Furia. Słowo, które zdecydowanie niesie w sobie negatywne emocje. To złość, to przekroczenie granic, nieobliczalność. I choć Malik Solanka, główny bohater powieści Salmana Rushdie’go, wydaje się być człowiekiem spokojnym, tak głęboko w nim tkwi swego rodzaju potwór. Jak zresztą w każdym z nas.
Z bestialską zuchwałością wysuwa twarz do przodu. Dlaczego jej czoło przysłonięte grzywką, podobnie jak jej buzia, nosi już ślady na wskroś ohydnej natury? Może Degas wie o przyszłości tancerki coś, z czego my nie zdajemy sobie sprawy. Ze szkoły baletowej wybrał młódkę nad wiek zdemoralizowaną i pokazał, jak przywiędła przed czasem.
Emancypantki, znakomita, klasyczna powieść Bolesława Prusa, doczekała się nowego, eleganckiego wydania i kolejny raz przypomniała o sobie. I bardzo słusznie, bo mimo upływu lat wciąż jest to najwyższej klasy literatura.
Zaskakujące zwroty akcji to jego znak rozpoznawczy oraz W tym gatunku już lepiej być nie może – takimi słowami thriller Gregga Olsena rekomendują na okładce Lisa Gardner i Lee Child. Czy po takich zachętach ze strony mistrzów gatunków może być źle?
Jacek Piekara – to pisarz należący do ścisłego grona polskich twórców fantasy. Większość jego bogatego dorobku stanowią opowiadania, z czego najbardziej znane są cykle o czarodzieju Arivaldzie z Wybrzeża i o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie. Cykl Inkwizytorski cieszy się większą popularnością, autor traktuje go priorytetowo i co jakiś czas pozwala czytelnikom poznawać nowe szczegóły alternatywnego średniowiecza i kolejne przygody mrocznego „bożego sługi”. Nadarza się jednak okazja, by sięgnąć po cykl o czarodzieju, chociażby dla swoistej równowagi. O ile bowiem świat Mordimera jest dość posępny i brutalny (niepozbawiony humoru, który jednak prędzej wywoła dreszcz niż uśmiech), o tyle świat Arivalda, potraktowany z przymrużeniem oka, utrzymany jest w jaśniejszych barwach; tematyka jest lżejsza i nieco szelmowska.
Spokojny wieczór, kubek aromatycznego kakao i książka. Najlepiej mądra, dowcipna i pięknie napisana… Taka jest właśnie powieść Iwony Menzel W poszukiwaniu zapachu snów.
Nie wiem czy wszyscy, którzy książki piszą lub do ich pisania się przymierzają, wiedzą, co najlepiej stymuluje wenę twórczą, co wpływa na natchnienie niczym nadejście wiosny na pierwiosnki, krokusy i fiołki. A jest to takie oczywiste – wystarczy się zakochać! Poszukać obiektu, w którym można ulokować uczucie, najlepiej nieodwzajemnione i to wszystko – jak historia literatury zdaje się pokazywać, wystarczy wówczas już tylko usiąść i czekać na Muzę, która prędzej czy później się pojawi i napełni głowę literata wiekopomnymi pomysłami.
Na Serię o Dorze Wilk marudziłam niesamowicie. Po tylu ochach i achach myślałam, że będzie to cykl wręcz nie z tej ziemi. Tymczasem okazało się, że o ile Złodziej dusz był nawet dobry, to kolejne dwa tomy nieco mnie zmęczyły. Poprawa nastąpiła we Wszystko zostaje w rodzinie. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po Egzorcyzmy Dory Wilk.
Łakomstwo, obżarstwo, zachłanność? A może wykwintna sztuka smakowania – degustacji? Tych wszystkich określeń używamy do opisania jednego zjawiska – niepohamowanej chęci jedzenia, zaspokojenia naszego podstawowego instynktu. A może właśnie są to antonimy, które jeszcze do niedawna w ogóle nie były wyrazami bliskoznacznymi? O ile przy pierwszym zestawie pytań jest to kwestia indywidualna, tak w drugim zestawieniu odpowiedź jest tylko jedna: (…) są to antonimy, które dopiero niedawno weszły do języka, jako wyrazy bliskoznaczne.
Po przeczytaniu dwóch trzecich cyklu Piotra Kulpy Pan na Wisiołach dotarło do mnie, jakie to szczęście, że są pisarze, którzy chcą – i potrafią! – korzystać z rady mistrza Hitchcocka. O ile bowiem Mroczne siedliskookazało się prawdziwie mocnym uderzeniem, wciągając z siła huraganu w pełną grozy rzeczywistość przeklętej osady zawieszonej na pograniczu dwóch światów, o tyle Krzyk mandragory nie tylko uniósł ciężar wygenerowanego napięcia, ale wręcz wyniósł je na wyżyny w iście brawurowym stylu.