Akcja osadzona jest w okresie dynastii Qing, czyli tak, jak w czasach starego chińskiego kina, gdzie królowali Jackie Chan czy Gordon Liu. Ping oparł produkcję na legendzie o „królu żebraków” znanego jako Su Qi-Er, który był zamożnym i szanowanym człowiekiem, dopóki nie wydarzyła się pewna tragedia.
Fabularnie możemy podzielić „Prawdziwą legendę” na dwa segmenty, które tak jakby tworzą odrębne opowieści – pierwsza, gdy Su Qi-Er rywalizuje ze swoim przyrodnim bratem oraz druga, gdy wiedzie z synem żywot żebraka.
Produkcja Yuen Woo Pinga właśnie taka jest – staromodna w formie i treści. Poza kilkoma nowinkami technicznymi (kręcenie w 3D, okazjonalne efekty komputerowe) można rzec, że obraz był tworzony w duchu pierwszych filmów reżysera i jest też hołdem dla jednego z najsłynniejszych produkcji w karierze Pinga – „Pijanego mistrza”.
Ping, jak zawsze, był również choreografem walk. Walki są efektowne i oparte w większości na umiejętnościach aktorów. Pochwalić należy także pracę kamery, która podczas pojedynków przeważnie była idealnie oddalona, aby można było podziwiać w całości pracę rąk i nóg. Montaż wydaje się być nieco zbyt dynamiczny.
Ping jest jednym z najlepszych w swoim fachu, ale po „Matriksie” wyraźnie coś się z nim stało. Oddał się kompletnie formie potocznie zwanej „wire-fu”, czyli tworzeniu widowiskowych walk w stylu wuxia, w której bohaterowie robią nierzeczywiste ewolucje, dzięki przyczepieniu do sznurków. Często nawet latają lub podskakują na kilkanaście metrów. Stąd też mieszane odczucia z walk w „Prawdziwej Legendy” – z jednej strony układ jest kwintesencją widowiska, umiejętności, a nieschematyczne rozwiązania ciosów często imponują. Niestety jest to przeplatane z dość nużącymi momentami nierealnych akrobacji. Można czasem przymknąć na to oko – w końcu to opowieść oparta na legendzie, więc w jakimś stopniu można podpiąć ją pod baśń. Po Yuen Woo Pingu ma się jednak większe oczekiwania, niż ciągłe tworzenie walk w duchu „Matriksa”.
Obsada prezentuje się dobrze – Man Cheuk Chiu w głównej roli, poza dobrymi umiejętnościami w sztukach walki, również aktorsko udaje mu się stworzyć wiarygodną postać, z którą widz nawiązuje emocjonalny kontakt. Andy On, w roli jego złego przyrodniego brata umiejętnościami imponuje, choć aktorsko wypada gorzej – jego postać jest zbyt jednowymiarowa, schematyczna, aż czasem komiczna.
W epizodycznej roli widzimy Michelle Yeoh, która jest miłym dodatkiem do całości oraz słynnego reżysera, Fenga Xiao Ganga, który jak zawsze dodaje nieco humoru. Warto odnotować również, że „Prawdziwa legenda” to jedna z ostatnich ról już nie żyjącego Davida Carradine’a.
Pomimo delikatnego niesmaku w związku z choreografią Pinga, film nadal jest dobrą pozycją dla fanów kina kopanego, którzy znajdą to, co pokochali w starym chińskim stylu. Dzięki „Prawdziwej legendzie” możemy na chwilę przenieść się do czasów, w których widowisko tworzyli ludzie z niesamowitymi umiejętnościami w sztukach walki, a nie armia programistów. Produkcja Pinga w wyważony sposób dostarcza widzom emocji i widowiska, którego oczekują.
Ocena: 8/10
Autorem recenzji jest Adam Siennica.