Oglądając za czasów szczenięctwa pokazy iluzjonistów, zawsze zastanawiała mnie ich technika. Jakim sposobem pióra mogły zmienić kolor tylko przy przejściu przez rurkę? Dlaczego magik zawsze wyciągał odpowiednią kartę lub chusta stawała się bukietem kwiatów? Wtedy też poznałam kilka sekretów, nauczyłam sztuczek i spora część uroku takich pokazów się ulotniła.
Bernard Cornwell, pisząc swoją trylogię, skonfrontował dwa różne spojrzenia na arturiańską legendę. Wielu z nas zna wersję, jaką przedstawiłby nam bard. Tym razem poznajemy bardziej rzeczywisty bieg wypadków, bez ozdobników, wyolbrzymiania ciekawych punktów, historię „z krwi i kości”. I jest to na swój sposób wspaniałe; Artur i jego rycerze stają się nam bliscy przez utratę otoczki idealizmu. Jednak ja wciąż cierpię, zupełnie jak Igraine (księżna, która zleciła zakonnemu bratu Derflowi spisanie jego wersji wydarzeń), gdy bajeczna otoczka powoli się rozmywa.
Na początku wspomniałam o magii i nie jest to bez znaczenia. Druga część cyklu, Nieprzyjaciel Boga, w wielkiej mierze opiera się właśnie na niej. Jak można było przeczytać w Zimowym Monarsze, Merlin postanowił wyruszyć w niebezpieczną wyprawę po Kocioł – jeden z trzynastu Skarbów Brytanii – by w ten sposób przywrócić starą religię. Czym są te tajemnicze przedmioty? Darem ofiarowanym przez bogów ludziom. Legenda obrosła wokół nich jest czarowna, więc nie rozpiszę się na ten temat. By odzyskać wspomniane naczynie (posiadające moc przywracania życia i młodości) stary druid z towarzyszącą mu kapłanką Nimue muszą wyruszyć Ciemną Drogą, niezwykle niebezpiecznym szlakiem przez srogi i wrogo nastawiony kraj. Razem z nimi w podróż wybiera się Derfel, przyjaciel Artura, (wojownik, który spisuje swoje wspomnienia z tamtych odległych czasów) oraz jego ludzie.
Historia opisywana w tym tomie jest nieprawdopodobnie wręcz wciągająca. Sukcesy przeplatają się z gorzkimi porażkami, walka o ziemie i władzę nigdy nie cichnie, zwroty w zawieranych sojuszach, nowych zdradach i obecnych wrogach nie pozwolą nam się nudzić ani przez chwilę. I mimo tej całej militarnej zawieruchy najwięcej do powiedzenia mają emocje: prawdziwa przyjaźń, dozgonna miłość i gorzkie rozczarowanie.
Tym razem czytelników czeka prawdziwa uczta. Polskie wydanie wydawnictwa Erica ma ok. 550 stron, a i tak nie mogę zdradzić wiele z fabuły, by nie zepsuć Wam fantastycznej zabawy. Autor prowadzi akcję ani za szybko, ani zbyt wolno, zmienia jej tempo dając nam czasem odpocząć i robi to z prawdziwym wyczuciem. Bohaterowie – pogubieni, błądzący, popełniający błędy i cierpiący zdrady najbliższych – stają się zupełnie realni. Technika pisarska także stoi na wysokim poziomie, nic nie można jej zarzucić, tylko się uczyć. Książka na pewno nie jest dla wszystkich. Wielu rozpłynie się w zachwycie nad niezwykle szczegółowym przedstawieniem świata. Pisarzowi trzeba przyznać talent genialnego wręcz łączenia wygrzebanych w źródłach historycznych faktów dotyczących epoki lub postaci, z literacką fikcją i elementami legendy – w żadnym momencie nie możemy narzekać na nienaturalność akcji.
Lecz mimo niezaprzeczalnego pisarskiego majstersztyku, rozmiłowani w arturiańskich opowieściach czy baśniowej atmosferze, mogą poczuć się zawiedzeni. Zdania zmienić nie mogę – próby realnego przedstawienia mitów i legend to dla mnie niepotrzebny zachód. Nawet jeśli kiedyś istniał „prawdziwy” Artur, to nie jego kochamy. Odzieranie tej opowieści z bajecznej otoczki, to jak poznawanie sekretów iluzjonistycznych sztuczek – traci swój urok. Mimo to nie mogę tej książki nie polecić, byłoby to z mojej strony co najmniej niewłaściwe.
Autor: Bernard Cornwell
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica , Wrzesień 2010
ISBN: 978-83-62329-06-9
Liczba stron: 560
Wymiary: 140 x 205 mm