DożywocieOkładka Dożywocia Marty Kisiel zachęca. Tajemniczy dom, obramowany pojedynczymi piórami, przed drzwiami budynku stoi zaciekawiony mężczyzna. Już niebawem drzwi Lichotki otworzą się przed nim, co całkowicie zmieni jego życie. Każdy przyzwoity czytelnik powinien w tej chwili sięgnąć po książkę i odmienić swoje – przynajmniej na kilka wieczorów.

I bez wątpienia byłaby to zmiana na lepsze, ponieważ powieść aż skrzy się humorem. Niezwykle barwni są jej bohaterowie, dożywotnicy, których w tajemniczym, otrzymanym w spadku domu poznaje Konrad Romańczuk. Licho – wiecznie zasmarkany aniołek z alergią na pierze, Szczęsny – panicz, który popełnił dwa nieudane samobójstwa i od dwóch wieków z okładem snuje się po okolicy, klecąc romantyczne wierszydła, Krakers – pradawny potwór z talentem kulinarnym drzemiącym w każdej macce… i inni. Nie będę psuła czytelnikom radości z samodzielnego poznawania tej gromadki.


Wydarzenia, które spotykają dożywotników, są nie mniej interesujące od nich samych. Już samo Licho buszujące bez nadzoru po Internecie może narobić niezłego zamieszania, a co dopiero cała ferajna szykująca Wigilię… Konrad skończy przykuty do drzewa, jego agentka zaprezentuje Szczęsnemu, jak przeprowadza się research, nie zabraknie wątków miłosnych, znajdzie się przynajmniej jeden przestępca z otoczką, jakiej nie powstydziłby się bohater żadnego kryminału, oraz trupa czarnych charakterów, z których dumny byłby każdy pisarz.

Na ich czele bez wątpienia znajduje się pewne trio, które nawiedza Lichotkę zdecydowanie zbyt często, pod zdecydowanie denerwującymi pretekstami. Zachowanie gości oraz próby ich wyproszenia przez domowników zaowocują mnóstwem barwnych sytuacji, które przykują uwagę czytelnika na długo. Popełniłam pewien błąd, czytając Dożywocie w pociągu – ciągłe wybuchy śmiechu sprawiły, że obserwował mnie cały przedział.

Język, którym posługuje się autorka, zachwyca. Zarówno narracja, jak i opisy przykuwają uwagę. Dokładniej – uwagę otoczenia przysłuchującego się wybuchom śmiechu czytelnika Dożywocia. Bo naprawdę trudno zachować kamienną twarz. Prócz niezliczonych dowcipów i ciekawych rozwiązań, tekst wypełniają aluzje do klasycznych dzieł, głównie romantycznych. Wychwytywanie ich sprawiało mi wielką frajdę.

Ogromną zaletą książki jest to, że wciąż zaskakuje. W zasadzie nie da się przewidzieć, co autorka przygotowała na kolejnych kartkach: gdy Konrad rozmawia przez telefon – nie możemy być pewni tożsamości rozmówcy, kiedy w Lichotce ktoś się pojawia – skutki tej wizyty spadają na czytelnika jak grom z jasnego nieba. „W Lichotce normalność zachowań nigdy nie obowiązywała” – głosi napis na okładce książki i trudno się z nim nie zgodzić.

Pierwszy raz zetknęłam się z twórczością Marty Kisiel w opowiadaniu zatytułowanym Dożywocie, zamieszczonym w antologii Kochali się, że strach; jak łatwo się domyślić, było to jednocześnie zetknięcie z Lichotką i przyległościami. Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu i zapadło głęboko w pamięć, ucieszyłam się więc, widząc pewnego dnia nazwisko autorki w „Science Fiction, Fantasy i Horror” (44/2009) w sąsiedztwie tekstu Przeżycie Stanisława Kozika – który także prezentował wysoki poziom. Trudno się zatem dziwić, że wieści o debiutanckiej książce Marty Kisiel wyczekiwałam jak kania dżdżu, a premierę Dożywocia przyjęłam z zachwytem. W skład zbioru weszły: tytułowe Dożywocie, Upadły anioł, różowy królik, Ujma na horrorze, Cierpienie i wielokropki oraz Mroczna tajemnica Rudolfa Valentino. Niech za ich rekomendację posłuży to, iż aby spisać informacje bibliograficzne, musiałam książkę wyrywać narzeczonemu, który zabrał się do lektury w tym samym momencie, w którym ja doczytałam ostatnie zdanie.

Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Dożywocie
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilustracja okładkowa: Marcin Warzecha
Projekt okładki: Paweł Zaręba
Oprawa: miękka
Format: 125×195
Liczba stron: 376
Data wydania: 2010
Miejsce wydania: Lublin
ISBN: 978-83-7574-253-4