Zaczynamy w Ankh-Morpok, największym i najstarszym mieście Dysku. Tutaj w sklepie ze smażoną rybą możecie kupić ziemniaki, a nad wszystkim unosi się niepowtarzalny zapach ścieków. Właśnie do Ankh-Morpok przybywa Dwukwiat – pierwszy turysta Dysku. Jak przystało na turystę, nie rozstaje się z kieszonkowymi rozmówkami, na grzbiecie nosi kwiecistą koszulę, a na głowie kapelusz. Ma też Bagaż – magiczną skrzynię bez dna, z własnym kompletem maleńkich nóżek. Nawet w Świecie Dysku słyszano o teorii, według której popyt należy zaspokoić odpowiednią podażą. Skoro znalazł się Turysta, musi się znaleźć także i Przewodnik.
Jeśli totalny chaos jest błyskawicą, to przebywanie w twoim towarzystwie jest jak stanie na wzgórzu podczas burzy, w mokrej, miedzianej zbroi, krzycząc „wszyscy bogowie to idioci!”.
A to jeszcze nie koniec problemów. Przecież w każdej bajce musi być czarny charakter. W tej konkretnej bajce będzie nim Trymon – czarnoksiężnik z ambicjami. Owe ambicje sięgają wysoko, bo aż na szczyt hierarchii Niewidocznego Uniwersytetu. Fakt, iż droga na szczyt musi być usłana paroma trupami, zdaje się w ogóle Trymonowi nie przeszkadzać. I tak, jednym z tych trupów powinien być Rincewind.
Jako rzekłam, film „Kolor Magii” powstał na kanwie dwóch książek Pratchetta – „Koloru Magii” właśnie oraz „Blasku fantastycznego”. Tak się zabawnie składa, że czytałam obie. Oczywiście, można oglądać film bez znajomości pierwowzorów, ale… Ale ileż ja miałam zabawy, oglądając na ekranie to wszystko, o czym czytałam. Dwukwiat, ten uroczo naiwny Dwukwiat, świetnie zagrany przez Seana Astina (tak, proszę państwa, oto Sam, ten od Froda). Sponiewierany i wciąż jakby lekko zagubiony Rincewind (David Jason). Ile wyrazistości nabrał zły i podstępny Trymon, gdy wcielił się w niego absolutnie fantastyczny Tim Curry (ktoś pamięta go jako kardynała Richelieu?). Muszę jeszcze wspomnieć o jednym, epizodycznym smaczku. Otóż przygody bohaterów są dość niebezpieczne, często balansują oni na granicy Śmierci… A Śmierć mówi głosem Christophera Lee. Ba, nie tylko mówi, rzuca ciętymi i zabawnymi uwagami! Drżyjcie, śmiertelnicy!
Właśnie, przygody… Czegóż w tym filmie nie ma? Są potężne Zaklęcia, to już wiecie. Są smoki, trolle, małpy, wojownicy, kapłanki i Bagaż. Skoki z dużych wysokości, (nie tylko) miękkie lądowania, szczęk mieczy, buzująca magia i żywe dialogi. Nie sposób nie zauważyć również pięknych scenerii, w jakich przyszło bohaterom walczyć o życie, swoje i cudze. Fanów prozy Pratchetta chyba nie muszę do tego filmu przekonywać. A wszyscy pozostali, szukający dobrej i inteligentnej rozrywki na niedzielne popołudnie – częstujcie się śmiało. Będzie tego więcej!