersja, którą otrzymał później, była uboższa o obszerne fragmenty dotyczące nazistów. Polska edycja – w znakomitym przekładzie Lecha Jęczmyka – została na szczęście w pełni zaakceptowana przez decydentów i ukazała się nakładem Czytelnika w 1981 roku, tuż przed czarną nocą stanu wojennego (tłumacz nie uniknął jednak nocnego telefonu od cenzora zaniepokojonego przedstawieniem Sowietów w niekorzystnym świetle). Można pokusić się o stwierdzenie, że książka Dicka dla ówczesnych polskich czytelników była tym, czym dla jej bohaterów jest Utyje szarańcza – plastyczną wizją innego świata, medytacją nad historią i zapewne też swego rodzaju źródłem nadziei.
Nadwiślańscy odbiorcy dobrze rozumieli powieściowych Japończyków, kolekcjonujących amerykańskie artefakty. Pozbawieni pełnego dostępu do dóbr ze „zgniłego Zachodu” Polacy niczym cenne trofea przechowywali zdobyczne puszki po piwach, komiksy, magazyny erotyczne i wszelkie inne towary luksusowe zza Żelaznej Kurtyny. Japończycy robią to z innych pobudek, być może z szacunku. Dick zawsze lubił odwracać reguły, poczynając od ogólnego planu, gdzie człowiek pozostaje normalny wbrew szaleństwu świata, aż po takie szczegóły, jak gloryfikacja przedmiotów z kraju o zaledwie dwustuletniej historii przez najeźdźców i zarazem przedstawicieli jednej z najstarszych i najbarwniejszych światowych kultur.
Najnowsza reedycja powieści ukazała się w ubiegłym roku w barwach wydawnictwa Rebis. Jest to wydanie należne największym autorom – w twardej oprawie z tłoczonymi literami, z ciekawą przedmową pióra Macieja Parowskiego i doskonałymi ilustracjami Wojciecha Siudmaka. Proszę pamiętać, że mowa o pisarzu, który zaczynał karierę od publikacji tanich książek w miękkich obwolutach i opowiadań w pulpowych broszurach, zaś należne uznanie zdobył dopiero po przedwczesnej śmierci. Człowiek z Wysokiego Zamku był rzadką chwilą chwały za życia – dziś stanowi jedno z arcydzieł Philipa Dicka i klasyczną pozycję dwudziestowiecznej literatury. Podobno telewizja BBC pracuje nad mini-serialem na kanwie powieści.
Tytuł: Człowiek z Wysokiego Zamku
Autor: Philip K. Dick
Tłumaczenie: Lech Jęczmyk
Wydawca: Rebis
Oprawa: twarda z obwolutą
ISBN 978-83-7510-568-1
Liczba stron: 336
Format: 150 x 225
Gatunek: fantastyka, s-f
Maciej Kaczmarski – rocznik 1984, absolwent filozofii Uniwersytetu Szczecińskiego. Dziennikarz muzyczny i radiowy. Copywriter i publicysta portalu Nowamuzyka.pl. Promotor muzyki elektronicznej i okazjonalny współorganizator wydarzeń kulturalnych. Na co dzień domowy kinoman i kolekcjoner dziwnych przedmiotów, na co noc badacz prozy Philipa K. Dicka. Towarzyski samotnik, milkliwy gawędziarz. Jest autorem poświęconej filozofii i twórczości Philipa K. Dicka książki pt. Bóg w sprayu, wydanej nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej.
Więcej o Philipie K. Dicku przeczytasz TUTAJ.