Obraz Clinta Eastwooda zrealizowano na podstawie dokumentalnej książki Johna Carlina pt. Playing the Enemy: Nelson Mandela and the Game That Changed a Nation. W głównych rolach wystąpili uhonorowani Nagrodami Akademii Morgan Freeman (jako Mandela) oraz Matt Damon (jako kapitan Francois Pienaar). Autorem scenariusza jest Anthony Peckham. Wśród twórców znaleźli się ponadto nominowany do Oscara operator Tom Stern („Oszukana”) i nominowany do Nagrody Akademii scenograf James J. Murakami („Deadwood”). Muzyka zaś jest dziełem syna reżysera – Kyle Eastwooda oraz Michaela Stevensa.
Invictus to drugi (po wspaniałym Bird) w reżyserskim dorobku Eastwooda film biograficzny, utrzymany jest jednak w całkiem innym tonie, klimacie i stylu. O tyle, o ile życie genialnego, ale też tragicznego Charliego „Birda” Parkera, Eastwood przedstawił w sposób kameralny, trochę melancholijny, wypełniony magią starych, pogrążonych w kłębach dymu i dźwiękach muzyki sal klubów jazzowych, to już historia bohatera Invictusa, Nelsona Rolihlahly Mandeli jest opowiedziana z rozmachem dobrze dopasowanym do poruszanego tematu. Dominują tu otwarte przestrzenie, jasne światło, z ekranu bije wręcz ludzka energia; ten obraz nie ma nic z dekadencji.
Film obrazuje losy Nelsona Mandeli w pewnym fragmencie jego życia – od momentu, kiedy obejmuje urząd prezydenta przez kolejny rok, do światowych mistrzostw w rugby, których gospodarzem będzie właśnie jego kraj, RPA. O jego wcześniejszych, dramatycznych losach – walce z apartheidem, 27 latach ciężkiego więzienia, utracie kontaktu z rodziną dowiadujemy się stopniowo w trakcie śledzenia historii, niejako przy okazji ukazywanych wydarzeń.
Nelson Mandela, bardzo dobrze, sugestywnie zagrany przez Morgana Freemana (którego wybrał niejako sam Mandela i o którym część krytyków powiada, że urodził się do tej roli) zaskakuje wszystkich – nie tylko swych czarnych i białych obywateli, ale także społeczność międzynarodową, bowiem po zniesieniu apartheidu całkowicie wyrzeka się jakiegokolwiek odwetu na dotychczas uprzywilejowanej białej ludności, a nawet bezpośrednio na ludziach, z których powodu sam cierpiał. Zamiast tego, decyduje się budować społeczeństwo obywatelskie, zintegrowane, bez uprzedzeń i podziałów. Zajmuje się nie tylko politycznymi i ekonomicznymi reformami państwa, ale jest też zdeterminowany, by rozwiązać nękające je problemy związane przede wszystkim z brakiem integracji społecznej po dziesięcioleciach przymusowej separacji białych i czarnych mieszkańców.
Mandela jest w filmie nie tylko charyzmatycznym mężem stanu, ale też człowiekiem wrażliwym, pracowitym i poukładanym, który patrzy na świat z wyjątkową przenikliwością. Pozornie szalone przedsięwzięcie, którego podejmuje się prezydent i którego realizacja stanowi oś fabuły filmu, ściśle wiąże się z przyszłością narodowej reprezentacji RPA w rugby, drużyny Springbok, która mimo charyzmy swego kapitana, Francoisa Pienaara (świetna rola Matta Damona), ma już dni świetności za sobą i przegrywa wszystkie kolejne mecze. Springbok dla czarnej ludności RPA jest symbolem apartheidu i przewagi białych; początkowo więc Czarni domagają się, by ją rozwiązać. Mandela dostrzega jednak to, co dla innych jest ukryte – wielki potencjał tej drużyny; nie tylko sportowy, ale też społeczny. Nie dopuszcza więc do rozwiązania Springbok, przeciwnie – spotyka się z jej kapitanem i wspiera ją, wiążąc duże nadzieje z jej występem w nadchodzących mistrzostwach świata…
Invictus – niepokonany to film przywracający wiarę w ludzi, pokazujący, jak wiele można zdziałać przebaczeniem, otwarciem na innych oraz mądrością, która pozwala trafnie spostrzegać świat i nie poddawać się złym emocjom. Na jego przykładzie można zaobserwować, jak wiele można zdziałać w kontakcie z drugim człowiekiem, nawet, jeśli jest on nieprzychylnie nastawiony. Trzeba „tylko” traktować go indywidualnie, z szacunkiem i zrozumieniem. Niewielu to potrafi – Mandela jest w tym mistrzem.
Jest to w zasadzie film sportowy – na ekranie widzimy dużo treningów, rozgrywek, spotkań z zawodnikami. Często też rozmawia się o sporcie. Tutaj jednak ma to nieco inny wymiar, niż w klasycznym sportowym kinie, gdzie twórcy i widzowie zwykle koncentrują się na walce sportowców z własnymi słabościami czy niechęcią otoczenia lub podnoszeniu się z upadku, by w chwale sięgnąć po sukces. W filmie Eastwooda liczy się nie sam wysiłek członków drużyny, ale przede wszystkim wpływ ich starań na opinię publiczną. Oglądając film, stajemy się świadkami przemian społecznych zainicjowanych i podtrzymywanych przez działania sportowców i wspierającego ich Mandeli. Sport staje się tu drogą do pokoju.
Invictus to popis świetnego aktorstwa – nie tylko Freemana i Damona, ale też licznych odtwórców ról drugoplanowych. Mimo to, nie jest to dzieło doskonałe. Jakkolwiek oglądanie daje dużo przyjemności, to jednak brakuje w filmie wątków choć odrobinę komplikujących sytuację. Owszem, zarysowano niechęć i obawy białych wobec prezydenta (i inne konflikty na tle rasowym), problem rosnącej w kraju przestępczości, kłopoty gospodarcze czy wreszcie – trudną sytuację rodzinną Mandeli. Jednak wszystkie one rozmywają się gdzieś w tle, jakby samoistnie, tarcia społeczne – ustępują bez większych oporów, zaś wątek rodziny jest niemal całkowicie pominięty. Przez to fabuła traci nieco na dynamice i nie porusza tak bardzo, jak mogłaby, gdyby na drodze bohaterów pojawiła się jakaś poważna przeszkoda. Chociaż, w zasadzie, przeszkody, które oni napotykają są poważne, to tylko sposób ich ukazywania sprawia, że zdają się niezbyt groźne.
Uwagę zwraca też brak na ekranie choćby jednego prawdziwego rasisty. Biali bohaterowie filmu są z reguły uprzejmymi, trochę zadzierającymi nosa ludźmi, zaś ich uprzedzenia i obawy wynikają głównie z niewiedzy i braku doświadczenia. Kiedy widzą, że Mandela nie ma zamiaru się mścić i wyrzucać ich z kraju, zaś przeciwnie – szanuje ich i pozwala im zachować pracę, bez trudu przekonują się do niego, przekonują się także do Czarnych. Jakkolwiek współgra to z ideą filmu, wydaje się mało realne w kraju, w którym przez dziesięciolecia obowiązywała polityka stanowczych podziałów rasowych. Dlatego właśnie zaskoczył mnie ten film – w dziełach Eastwooda zwykle obecna jest choć szczypta złego pierwiastka ludzkiej natury, w tym filmie go brakuje, ludzie, niezależnie od tego, w jakim miejscu się znaleźli, z natury są dobrzy, tylko czasem błądzą.
Takie jest chyba zresztą przesłanie tego filmu – dzięki właściwemu traktowaniu w każdym człowieku można odblokować to naturalne dobro; na tym polega prawdziwa siła i to właśnie powinien potrafić skuteczny przywódca. Chociaż nie tylko, bo w ten sposób do innych powinien odnosić się każdy człowiek. Ludzie traktowani z szacunkiem i zrozumieniem z reguły chętnie odpłacają tym samym.
Film jest raczej lekki i przyjemny w odbiorze, co nie zmienia faktu, że porusza bardzo ważne, wręcz fundamentalne kwestie. Jest w nim też kilka naprawdę świetnych scen, z których chyba największą moc ma wizyta Francoisa Pienaara w celi, w której umieszczono Mandelę (jest to zresztą ta sama cela, w której naprawdę był więziony). Tam, w tej maleńkiej klitce, Francois zadaje sobie pytanie – jak to możliwe, przesiedzieć w takim miejscu 27 lat i wyjść, będąc gotowym do przebaczenia swoim oprawcom?
Krytycy w większości przyjęli film bardzo dobrze, sam obraz zaś otrzymał liczne nagrody i nominacje. Film zdobył m.in. dwie nominacje do Oscara w kategoriach „najlepszy aktor” (Morgan Freeman) i „najlepszy aktor drugoplanowy” (Matt Damon) oraz trzy nominacje do Złotych Globów w kategoriach: „najlepszy reżyser” (Clint Eastwood), „najlepszy aktor” (Morgan Freeman) i „najlepszy aktor drugoplanowy” (Matt Damon).
Film jest na polskim rynku dostępny w 2 wersjach: na DVD i Blu-Ray. Na DVD, poza samym filmem, otrzymamy 2 dodatki – zwiastun kinowy oraz mini dokument z planu Matt Damon gra w rugby – o tym, jak aktor przygotowywał się do roli, ale też o pracy Eastwooda i innych zatrudnionych przy projekcie. Edycja Blu-Ray, poza dodatkami wymienionymi wyżej, oferuje także inne: Wizja, odwaga i honor – w którym Clint Eastwood opowiada o swojej inspiracji i pracy nad filmem, Mandela spotyka Morgana – reportaż ze spotkania emerytowanego prezydenta z aktorem, który właśnie przygotowuje się, by zagrać go w filmie oraz dokument The Eastwood Factor.
(William Ernest Henley, przekład: Czesław Sowa Pawłowski)
Z piekielnej czerni, która trwa wkoło mnie,
Dziękuję bogom, obcym mi z imienia,
Za duszę moją hardą,
Wyciosaną z niepodatnego toporom kamienia.
Że w zdarzeń złych potrzasku
Ni razu nie zapłakałem,
Że głowa moja, choć obficie krwawi,
Przed niczym się nigdy kornie nie pochyli.
Stając nad tymi pagórami złości,
I padołem, jak mówią, łez,
Nie lękam się zmór nieodgadnionych dni
Ani sądnych, mrocznych lat.
Nieważne, jak wąską furtką przeciskać się mam,
Co spotyka mnie z litanii kar,
Sternikiem swoich losów jestem sam
Własnej duszy kapitanem.