Świat jaki do tej pory znaliście już nie istnieje…
Nie ma czasu na bycie dzieckiem…
Teraz starcem zostajesz w wieku 20 i 25 lat…
Należy poddać się i przyzwyczaić do roli jaką nam narzucają…
Nie ma za wiele do wyboru…
Stań się marionetką… czekaj na powolną śmierć… lub spróbuj walczyć…
Chcesz uciec?
Pospiesz się bo czas biegnie do przodu, a twoja śmierć zbliża się nieubłaganie…
Rhine, Jenna i Cecily zostały porwane, a następnie sprzedane na aukcji. Wkrótce zostaną żonami bogatego Lindena, aby płodzić jego dzieci i dotrzymywać mu towarzystwa po śmierci jego ukochanej Rose. Zaczynają żyć w „idealnym” miejscu, świecie wykreowanym przez hologramy… Pozwalają sobie na zatracanie się w tym pięknie, w czymś co do tej pory nie było dla nich osiągalne.
Dlaczego?
One żyły w realnym świecie, miejscu zniszczonym przez III Wojnę Światową. Ich mąż daje im inne życie – mamiącą swym pięknem złotą klatkę. Ludzie już nie są wolni, są jak zwierzęta w zoo, którym mówi się: Popatrz… spójrz jak pięknie jest za szybą… Czujesz ten zapach… Zapach róż… Nie? Jak długo człowiek przyzwyczajony do wolności (nawet gdy nie jest ona tak piękna, a o każdy dzień trzeba walczyć) wytrzyma w uwięzieniu?
Rhine – narratorka książki, nie może pogodzić się z zamknięciem, od samego początku chce uciec, wrócić do brata, odzyskać możliwość mówienia „nie”. Czy jednak jest to możliwe w świecie, w którym przyszło jej żyć? W świecie, w którym kobiety traktowane są jak towar na półce sklepowej: Tak… ta ma zielone oczy, a ja lubię piwne… Chcę inną żonę… Zastrzel ją… Oddaj do burdelu… Nic mnie to nie obchodzi…
Czułam gniew, z każdą przewracaną stroną narastała we mnie złość. Jak to tak?! Dlaczego zawsze kobiety muszą być tymi, które są uciskane, niszczone psychicznie i fizycznie? Dlaczego nie mają praw? Nawet ,gdy świat się wali, to mężczyźni stoją na szczycie, martwią się o potomków i używają na prawo i lewo.
Pod maską uśmiechu i przyjaznych słów kryje się coś niebezpiecznego. (…) Tak, Mistrz Vaughn stanowi większe zagrożenie niż przygnębiony Zarządca Linden(…).
Jak dla mnie ojciec Lindena był po prostu diabłem wcielonym. Starcem, który ze swojego fanatyzmu zrobił życiową misję i do celu szedł po chodniku gęsto zaścielonym trupami. Nie cofnął się przed niczym, a jego maksymą chyba było Cel uświęca środki. Przerażający mężczyzna, trzymający wszystkich na uwięzi. Stworzył dom marionetek, które tańczyły tak jak im zagrał…
Z wyjątkiem Rhine, ta młoda dziewczyna za wszelką cenę starała się przeciwstawić teściowi. Trzeba przyznać, że to sprytna nastolatka. Choć czasami zatracała się w fikcji, szybko przypominała sobie, kto jest tutaj wrogiem.
Na uwagę również zasługuje Jenna – wie, że nie zostało jej wiele czasu, ale i tak pomaga głównej bohaterce, i w swój własny sposób sprzeciwia się tyranii.
Cecily, to zupełnie inna bajka. Dziewczynka została wychowana w sierocińcu, zawsze była sama, nic dziwnego, ze nowy – piękny świat, tak szybką ją omamił. Za wszelką cenę stara się o przychylność Lindena, chce jego uwagi i miłości, by nie czuć się samotną. To dziecko, które ze względu na okoliczności musiało bardzo szybko dorosnąć…
To miejsce – ten świat – nie pozwala już dzieciom na przeżywanie dzieciństwa.
Linden to raczej chłopiec, a nie mężczyzna… Co on wie o świecie, skoro sam był wychowywany przez despotycznego ojca w zamknięciu… Przed nim jeszcze długa droga, aby wybudzić się ze snu w jakim żyje… A przebudzenie, nie będzie delikatne, bolesna prawda kiedyś wyjdzie na jaw…
– To miejsce jest jak wyjęte z koszmarnych snów. Kiedy już zaczynam myśleć, że wszystko się ułoży, coś strasznego wychodzi na jaw. Chciałabym móc się obudzić. Vaughn to potwór.
Przerażająca wizja świata, jaką wykreowała autorka to dopiero wstęp do dalszych części „Chemicznych światów”. Książka ma coś w sobie, jest inna, ciekawa, wzbudza w nas emocje. Przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej, jeśli chodzi o „akcję” na stronach powieści. Myślę, że kolejne tomy zapewnią mi więcej niesamowitych zwrotów akcji, napięcia itp. Pierwszy tom to raczej snuta przez główną bohaterkę opowieść – wprowadzenie.
Książkę uznaję za udany debiut, mogło być więcej niebezpiecznych scen, Gabriela – ukochanego Rhine (wyszedł „papierowy” na tle innych) oraz mogło byś o wiele lepsze zakończenie, ale wybaczam te niedociągnięcia pani DeStefano.
Warto przeczytać Atrofię, ma interesującą fabułę i na pewno sprawi, że zaczniemy się zastanawiać jak bardzo prawdopodobny jest to los dla naszych przyszłych pokoleń…
Tytuł: Atrofia
Autorka: Lauren DeStefano
Przełożyła: Magdalena Rychlik
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 320
Cykl: Trylogia Chemiczne Światy; Tom 1