Dawno już nie czułam się tak skonsternowana i skołowana po przeczytaniu książki. Nie pamiętam również kiedy ostatnio miałam problem z wyduszeniem z siebie choćby krótkiej recenzji. I chociaż przeczytałam Suttree’ego jakiś czas temu, to nadal nie jestem pewna, jakie stanowisko mam zająć w związku z tą książką.

Ostatnia z wydanych w Polsce powieści McCarthy’ego nie należy do lektur łatwych w odbiorze, choć wydawca zapewnia nas, że to najzabawniejsza książka tego autora. Nie należy jednak dać się zwieść surrealistycznemu opisowi z tyłu okładki – nie znajdziecie tam prostej zabawy, przystępności i zrozumienia, dowcipu, jakim raczą nas współcześni autorzy. To powieść, którą będziecie rozgryzać niczym twardy, czarny chleb, bojąc się, że pogubicie zęby. Powieść, która was zadziwi, zniesmaczy, rozbawi, zaczaruje i sprawi, że nie będziecie wiedzieć, co z nią uczynić i co o niej myśleć. To jedna z lepszych książek, jakie przeczytacie.

Zastanawiając się nad tą recenzją, myślałam przede wszystkim o tym, w jaki sposób oddać mój zachwyt, kiedy w głowie mam jednocześnie chaos i pustkę. Myślałam o tym, czy wystarczy wychwalić styl i pomysł autora, który, jak to wiedzą już chyba wszyscy, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, do czego służy pióro i papier. A może skupić się na świecie powieści? To wszystko, o czym mowa w każdej recenzji tutaj nie tyle nie wystarcza, co jest tylko żałosną próbą zrozumienia i ujęcia książki w ciasne ramy tekstu krytyczno-literackiego. Kilka dni temu usłyszałam idealne rozwiązanie tego problemu. Miało być nim jedno tylko zdanie: „Dobra książka nie potrzebuje recenzji.” Przyznam szczerze, że poważnie zastanawiałam się nad taką opcją. Czyż jednak nie było by to odrobinę niesprawiedliwe w stosunku do osób, które chciałyby odnaleźć więcej, niż tylko bodziec do przeczytania książki? Dlatego też postanowiłam, że zrobię to, co czynię właśnie w tej chwili – stworzę recenzję impresjonistyczną, skupiającą się na moich subiektywnych odczuciach. Powodów jest kilka, między innymi fakt, że nie jestem w stanie jednoznacznie rozgryźć powieści McCarthy’ego, a nie mam zamiaru udawać wszechwiedzącego interpretatora. Jednak główną przyczyną jest to, że Suttree nie jest zwykłą, typową książką, w której zapamiętujemy wydarzenia, kolejne losy bohatera, gdyż one szybko zlewają się w pamięci i tworzą całościowy obraz świata. W myślach pozostaje jednak uczucie, pozostaje swoisty smak i zapach, który kojarzy nam się z danym fragmentem powieści, pozostaje myśl, impresja.

Suttree to opowieść o rybaku. W żaden sposób nie wiąże się z toposem biblijnego rybaka łowiącego dusze, choć przyznać trzeba, że główny bohater, Cornelius Suttree, przyciąga wiele zagubionych duszyczek. Można nazywać ich tak, można też mówić o nich wprost tak, jak należy – menele, pijacy, zboczeńcy, oszuści, dziwki. Suttree właśnie w takim towarzystwie się obraca, choć nie należy do zbyt towarzyskich osób. Lubi pić na umór, nawet jeśli po raz kolejny, po suto zaprawionej alkoholem imprezie, budzi się w rowie. Lubi też zabawić się z kobietami, pomimo że biorą pieniądze za upojną noc, nie są zbyt urodziwe, a ich uzębienie pełne. Czy Suttree jest złym człowiekiem? Nie. Czy jest dobry? Też nie. To osoba, która nie zna pojęcia dobra i zła. Liczy się dla niego tylko przetrwanie zimowych mrozów, zarobienie kilku groszy na rybach i uniknięcie policji, oczywiście w miarę możliwości.

Czytając powieść McCarthy’ego odniosłam wrażenie, że Suttree nie ma duszy. Stwierdzenie to nie wiąże się oczywiście z modnym w dzisiejszych czasach wampiryzmem, lecz z pojmowaniem moralności, odbieraniem drugiego człowieka, na którego przecież jesteśmy skazani. Suttree jest istotą istniejącą wśród ludzi, chodź wydaje się być obok nich, jakby nie dotyczyło go to, co dotyczy ich. Żyje w świecie, w którym nie istnieje żal po stracie drugiego człowieka. Można by wręcz powiedzieć, że jest to miejsce, w którym istota ludzka jest bardziej przedmiotem niż żywym stworzeniem. Wiąże się to więc z pomiataniem, bójkami, wyzwiskami – twardym, męskim traktowaniem. Gdzie w tym wszystkim jest nasz główny bohater? Obok, choć uczestniczy. Wszystko omiata go, owiewa, lecz nie dotyka. Nieliczne są sytuacje w tej książce, które naprawdę go obchodzą. Jest to jednak chwilowe odczucie żalu, smutku, które za chwilę ucieka i nie pozostawia po sobie nawet wrażenia, nawet najmniejszego posmaku na języku. To postać, która jest osadzona w tu, teraz, nigdy w kiedyś. Nie jest romantykiem, nie jest filozofem i myślicielem, choć nienależny do ludzi głupich i bezmyślnych. To człowiek cienia, wytwór świata, w którym istnieje. A jaki jest ten świat?

Znaleźliśmy się w osobnym świecie w świecie – pisze autor już na samym początku powieści. Może być to klucz do zrozumienia Suttree’ego, a może tylko impuls, by pojąć jego świat. Świat w świcie, miejsce, które wydaje nam się całkowicie nierealne i nie pasujące do naszej rzeczywistości. Świat przeniknięty smrodem rzeki, ostrym zapachem whisky i kapryfolium. Nie jest to przyjemne miejsce, nie pojechalibyście tam na wakacje, prawdopodobnie nawet nie chcielibyście się tam zatrzymać na chwilę, by odpocząć po trudach podróży. Żaden porządny i prawy obywatel nie jest uwzględniony w opisie powieściowej rzeczywistości. Nie ma tam miejsca na nikogo, poza menelami, dziwkami, dziwnymi poławiaczami małży, awanturnikami i wiedźmą sztuk jeden. Tylko osobnicy chorzy, spaczeni i zanadto agresywni odnajdują się w świecie w świecie, który przypomina nam wynaturzoną Atlantydę.

Czytając Suttree’ego miałam wrażenie, że brodzę w bagnie pełnym odpadów, zużytych prezerwatyw, a moja noga od czasu do czasu natrafia na dawno już nieświeżego trupa. Nic z czym stykałam się w tej powieści nie było normalne. Wszystko oscylowało na granicy cienia i całkowitego mroku. Chociaż od czasu do czasu uśmiechnęłam się z powodu zabawnej sytuacji, nie oznacza to, że Suttree jest zabawny. Wręcz przeciwnie. To mądra, acz przygnębiająca lektura, która czasem dłuży się niemiłosiernie, a czasem pozwala nam przelecieć przez stronice niczym na skrzydłach. Dawno już nie czytałam książki, która zrobiła na mnie takie wrażenie, która pozostawiła mnie z uczuciem zmieszania i całkowitej niewiedzy. Bo nie ukrywam, że nie rozumiem powieści McCarthy’ego i prawdopodobnie długo jej nie zrozumiem. Nie zmienia to faktu, że minie bardzo dużo czasu nim zapomnę to specyficzne uczucie towarzyszące mi przy każdym kolejnym zdaniu.

Wszystkim, którzy szukają literatury na wysokim poziomie, która wryje się w pamięć i pozostanie tam do sądnego dnia – polecam. Każdemu, kto chce mrocznej i niepowtarzalnej przygody – polecam. Wszystkim tym, którzy spodziewają się miękkiej, dawno przeżutej papki – stanowczo odradzam.

Tytuł: Suttree
Autor: Cormac McCarthy
ISBN: 978-83-04803-0
Data wydania: 3 listopada 2011
Data wydania oryginału: 1979
Format: 123x197mm
Oprawa: twarda
Liczba stron: 668
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie: Maciej Świerkocki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *