
„Kwiat paproci”, Dominik Sokołowski – recenzja

W alternatywnej wersji dziewiętnastowiecznego Londynu tajemnicza szczupła postać na szczudłach otoczona niebieskimi płomieniami atakuje nastolatki. Wszystko wskazuje na to, że napady mają motyw seksualny. Sir Richard Burton, niezrównany lingwista, naukowiec oraz mistrz fechtunku, przyjmuje od premiera propozycję rozwiązania sprawy Skaczącego Jacka oraz – co oczywiście okaże się powiązane – nawiedzających East End wilkołaków. Przy boku Burtona stanie, poszukujący prawie masochistycznie bólu, młody poeta Algernon Swinburne.
Zwykłam nie określać książki mianem złej tylko i włącznie dlatego, że nie trafiła ona w mój gust. Bywa, że pierwsze zetknięcie nie odkrywa przede mną pewnych istotnych cech znacznie wpływających na ogólny odbiór, dlatego zdarza mi się konfrontować własną opinię z innymi recenzentami, by uzyskać nowe spojrzenie na problematyczny obiekt. W przypadku trylogii pióra Guy’a Gavriela Kay’a nie zdołałam, niestety, dostrzec tego, co pozostałych czytelników wprowadziło w zachwyt. Aby nie być gołosłowną, spieszę z wyjaśnieniami.