Przez ostatnie trzy tygodnie jedynie przyglądałam się z boku zamieszaniu i emocjom, jakie wywoływała w czytelnikach i/lub widzach ekranizacja powieści Ellen James Pięćdziesiąt twarzy Greya. W dzień premiery nie chciałam iść, w końcu z piątkiem trzynastego lepiej nie zadzierać, a dzień po premierze było jeszcze gorzej, gdyż wypadał dzień św. Walentego. Kiedy jednak opadł kurz po internetowych sporach, wymianach zdań i wrażeń, uznałam, że najwyższa pora, żebym i ja obejrzała film, który miał być najbardziej kontrowersyjną i najbardziej oczekiwaną premierą Anno Domini 2015. Wybrałam seans tuż po zakończonych feriach zimowych, licząc na ograniczoną ilość widowni i się nie zawiodłam. Pierwsze wrażenie było dobre: kiedy zgasły światła, rozległy się pierwsze takty piosenki I Put A Spell On You Annie Lennox, która otwiera całą ścieżkę dźwiękową Pięćdziesięciu twarzy Greya.
Czy utracone wspomnienia pomogą odnaleźć miłość?
Nerwy, uśmiech, obojętność – Polański stworzył uniwersalną komedię o ludzkich wadach.
Służące przez wiele tygodni były najchętniej oglądanym filmem w USA. Jest to opowieść o miłości, przyjaźni i odwadze. Choć film opowiada o dzielnych kobietach, z całą pewnością nie jest on przeznaczony wyłącznie dla żeńskiej widowni. Zdecydowanie każdy znajdzie w nim coś dla siebie.
