Tom Holt to popularny brytyjski autor, w Polsce pozostaje jednak niemal nieznany. W kraju nad Wisłą ukazała się dotąd jedna z jego powieści historycznych, Pieśń dla Nerona (Bellona, 2005), oraz – nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka – trzy tomy z cyklu o przedsiębiorstwie J.W. Wels & Co. Skoncentruję się teraz na pierwszym z nich, zatytułowanym Przenośne drzwi.

Ale zanim o samej książce, trochę o jej polskim wydaniu. Autorem ilustracji okładkowej jest Paul Kidby, znany przede wszystkim z ilustrowania powieści Terry’ego Pratchetta. W nocie wydawniczej znalazła się też informacja, że z twórcą Świata Dysku Holt często jest porównywany. Tymczasem autorów łączy przede wszystkim to, że obaj zajmują się fantastyką humorystyczną oraz są Brytyjczykami. W ich twórczości (wnioskując na podstawie Przenośnych drzwi) mało jest punktów wspólnych, a większość recenzji, z którymi się zetknęłam, skupia się na tym, iż Holt to nie Pratchett. Porównanie to więc, choć bez wątpienia wzbudzające zainteresowanie czytelników, może działać na szkodę autora, jak zresztą zwykle w wypadku określania kogokolwiek mianem „drugiego…” czy „następcy”.

Ja nie zamierzam się skupiać na tym, dlaczego Tom Holt nie jest Terrym Pratchettem, zdecydowanie wolę skoncentrować się na scharakteryzowaniu jego twórczości.

Jak już wspomniałam, Przenośne drzwi zaliczają się do fantastyki humorystycznej. Nie uświadczymy w nich jednak kreowania never-neverlandów, to urban fantasy, którego akcja koncentruje się na dość wąskiej przestrzeni – w przedsiębiorstwie J.W. Wels & Co. Do tej tajemniczej firmy zgłasza się na rozmowę kwalifikacyjną Paul Carpenter; kolejna – po Adrianie Mole’u czy Bridget Jones – sylwetka nieudacznika w brytyjskiej literaturze. Paul nie radzi sobie z niczym – nigdy nie był w związku, nie prowadzi życia towarzyskiego, własna rodzina się go wyrzekła, pieniędzy ledwo starcza mu na przeżycie, nie może też popisać się zbyt dobrym wykształceniem, za to ma mnóstwo kompleksów. Na rozmowie kwalifikacyjnej robi z siebie durnia i wraca do domu z myślą „przynajmniej spróbowałem”. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu zostaje jednak przyjęty.

I w tym miejscu zaczyna się właściwa fabuła Przenośnych drzwi – Paul trafia do przedziwnego przedsiębiorstwa, które zajmuje się nie wiadomo czym oraz zleca mu wykonywanie pozornie całkowicie zbędnych zadań. Podobnie zagubiona jest druga stażystka, Sophie, z którą Paul dzieli pokój. Odkrycie, czym się naprawdę zajmują, zajmie im sporo czasu, a czytelnikowi przysporzy wiele rozrywki.

Cała fabuła Przenośnych drzwi została bowiem przedstawiona w sposób groteskowy. Każdy, kto zmagał się kiedyś z nieracjonalnym poleceniem szefa (wykładowcy, nauczyciela), z tonami bełkotliwych dokumentów albo ze sprzętem biurowym, psującym się w najmniej odpowiednim momencie, doceni to, w jaki sposób Holt przedstawia codzienne i nudne – zdawałoby się – przeżycia Paula. Narracja przesycona jest absurdem i humorem, przez co opowieść jest zarówno lekka, jak i wciągająca. Bawi też to, jak Holt żongluje motywami literackimi, mitologicznymi, historycznymi czy popkulturowymi, jak wplata je w fabułę oraz parodiuje. Jednocześnie za lekkim tonem kryje się mniej lekka historia – losy Paula to w dużej mierze powieść obyczajowa, przeciwności losu i kłopoty, jakie spotykają głównego bohatera, sprawiają, że czytelnik zaczyna życzyć mu szczęścia albo wręcz współczuć; w końcu to nie fair, żeby ktoś miał aż tak pod górkę. Po chwili zastanowienia może pojawić się jednak gorzka refleksja, że niektórzy właśnie tak w życiu mają. Dlatego mimo oparów absurdu Przenośne drzwi są bardzo życiowe i dosłowne.

Równolegle Tom Holt prowadzi wątek kryminalny – najpierw Paul i Sophie próbują odkryć, czym właściwie zajmują się ich pracodawcy, a później już z rozpędu dają się wciągnąć w kolejne afery, z powodu których akcja coraz bardziej przyspiesza, wyraźnie się zagęszczając.

Jak łatwo się spodziewać, kiedy głównymi bohaterami są mężczyzna i kobieta, pojawi się także wątek romantyczny. Nie odbiega on jednak od reszty narracji – wiele w nim absurdu oraz kłód rzucanych pod nogi. Nie zabrakło także „tej drugiej” oraz dalszych wierzchołków miłosnego wielokąta.

Postaci drugoplanowe w Przenośnych drzwiach zarysowane są interesująco – tak naprawdę nie dowiadujemy się o nich dużo, wiele informacji pojawia się w postaci niemal szczątkowej, ale jednocześnie charakterystyka bohaterów jest wystarczająca, by np. nie mylić ze sobą poszczególnych członków zarządu firmy. Są wyraziści oraz dość intrygujący, by oczekiwać dalszych konfrontacji Paula z nimi. Mam szczerą nadzieję, że w dalszych tomach cyklu będzie mi dane poznać ich bliżej.

Jednym z ważnych wątków powieści rozgrywa się oczywiście wokół tytułowych przenośnych drzwi, jednak zdradzenie, do czego tak właściwie służą i w jakich okolicznościach, byłoby zepsuciem znacznej części przyjemności z lektury. Warto jednak zaznaczyć, że fabuła powieści rozwija się wartko i spójnie, a poszczególne wątki splatają się w sensowną całość. Na jednym poziomie otrzymujemy zbiór biurowych anegdotek, pozornie niełączących się ze sobą, mających służyć głównie rozbawieniu czytelnika, na drugim – rozmaite wątki w życiu Paula, a na kolejnym – główną intrygę, w którą zostaną wmieszani protagoniści. Niestety, trafiają się też momenty słabsze. Z ogromną niecierpliwością czekałam na rozwiązanie motywu, w którym główną rolę odegrały odnalezione przez Paula listy – niestety, Holt po prostu porzucił ten wątek, nie wyjaśniając go w żaden sposób, choć wcześniej można było się spodziewać, że to jeden z najbardziej istotnych tropów. W innym miejscu główny bohater zjada rodzynki w czekoladzie, które okazują się czymś zupełnie innym. Uważam, że wyjaśnienie, czym były, nie pasowało do nastroju książki i wprowadzone zostało na siłę – nic bowiem z niego nie wynikało.

Jak dotąd nie wspomniałam o wątku fantastycznym w powieści… i nie napiszę o nim zbyt wiele. Holt wprowadza go bowiem stopniowo, tak, by czytelnik poznawał fakty wraz z Paulem. Z jednej strony motywy fantastyczne idealnie wpasowują się w groteskowy nastrój historii, z drugiej wydaje mi się, iż otwarcie – przedziwna rozmowa kwalifikacyjna i perypetie biurowe – są jednak opisane nieco lepiej.

Nie znaczy to bynajmniej, że w całości Przenośne drzwi są pozycją słabą. Wręcz przeciwnie, autor, tłumacz – Tomasz Wilusz – oraz zespół redakcyjny zasługują na szereg pochwał. Język powieści jest sprawny i – co wcale nie jest takie częste – nie widać po nim, że to przekład. W czasie lektury nie napotkałam niezręcznie brzmiących wyrażeń czy kalek językowych, często psujących przyjemność z kontaktu z literaturą tłumaczoną. Jak już wspominałam wcześniej, narracja jest lekka i przesycona absurdalnym humorem, Przenośne drzwi są więc idealną lekturą dla kogoś, kto chce się odprężyć po ciężkim dniu lub szuka książki, która uprzyjemni mu podróż pociągiem.

Autor: Tom Holt
Tytuł: Przenośne drzwi
Tytuł oryginału: Portable Door
Tłumacz: Tomasz Wilusz
Ilustracja na okładce: Paul Kidby
Projekt okładki: Maciej Trzebiecki
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 6 października 2009
Miejsce wydania: Warszawa
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 320
Cena detaliczna: 29,90 zł
ISBN: 978-83-7648-250-7

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *