Kiedy byłam młodsza, jakieś powiedzmy dziesięć lat temu, uważałam, że niektóre rzeczy powinny mieć specjalne oznakowanie: Uwaga, nie dla ponuraków! Moja opinia w tej kwestii nie zmieniła się do tej pory, a książka Johna Connelly’ego zdecydowanie zasługuje na takie ostrzeżenie na okładce. Mimo iż o Wrotach mówi się, że to fantastyka młodzieżowa, to raczej nie chodzi tu o kwestie wiekowe, a podejście czytelnika do świata. Ja do ponuraków nie należę, więc przy lekturze książki naprawdę świetnie się bawiłam.

Jedenastoletni Samuel Johnson nie jest typowym dzieckiem, przynajmniej w moim mniemaniu. Jest za to jak najbardziej typowym bohaterem literackim, jeśli chodzi o małych chłopców, którzy próbują uratować świat. Podobnie jak jego wierny towarzysz, jamnik Boswell, i dwójka przyjaciół, którzy mu w tym wszystkim pomagają. Czytając, nie sposób nie odnieść wrażenia, że już coś kiedyś takiego przeżywaliśmy z którymś bohaterem… W żaden sposób nie zmniejsza to jednak radości czytania.

Wszystko zaczyna się od tego, że Samuel jest pomysłowym i oryginalnym chłopcem, który postanawia świętować Halloween już od dwudziestego ósmego października. Bardzo logicznie tłumaczy to panu Abernathy, mieszkającego z żoną przy alei Crowleya 666, którego prosi o cukierka. Niestety, pan Abernathy nie podziela entuzjazmu chłopca względem przedwczesnego świętowania i odsyła go z niczym. Sam wchodzi do domu, gdzie z żoną i przyjaciółmi bierze udział w seansie magicznym. Nie z jakichś konkretnych powodów, tylko z nudów. Samuel obserwuje wszystko przez okno ich piwnicy, więc staje się świadkiem otwarcia portalu, wrót do Piekła, przez który przechodzą do naszego świata demony. Oczywiście, nikt nie wierzy Samuelowi, gdy ten próbuje ostrzec mamę i nauczyciela. Kto zatem uwierzy dziecku, mówiącemu o ataku demonów i zbliżającym się przybyciu Jego Złowrogości? Inne dzieci, czyli Maria i Tom, przyjaciele chłopca, a także… naukowcy! Ich cudowny Wielki Zderzacz Hadronów zrobił coś, o co nikt go wcześniej nie podejrzewał. Kiedy więc dostają wiadomość od Samuela, że może im powiedzieć, co się stało, nie wahają się i jeden z nich przyjeżdża.

Szczęśliwie dla ludzi, przybycie demonów zbiega się w czasie z Halloween, kiedy wszyscy przebierają się za diabły, demony, wampiry i co tylko się da, więc widok strasznych kreatur wywołuje raczej okrzyki zachwytu nad ich kostiumami niż przerażenie. Oczywiście do czasu, gdy demony nie robią się wredne i nie zaczynają robić ludziom krzywdy. Jednak ci nie dają się tak łatwo zastraszyć i bronią się wszelkimi możliwymi sposobami. Jednocześnie Samuel, jego mama, Maria, Tom i naukowiec obmyślają plan, jak pozbyć się potworów raz na zawsze i uratować świat.

Historia i świat wykreowane przez Connolly’ego nie zostały stworzone po to, by straszyć. Wręcz przeciwnie, całość jest tak opisana, że częściej się śmiałam niż bałam. Duża w tym zasługa świetnie prowadzonej narracji, która raz jest trzecioosobowa, a raz pierwszoosobowa. Dzięki temu nie tylko poznajemy myśli bohaterów, ale także mamy do czynienia z narratorem, którego możemy utożsamiać z autorem powieści poprzez jego przemyślenia. A te są dość wymyślne jak na książkę przeznaczoną dla dzieci i młodzieży, a dodatkowo ubrane w barwną formę, która bez problemu powinna trafić do każdego.

Także pisząc o zjawiskach fizycznych, autor nie robi tego w sposób przeładowany trudnymi wyrazami i terminami. W związku z zagadnieniami z zakresu fizyki na początku książki znajdziemy wiele przypisów o dość obszernej długości. Ale to, co w innych tekstach nudzi po pierwszym zdaniu, tutaj zaczyna fascynować i nie ma mowy o przerwaniu lektury.

Oczywiście, jak już napisałam, przez całą książkę towarzyszyło mi uczucie, że ja to już wszystko znam, już to czytałam. I wbrew wszystkiemu, nie jest to wadą ani nie stanowi problemu przy lekturze. Autor wykorzystuje znane i lubiane motywy, nadając im zupełnie nowy charakter, dzięki czemu czułam się jakbym wróciła do czasów swojego dzieciństwa.

Poza różnymi demonami, w książce najwięcej znajdziemy poczucia humoru – także w kwestii tych piekielnych istot. Bo czy można poważnie myśleć o Demonie Byków Ortograficznych lub Demonie Rzeczy Które Kręcą Się W Kółko Odrobinę Za Długo? Takimi właśnie śmiesznymi drobiazgami okraszony jest cały tekst, przez co trudno powstrzymać się od śmiechu.

Nie sposób nie docenić świetnego przekładu Elżbiety Gałązki-Salamon: podejrzewam, że nie każdy tłumacz poradziłby sobie z takim wyzwaniem. W mojej opinii to właśnie jej, poza autorem, zawdzięczać należy tak dobrze zbudowaną atmosferę i nastrój książki. Bo choć opowiada ona o Piekle i demonach, to nie przestaje śmieszyć.

Najmniej zachwytów wzbudza grafika okładkowa, która nie wygląda zbyt zachęcająco i mnie osobiście kojarzy się z literacką tandetą. W tym przypadku naprawdę nie należy oceniać książki po okładce. Nie dajcie się zwieść: to porcja świetnej literatury.

Sprawna fabularnie, napisana wspaniałym językiem, który przemówi i do młodszych i do starszych czytelników, z mnóstwem humoru i uśmiechu – taka właśnie jest powieść Connolly’ego. Momentami można wręcz odnieść wrażenie, iż autor parodiuje konwencje horroru, i to ze świetnym rezultatem. Genialna rzecz, która uchroni nas przed jesienną chandrą, powodując szeroki uśmiech. Idealna książka na długi, zimowo-jesienny wieczór.

Autor: John Connolly
Tytuł: Wrota
Tytuł oryginału: The Gates
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Elżbieta Gałązka-Salamon
Data wydania: 20 października 2011
ISBN: 978-83-60979-23-5
Okładka: miękka
Format: 125×195
Liczba stron: 304
Cena: 32 zł
Wydawnictwo: Niebieska Studnia