Na okładce Morrigan widzimy długowłosą dziewczynę w fioletowej sukni, która w dłoni trzyma magiczny kostur. Delikatna kreska i jasne, pastelowe kolory przywodzą na myśl ilustracje z książek dla dzieci, a sama postać przypomina dobrą wróżkę albo elfa. Przez te skojarzenia z początku przypuszczałam, że mam do czynienia ze schematycznym i lekkim fantasy, którego ostatnio pełno na naszym rynku. Innymi słowy, gdybym spotkała tę książkę pierwszy raz na półce w księgarni, to przeszłabym obok niej obojętnie, szczególnie że autor nie był mi znany. Na szczęście tak się nie stało, a ja po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że nie należy oceniać książki po okładce.
Tytułowa postać to bogini zemsty, ściągająca dzielnych wojowników na ścieżkę szaleństwa. Niektórzy powiadają również, że to bardzo potężna wiedźma, która postanawia „odwdzięczyć się”ludziom za wyrządzone jej krzywdy, siejąc strach i zniszczenie. Kimkolwiek by nie była, grono jej nielicznych wyznawców potrafi wprowadzić zamęt w całym Królestwie na długie lata. Książka składa się z czterech obszernych opowiadań, lub może raczej minipowieści, osadzonych w realiach średniowiecza. Prócz świata, w którym toczy się akcja, łączą je również bohaterowie – postaci z pierwszej części pojawiają się jako tło w innych itd. Opowiadania mają jednak różny poziom i dotyczą czego innego, toteż nie sposób omawiać ich razm jako całości.
W pierwszym, zatytułowanym Morrigan, poznajemy młodego zbuntowanego rycerza Huberta i jego przyjaciółkę Alicję. To wiedźma, która jest zmęczona dotychczasowym życiem, polegającym na ciągłym ukrywaniu się przed zawiścią i nienawiścią zwykłych ludzi. Od pewnego czasu Alicja przeczuwa nadejście bogini zemsty i wspólnie z Hubertem postanawiają odnaleźć ją i zabić, nim zbierze siły. Po wielu niebezpiecznych przygodach trafiają do zamku, gdzie zdaniem dziewczyny powinna ukrywać się Morrigan. To, co tam znajdą, na zawsze odmieni ich życie.
Morrigan wydaje mi się najsłabszym opowiadaniem. Ala z Hubertem nie są tak dobrze skonstruowani jak pozostali bohaterowie tomu. Ich osobowości nabierają wyrazistości dopiero pod koniec. Jeśli był to celowy zabieg autora, mający potęgować napięcie, to nie do końca się udał, bo mniej więcej do połowy czułam się okropnie znużona. Zakończenie natomiast całkiem przyzwoite, choć ja osobiście spodziewałam się takiego rozwoju akcji.
Imię ojca to historia młodego wojownika imieniem Rhoud-an, który ucieka przed swoim mistrzem Raffik-an Saiidem. Ucieka, bo nie chce go zabić. Wychowany przez dzikich mieszkańców Wielkiej Ziemi musi się przystosować do życia w cywilizowanym Królestwie. Pytanie tylko, czy mu się to uda i czy przeszłość pozwoli o sobie zapomnieć.
To z kolei mój zdecydowany faworyt w tej książce. Opowiadanie dotyka kilku interesujących kwestii – od poczucia honoru i obowiązku, przez skutki ucieczki od podjęcia trudnej decyzji, do zderzenia się dwóch różnych rzeczywistości. Bardzo dobrze zostało przedstawione życie mieszkańców Wielkiej Ziemi, którzy jako nacja szczerze mnie zainteresowali. Powiem więcej, z chęcią przeczytałabym książkę w całości im poświęconą.
Trzecia minipowieść, Róża i miecz, to historia łamiącej stereotypy kobiety-rycerza, która wyrusza w świat w poszukiwaniu utraconej miłości. Uczucia również niecodziennego, jak na epokę w jakiej przyszło jej żyć. Dobromiła, bo tak jej na imię, chcąc za wszelką cenę osiągnąć swój cel. ściąga na siebie i swoich towarzyszy prawdziwą zgubę.
Róża i miecz utrzymuje wysoki poziom. Główna bohaterka jest bardzo ciekawą postacią – z jednej strony ironiczna i zimna, z drugiej gotowa poświęcić wszystko w imię miłości. Zakończenie nie jest może tak mocne jak w pozostałych opowiadaniach, ale równie satysfakcjonujące, pozostawiające kilka pytań bez odpowiedzi, co według mnie jest plusem, bo daje pole do popisu wyobraźni czytelnika.
Jeszcze raz Morrigan jest już typowym krótkim opowiadaniem. Poznajemy w nim Artura, który po śmierci ukochanej żony popada w szaleństwo. Po wielu latach los stawia na jego drodze dziewczynę łudząco podobną do utraconej miłości. Niestety, nowej wybrance Artura grozi śmiertelne niebezpieczeństwo i tylko on może ją uratować.
Ostatnia historia poziomem trochę przewyższa pierwszą. Dopracowana fabuła, wiele niedomówień poruszających wyobraźnię i sporo akcji. Jednak tu również czegoś zabrakło: znowu mamy do czynienia z odrobinę papierowymi postaciami, a przecież zważywszy na fabułę, to one tutaj powinny się wyróżniać. Jednakże gdyby nie to, gdybym miała wybrać najlepszy tekst, miałabym problem z dokonaniem wyboru pomiędzy tym opowiadaniem a Imieniem ojca.
Warto zauważyć, że Morrigan i Jeszcze raz Morrigan, miały już swój debiut na łamach czasopisma Science Fiction Fantasy i Horror (pierwsze w numerze 8/2001, drugie w numerze 25/2003). Autor opublikował je pod pseudonimem POL, nic więc dziwnego, że mało kto kojarzy jego nazwisko. Jeśli ktoś w tym momencie doszedł do wniosku, że ma do czynienia z przysłowiowym odgrzewanym kotletem, to warto pamiętać, że niewielu jest czytelników, którzy kupowali SFFiH od początku, zatem dla większości będzie to zapewne pierwsze spotkanie z prozą Olszówki.
Podsumowując moją opinię o Królewskich psach. Morrigan: znajdujące się tu opowiadania może nie są równe pod względem poziomu, jednak na pewno warto je przeczytać. Cała książka przesycona jest ciężką atmosferą i czarnym humorem, a jednocześnie napisana z ogromną lekkością i spodoba się z pewnością tym, których nużą już historie z gatunku „żyli długo i szczęśliwie”.
Autor: Piotr Olszówka
Tytuł: Królewskie psy. Morrigan
Wydawnictwo: COMM
Data wydania: 2011
ISBN-13: 978-83-62518-05-0
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 446
Oprawa: miękka