Akcja dzieje się kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w pierwszym tomie – jednakże w treści Czerwonej apokalipsy pojawia się bardzo niewiele odniesień do wcześniejszej historii, dlatego ci, którzy swoją przygodę z twórczością Wolffa rozpoczęli od tej książki, nie powinni czuć się zagubieni. Obie powieści łączy osoba Andrzeja Wirskiego – żołnierza polskiej armii. W Stalowej kurtynie był on tylko jedną z bardzo wielu postaci – w tej części zaczął już pełnić rolę zdecydowanie bardziej kluczową dla fabuły.
Po ukończeniu niezwykle trudnego szkolenia w jednostce amerykańskich sił specjalnych wyrusza on z misją wojskową na Ukrainę, by wziąć udział w specjalnym projekcie, opierającym się na współpracy polskiego i ukraińskiego wojska. Wszystko wskazuje na to, że zadanie nie należy do najprostszych, a młody sierżant będzie musiał wykazać się dużą czujnością – jednakże to, co spotyka go na miejscu, przekracza wszelkie jego oczekiwania. Staje się on bowiem świadkiem zamachu politycznego na prezydenta. Sprawcy ataku zostają namierzeni, ale mimo to udaje im się uciec. Ukraina w zastraszającym tempie pogrąża się w kryzysie, który stanowi zagrożenie nie tylko dla stabilizacji, ale i suwerenności państwa. Na ulicach miast wybuchają krwawe walki, które usiłuje stłumić wojsko. Niestety, to nie koniec kłopotów: zamachowcy atakują znowu, a ich ofiarą staje się premier, zaś secesjoniści przejmują kontrolę nad częścią kraju. W tym momencie siły sojusznicze – w tym siły polskie – wkraczają na ogarnięte chaosem ziemie, by przywrócić pokój. Zanim jednak zostanie on osiągnięty, na Krymie rozpoczynają się agresywne działania wojenne pomiędzy wspólnymi siłami Polski i Ameryku a Rosją, która – jak się okazuje – ma nadzieję zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy w głowach naszych dowódców pojawia się idea odzyskania „utraconego Lwowa” – wtedy nad Polską zaczynają zbierać się czarne chmury tytułowej Czerwonej apokalipsy – straszliwego zagrożenia, którego charakteru nie mam jednakże zamiaru zdradzać.
Tyle, jeśli chodzi o fabułę – trzeba przyznać, że wizja autora jest równie niesamowita i wstrząsająca, co ta zaprezentowana we wspominanej już Stalowej kurtynie. Jest to chyba odpowiedni moment, by odnieść się szerzej do tego, co łączy oba tomy cyklu Wolffa. Jak już zauważyłam wcześniej, fabularnych odniesień jest bardzo mało: ma to oczywiście swoje zalety, bo nie skonfunduje czytelnika nieznającego poprzedniej książki; jednakże moim zdaniem, jeśli pisarz zdecydował się uczynić Czerwoną apokalipsę kontynuacją (co zresztą widać już w warstwie graficznej: okładki obu utworów są utrzymana w tej samej stylistyce), a nie oddzielną powieścią, mógłby umieścić w niej większą liczbę nawiązań. Brakuje na przykład informacji o odbudowie naszego kraju po wojnie z Białorusią – myślę, że bardzo ucieszyłoby to tych odbiorców, którzy mieli już do czynienia z poprzednim dziełem pisarza.
O ile jednak trudno o wspólnotę w warstwie treściowej, o tyle w formalnej i jakościowej druga część wypada równie dobrze, jeśli nie lepiej od pierwszej – przede wszystkim jest tak samo wciągająca; trzyma w napięciu do ostatniej strony i czyta się ją bardzo szybko. Akcja rozwija się sprawnie – i, podobnie jak w Stalowej kurtynie – co chwilę przenosi się w różne miejsca: od gabinetów dowódców poszczególnych państw, w których toczą się dysputy polityczne utrzymane w estetyce kojarzącej się z cyklem powieści o Jamesie Bondzie, aż po ukraińską wieś, na której partyzanci przygotowują kolejne ataki. Czytelnik nie powinien jednak czuć się zagubiony: Wolff umiejętnie prowadzi narrację i dba o to, by intryga rozwijała się płynnie i harmonijnie, a wielość wątków nie przeszkadzała w odbiorze powieści. Ponadto, w trosce o odbiorców, na początku książki zostały umieszczone mapki, przedstawiające tereny, na jakich toczą się ukazane w tekście wydarzenia, a także lista pojawiających się postaci. Działania wojenne, stosowana w walce broń i sprzęty opisane są bardzo dokładnie, co nie tylko wpływa korzystnie na realizm świata przedstawionego, ale i pomaga czytelnikowi wczuć się w klimat i wciągnąć w wir akcji.
Omawiana książka ma wiele zalet – ale nie obyło się i bez pewnych niedociągnięć. Podobnie jak w Stalowej kurtynie, tak i tutaj znajdziemy zarówno postaci autentyczne (głównie czołowi politycy i generałowie), jak i fikcyjne. Niestety: jedna z wad obecnych w tamtej części została powielona i tutaj. Niektóre dialogi wydają się sztuczne i drętwe, a wypowiedzi rażą czasem swoją sztampowością i banalnością. Ponadto, mimo szczegółowych opisów bohaterów (które to notabene też potrafią być męczące, zwłaszcza jeśli dotyczą także osób całkowicie nieistotnych dla akcji, pojawiających się w zaledwie jednym akapicie na całą powieść), podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wciąż pozostają oni raczej „typami” wykreowanymi na podstawie stereotypów, niż wiarygodnymi, realistycznymi postaciami.
Kolejną sprawą, jaką należy poddać krytyce, jest poczucie humoru prezentowane przez autora. Moim zdaniem niektóre żarty są nieco przyciężkawe, by nie rzec prostackie (na przykład: (…) gdyby nie to, że Barack Obama był Afroamerykaninem, na pewno śmiertelna bladość przyozdobiłaby jego twarz.). Oczywiście, w tym przypadku piszę o czysto subiektywnych wrażeniach – to, co mnie nie rozbawiło, innym może się podobać.
Niestety, w tej części zawiodła także nieco korekta – w kilku miejscach dostrzegłam braki w interpunkcji, a także nieco niegramatyczne formy zdań.
Pomimo wyżej wymienionych słabości, czas spędzony na lekturze Czerwonej apokalipsy z pewnością nie będzie stracony. Powieść przypadnie do gustu przede wszystkim wielbicielom militariów i nurtu political fiction – jednakże i ci, którzy nie mieli do tej pory zbyt wiele do czynienia z tym gatunkiem, raczej nie powinni być rozczarowani.
Autor: Vladimir Wolff
Tytuł: Czerwona apokalipsa
Wydawnictwo: Ender
Data wydania: 2010
Miejsce wydania: Ustroń
Oprawa: miękka
Projekt okładki: Mariusz Kozik
ISBN: 978-83-930066-4-9
Liczba stron: 376
Format: 144×207 mm
Cena: 34 zł