Uwielbiam zabawę schematami i wywracanie konwencji do góry nogami. Od sztampowej fantasy z rycerzem na białym rumaku, który zabija smoka i ratuje księżniczkę wolę tę, gdzie księżniczka posyła rycerza w diabły i na grzbiecie smoka wyrusza zdobywać władzę nad światem. Podobnego, choć nie tak radykalnego, zwrotu dokonał Andrzej Tuchorski w dwutomowym zbiorze opowiadań pt. Rezydent wieży.

Autor skorzystał z bardzo wdzięcznego pomysłu: opowiedział historię z punktu widzenia postaci zazwyczaj pomijanej. By wyjaśnić, kim ów tytułowy rezydent jest, sięgnę po wasze doświadczenia z gier RPG, bez znaczenia – papierowych czy komputerowych. W każdej szanującej się kampanii drużyna musi wyposażyć się w magiczny ekwipunek, mikstury i mapy wskazujące miejsce ukrycia skarbu; udaje się więc do sklepu prowadzonego przez maga, który nie ma innego celu w życiu, niż tylko dostarczyć poszukiwaczom przygód niezbędne im przedmioty – no, może jeszcze czasem zleca im pomniejszą misję. Nieważne, czy do najbliższych ludzkich osad są setki kilometrów, czy w okolicy przewalają się hordy orków, demonów i nieumarłych, czy Władca Ciemności za chwilę wykona swój plan zagłady świata – drużyna musi uzupełnić zapas mikstur leczniczych, więc handlarz magią i mieczami musi być w pobliżu. Właśnie takim handlarzem jest mag Klavres.

Tuchorski nie każe swemu bohaterowi prowadzić interesów w aż tak niebezpiecznych okolicznościach. Klavres jest licencjonowanym przez Gildię Magów rezydentem wieży, do której udają się ludzie potrzebujący pomocy czarodzieja – zarówno kiedy chodzi o odczytanie niewidzialnej mapy, zakup magicznego miecza, jak i uwarzenie mikstury odmładzającej. Mag jako osobnik raczej leniwy, stroniący od przygód i lepiej radzący sobie z przedmiotami niż z ludźmi, ze wszelkich sił opiera się wciąganiu go w ratowanie świata. A ma ku temu masę okazji, bowiem tuż za granicą cywilizowanego świata rozciąga się Pustkowie Północne – ponura, mroźna kraina potworów i posępnych zamczysk, skąd co i rusz kolejny szaleniec każący nazywać się Czarnym Władcą wyrusza z armią orków, by zdobyć władzę nad światem. Tradycyjnie, by go pokonać, na północ wyruszają drużyny żądnych magicznych skarbów i nieśmiertelnej chwały poszukiwaczy przygód. Walka ze złem to w świecie Rezydenta wieży powszechnie uprawiany sport, w którym Klavres wolałby nie uczestniczyć, lecz los zazwyczaj ma wobec niego inne plany.

Jak przystało na taką konwencję, opowiadania są lekkie, zabawne i bezpretensjonalne. Rezydenta wieży przeczytałam bardzo szybko, od czasu do czasu uśmiechając się z powodu jakiejś szpileczki wbitej w erpegowe schematy czy zgrabnie napisanego dialogu. Mam tylko wrażenie, że z tego pomysłu można by wycisnąć o wiele więcej – zabawa konwencją na ogół ogranicza się tylko do pojedynczych scen, podczas gdy fabuły poszczególnych opowiadań oraz spinający je główny wątek a także przyjaciele głównego bohatera, są już na wskroś typowi: Klavresowi towarzyszą: wesoły łucznik, siłacz o gołębim sercu i uzdrowicielka, która jest zarazem jego wybranką.   

rezydent wiezy ksiega iiTuchorski dokonał jednak jeszcze jednego odstępstwa od kanonów fantasy – swój świat umieścił nie w realiach quasi-średniowiecznych, a w starożytnym Rzymie. A raczej w Imperium Averyńskim –  zamieszkanym co prawda przez ludzi, elfy i krasnoludy, ale odziane w lorica hamata nakryte paenulami, zbrojne w gladiusy i spathy. Bohaterowie Rezydenta wieży odbywają obowiązkową służbę w legionach, oddają cześć Consusowi, Marsowi i Venus (choć Klavres utrzymuje z kapłanami bardzo chłodne stosunki), a także oglądają walki gladiatorów. Im dalej w las, tym Tuchorski więcej uwagi poświęca greckim mitom (zwanym tu „koryntyjskimi”), które splata ze sztandarowym dla fantastyki i erpegów motywem artefaktów dających władzę nad światem. Duża dawka nawiązań do starożytności (poza Rzymem pojawiają się też Grecja i Egipt) z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom antyku.

Od strony technicznej książkom niemal nie sposób niczego zarzucić; niemal, bo w drugim tomie natknęłam się na „stróżkę krwi”. Na szczęście jest to jedyne niedopatrzenie korekty i żadne inne błędy ani literówki nie utrudniały mi czytania. Warto wspomnieć też o ilustracji na okładce: czarnobrody mężczyzna okutany w zawoje białej szaty w pierwszej chwili skojarzył mi się bardziej z jakimś arabskim wojownikiem niż z czarodziejem (na okładce księgi drugiej Klavres nosi już czerwoną szatę, więc łatwiej uniknąć nieporozumienia). Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że tak typowa – by nie rzec: sztampowa – ilustracja daje mylne wrażenie, że treść książki równie kurczowo trzyma się schematów. Niby wszyscy wiedzą, że nie należy oceniać książki po okładce, jednak po co odstraszać w ten sposób potencjalnego czytelnika?

Rezydent wieży jest lekką, zabawną pozycją. Mimo tego, że potencjał wywracania do góry nogami schematów fantastyczno-erpegowych nie został w nim wystarczająco wykorzystany, z opowiadaniami warto się zapoznać. Zwłaszcza na nudnych wykładach czy w pociągu, gdyż dzięki podzieleniu zbioru na dwie części nie będziecie mieć dużo do dźwigania.

Autor: Andrzej Tuchorski
Tytuł: Rezydent wieży. Księga I
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2011
Ilustracja na okładce: Volkan Baǵa
Liczba stron: 220
ISBN: 978-83-7648-903-2
Oprawa: miękka
Wymiary: 195×125 mm
Cena: 21,00 zł 
Gatunek: fantasy, opowiadania

Autor: Andrzej Tuchorski
Tytuł: Rezydent wieży. Księga II
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2011
Ilustracja na okładce: Volkan Baǵa
Liczba stron: 285
ISBN: 978-83-7648-956-8
Oprawa: miękka
Wymiary: 195×125 mm
Cena: 24,00 zł
Gatunek: fantasy, opowiadania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *