Europa, jako kolebka kultury, wspólnota niepodległych narodów, pielęgnujących odrębność tradycji, kulturę i unikatowość, kontynent pokojowy otwarty dla wielokulturowości – kto szuka tych wartości zamiast czytać „Martwą Europę” Christosa Tsiolkasa, powinien raczej poczytać foldery biur podróży.
Powieściowa Europa nie ma bowiem nic wspólnego z pozytywnym wizerunkiem. Sztandarowe metropolie, miasta-symbole, jak Ateny, Londyn, Paryż, Praga czy Berlin są raczej zdegenerowanym odbiciem zachodniej kultury konsumpcji.
Isaac, jako główny bohater „Martwej Europy” jest postacią wykreowaną w sposób bardzo przemyślany. Jego pochodzenie, homoseksualizm, Żydowskie (nie bez przyczyn i konsekwencji) imię, a nawet fotograficzna pasja składają się na – używając fotograficznej metafory – kolejne filtry, przez które do czytelnika dociera przekaz rejestrowany obiektywem Isaaca. Bohater zawsze widzi otaczający go świat z perspektywy obcego. To, co może znaleźć w przewodnikach turystycznych niespecjalnie go obchodzi. Ważniejsze jest poznanie prawdy o tym świecie, do którego tak daleko z krainy kangurów, a właściwie wyrobienie sobie opinii i zarejestrowanie takiej wizji Europy, która mogłaby mimo paradoksów złożyć się w całość i za prawdę uchodzić. Także próba reaktywacji dawnych znajomości, znalezienia porozumienia z ludźmi, z którymi łączyły go więzy rodzinne czy przyjaźń okazuje się niemożliwością – degeneracja i zmiany ostatnich dziesięcioleci, wycięły w Europejczykach i ich świadomości bliznę, która nie zniknie po jednej czy dwóch nocach rozmów, picia i seksu.
Europa w tej chłodnej prozie staje się duszna jak niewietrzony pokój, organiczna i zmysłowa – pełna zapachów, wydzielin, gniewu i napięcia – etnicznych i rasistowskich uprzedzeń, cwaniactwa, przekrętów i nienawiści. To co najbardziej uderzyło mnie w książce, to zupełna degeneracja sfery seksualności, dehumanizacja wszechobecnego seksu. Ciało raz jest u Tsiolkasa towarem, posiadającym wymierną handlową wartość, innym razem znowu obiektem czystej i niepohamowanej żądzy, jeszcze innym, po prostu częścią ogromnej mechanicznego porno-przemysłu, pracującego na pełnych obrotach tuż pod pierwszą – turystyczną i pokazową warstwą miasta. Przerażające jest to, jak podążając w tę podróż razem z Isaakiem czytelnik coraz głębiej daje się porwać w coraz bardziej grząskie pokłady perwersji, podległości i beznadziei.
Kontrapunktem dla tej przygnębiającej współczesności jest wprowadzenie mityczno-historycznego wątku rodzinnej klątwy i obciążającej ród Panagisów krwi niewinnego Żyda, zabitego przez człowieka, który obiecał ochronić go od śmierci z rąk Niemców. Ten wątek i jego konsekwencje odrealniają całą resztę, przez wprowadzenie elementu legendy, fantastyki pozwalają zdystansować się trochę od przygnębiającego mrocznego realizmu części współczesnej.
Książce Tsiolkasa z pewnością nie można odmówić siły i sugestywności szkicowanych oszczędną i dosadną prozą sytuacji. Czytanie „Martwej Europy” jako powieści o współczesności, globalizacji i spotkaniu Australijskiej niewinności z Europejskim zepsuciem może zaowocować posądzeniami o powierzchowność i niekompetencję. Uważam, że „Martwą Europę” przede wszystkim należy traktować jako horror i to horror bardzo realistyczny, wpisujący się w stylistykę miasta-labiryntu bez wyjścia, znany choćby z „Harry’ego Angela” czy „Nie oglądaj się teraz”. Tym bardziej, że Tsiolkas rozpoczyna z czytelnikiem dość jasną grę. Drogowskazami stają się wątki żydowskie, a z drugiej strony ich przeciwieństwa – jak tatuaż w kształcie swastyki czy wciąż obecna i silna nienawiść do Żydów. Szkoda tylko, że nie bardzo umiałem wyczytać zasady tej gry. Skończyła się w ślepym zaułku i wyczerpała mnie mocno sądzę, że mimo wszystko, po tak ciężkiej porcji mroku, zła i zepsucia jaką autor zamknął na 400 stronach powieści, z pewnością nie jest to pozycja do której będę entuzjastycznie wracał.
Autor: Christos Tsiolkas
Wydawnictwo: Wydawnictwo Replika, Replika , Luty 2010
ISBN: 978-83-7674-020-1
Liczba stron: 432
Wymiary: 145 x 205 mm
Redaktor: Paulina Wierzbicka
Tłumaczenie: Maciej Płaza