Aż poleje się krewWiele jest dobrych filmów. Są obrazy, które przyjemnie się ogląda, lecz po wyjściu z sali kinowej zostaje po nich niewiele. Istnieją produkcje, których ogrom wciska w fotel, a napięcie szybuje w górę tak wysoko, że jeszcze przez kilka kolejnych dni widz rozpamiętuje szczególnie emocjonujące sceny. Mamy filmy, które druzgocą człowieka i odzierają z naiwności, a brutalna prawda w nich zawarta nie pozwala na ich ponowne obejrzenie. Są wreszcie filmy takie, jak Aż poleje się krew Paula Thomasa Andersona, które wżynają się w umysł, zachwycają wykonaniem, a ich wspomnienie nie blaknie mimo lat, jakie minęły od projekcji.

Film jest wynikiem spotkania trzech dużych nazwisk: wspomnianego reżysera, Paula T. Andersona, scenarzysty Erica Schlossera i Uptona Sinclaira, autora książki „Oil!” która posłużyła za podstawę dla filmu. Przesadą jednak byłoby uznanie Aż poleje się krew za adaptację prozy Sinclaira – choć zawiera wiele odniesień i konstrukcyjnych podobieństw, w dużej mierze jest to historia oryginalna, w której rozłożenie akcentów nie jest tak jasne i kategoryczne.


Fabuła koncentruje się na postaci Daniela Plainview, byłego kopacza, który przypadkiem odkrywa ropę i zamienia się w nafciarza – sprawnego, dynamicznego i bezwzględnego. Pewnego dnia zgłasza się do niego Poul Sunday, oferując kupno rodzinnej ziemi, pod którą znajdować ma się spory zapas ropy. Daniel wyrusza razem ze swoim partnerem i synem, H.W. (przygarniętym po śmierci przyjaciela Plainview) na farmę, gdzie – nie bez problemów –  kupuje tereny. Wtedy też następuje pierwsze spotkanie z Elim Sundayem, pastorem miejscowego kościoła, który nie do końca zadowolony jest z obecności nafciarza.

Niedługo potem Daniel wykupuje większość ziemi i rozpoczyna wydobycie, ale nie przebiega ono bezproblemowo: w wyniku wypadków obrażenia odnoszą ludzie, w tym syn Daniela, który traci słuch. Z czasem potęga i wpływy Plainview zaczynają rosnąć, a wraz z nimi pojawiają się następne wyzwania i możliwości. Nafciarz całkowicie angażuje się w pracę, zatracając się w kolejnych dochodowych przedsięwzięciach i wkładając w to całe swoje serce i duszę. A także gniew – gdyż rozwój wypadków wcale nie podoba się pastorowi, który zamierza wydać Danielowi otwartą wojnę o rząd dusz miasteczkowej społeczności…

Jak wspominałem, film nie jest tak kategoryczny w kwestiach ideologicznych jak książka i dopuszcza wiele interpretacji. Jeśli rozpatrywać Aż poleje się krew w sposób dosłowny, otrzymamy przypowieść o destrukcyjnej sile pieniądza, która konsumuje i niszczy wszystko na swej drodze. Daniel ma obok siebie syna i jest szczęśliwy, dopóki nie wpada w tryby brutalnego kapitalizmu, przedkładając pogoń za pieniądzem i zawodowe spełnienie nad rodzinę i spokojną egzystencję. Zmienia się w bezwzględnego, brutalnego i podstępnego przedsiębiorcę, bez skrupułów wykorzystującego swoje możliwości. Kapitalizm Daniela znajduje jednak godnego przeciwnika w osobie Eliego, pastora uosabiającego religijną ciemnotę, fałszywego proroka widzącego w nafciarzu zagrożenie mogące wyrwać wiernych z opiumowego snu, jakim są nabożeństwa, pełne kłamstwa i obłudy. W takim ujęciu ich konflikt jest walką dwóch szatanów nad duszami prostych ludzi, którzy – niezależnie od tego, która strona wygra – ulegną nieodwracalnej zmianie.

Jednak jeśli sięgnąć głębiej, można dojść do wniosku niemal odwrotnego – poszukiwania Daniela nie są celem, ale raczej środkiem zastępczym, mającym zaleczyć jego ból, samotność i frustrację. Środkiem przeciwbólowym, w którym topi swoje rozczarowania związane z ludźmi. W końcu widzimy przecież, że i Plainview może być szczęśliwy, potrafi dbać o swego syna i cieszyć się z powrotu brata. Czy więc jego zgorzknienie nie jest reakcją na bezwzględność świata, który pragnie go zgnieść, on zaś, by przetrwać, musi stać się jeszcze gorszy?

Az poleje sie krewTen dramat człowieka uwikłanego w bezlitosne tryby społeczeństwa i biznesu dodatkowo podkreśla oprawa: zimna, nieprzystępna, szorstka i niezwykle piękna. Film pozbawiony jest w zasadzie wszelkich wizualnych wodotrysków, widz nie uświadczy tu porażających efektów specjalnych, a mimo to zdjęcia Roberta Elswita nadają miejscu akcji niemal epicki charakter. Małe miasteczko, ogromne i nieprzystępne tereny Kalifornii, pustkowia transformowane rękami zdeterminowanych przedsiębiorców – widoki te same w sobie niosą ogromny ładunek emocjonalny, dodatkowo wzmacniany poprzez dramatyczne wybory Daniela. Niczym nadczłowiek, bóg niemal, stoi nad tymi niekończącymi się połaciami ziemi, patrzy z góry na twardą naturę, której wydał wojnę i z którą zamierza wygrać za wszelką cenę. Rewelacyjnie wypada to skontrastowanie ogromu przestrzeni z determinacją człowieka, a spokojna, ascetyczna niemal muzyka autorstwa Jonny’ego Greenwooda dodatkowo ten nastrój podkreśla. Aż poleje się krew to film z gatunku tych, które należy koniecznie oglądać na dużym ekranie i z dobrym, mocnym dźwiękiem. Odczucie zimnej perfekcji i szorstkości uderza wtedy w widza z całą mocą.

Osobne słowo należy się aktorstwu. Choć postaci przewija się przez ekran wiele, tak naprawdę cały dramatyzm i napięcie skoncentrowane jest wokół dwóch bohaterów: Eliego i Daniela. Paul Dano wcielający się w rolę wyrachowanego pastora jest świetny: od samego początku od duchownego promieniuje coś, co powoduje w widzu niechęć i każe mieć się przed nim na baczności. Dano kreuje wiarygodną postać świętoszka nowego wieku: pod maską świątobliwości, nawiedzenia czy religijnego szału ukrywa się wyrachowany, pozbawiony skrupułów i mściwy karierowicz, świadomy możliwości, jakie daje jego status pastora. Nie waha się przed niczym, byle tylko osiągnąć wyznaczone cele – nawet, jeśli w grę wchodzi ukorzenie się przed kimś, kim gardzi. Gra Dano, w której łączy jurodiwego z rajskim wężem, świetnie pokazuje zakłamanie Eliego.
Ale i on blednie przy kreacji Daniela Day-Lewisa. Nagrodzona Oscarem rola Daniela jest niewątpliwie jednym z najlepszych dokonań aktora i elementem, który czyni film tak druzgocącym. Plainview w jego interpretacji jest przerażająco ludzki, niezależnie od tego, czy widzimy go na wczesnym etapie jego kariery, czy też już całkowicie zaangażowanego w swoje przedsięwzięcia naftowe. Gra Day-Lewisa dodaje dodatkowego dramatyzmu powolnej drodze Daniela w dół, do całkowitego zgorzknienia i osamotnienia, odcięcia się od resztek ludzkich uczuć, jakie ktoś mógł jeszcze w stosunku do niego żywić. Jednak czy to w chwili największego tryumfu, gdy nafciarz przypomina boga, czy też na samym dnie, gra Day-Lewisa pozostaje tak samo ekspresywna i elektryzująca.

Słowo o specyfikacji płyty: obraz 16:9, dźwięk 5.1, możliwość wyboru lektora i napisów. Dodatków – ku mojemu rozczarowaniu – wielu nie przewidziano. W zasadzie jedynym jest piętnastominutowy reportaż dokumentujący proces zbierania informacji o tamtym okresie, pracy nafciarzy i codziennym życiu mieszkańców miasteczek rozrastających się dzięki ropie. Film skonstruowany jest niczym film niemy i całkowicie pozbawiony komentarza, co z początku nieco mi przeszkadzało. Okazało się jednak, iż sam obraz wystarczy: następujące naprzemiennie archiwalne fotografie, stare filmy i skonfrontowane z nimi ujęcia filmu Andersona dają pojęcie, jak szczegółowy materiał zebrano i jak drobiazgowe było przygotowanie ekipy.

Aż poleje się krew to jeden z tych filmów, które znać należy. W sposób mistrzowski operuje środkami filmowymi tworząc porażającą historię ludzkiej determinacji, bezwzględności i szaleństwa. To studium niszczącego działania chciwości i nienawiści, poparte rewelacyjną rolą Daniela Day-Lewisa wcina się w głowę i za nic nie chce jej opuścić. Zresztą i po co? Genialne filmy powinno się pamiętać latami.

{youtube}UaYYqoOftlQ{/youtube}