Kąpiąc lwa jest opowieścią o pięciorgu ludzi, których losy przeplatają się w niesamowity wręcz sposób. Małżeństwo Vanessy i Deana poznajemy w jego apogeum – od tego wszystko się zaczyna. On idzie ślizgać się na nieprawdopodobnie drogich sankach, ona próbuje dodzwonić się do swojego kochanka i jednocześnie wspólnika i przyjaciela jej męża. Kaspar, bo o nim mowa, nie ma zamiaru nawet odebrać telefonu, a co dopiero spotkać się ze swoją kochanką. Jego życie jest zbyt przyjemne, by móc w tak głupi sposób je popsuć. Wszystkim tym sytuacjom przypatruje się mała dziewczynka, która całymi dniami skacze po dachach budynków.
Kusi mnie, by napisać coś jeszcze odnośnie fabuły powieści Carrolla, jednak lepiej zostawić wam przyjemność przegryzania się przez nią, odkrywania mistyfikacji i nagłych zwrotów. Ten, kto zna już prozę tego autora, nie powinien być zbyt zdziwiony. Ci, którzy jej nie znają, będą mieli prawdziwą frajdę podczas czytania lub rzucą książkę w kąt. W swojej powieści Carroll sprawnie łączy motywy obyczajowe z onirycznymi obrazami i tematyką rodem z powieści science fiction. Urzekło mnie w niej jednak to, że autor potrafi płynnie przechodzić między tymi światami. W swojej opowieści zawiera drobne podpowiedzi, okruchy fantastyczności prowadzące bohaterów i czytelników w odpowiednie miejsce. Początkowo są one tylko drobinkami, jednak z biegiem czasu to one zaczynają stanowić oś powieści.
Styl Carrolla jest, jak zawsze, bez zarzutu. Wszyscy ci, którzy pokochali tego autora za lekkość pióra i łatwość ciągnięcia nic nieznaczących (na pierwszy rzut oka) opowiastek, powinni być zachwyceni jego nową powieścią. Warstwa obyczajowa, w której Carroll przedstawia udane lub mniej udane życie naszych bohaterów, jest prawdziwym majstersztykiem. Przechodząc od jednej do drugiej postaci, powoli, acz skrupulatnie tworzy obraz małomiasteczkowej społeczności w bogatym studenckim miasteczku. Miasteczku, które równie dobrze mogłoby być nierzeczywiste.
Jednak to tylko jedna warstwa, jeden świat wykreowany przez Carrolla. Później jest już zupełnie inaczej. Pomieszanie z poplątanym – tak można nazwać najnowszą powieść twórcy Krainy Chichów. Choć początkowo byłam urzeczona pomysłami Carrolla, brnęłam wraz z jego bohaterami w coraz to dziwniejsze sytuacje, z czasem poczułam się zmęczona ciągłymi zwrotami, skokami czasu i przestrzeni. Dlatego Kąpiąc lwa traktuję przede wszystkim jako eksperyment logiczny, w którym Carroll próbował zmierzyć się ze swoimi pomysłami (które wyskakiwały co chwila niczym króliki z kapelusza). Zabawa z czasem, ale przede wszystkim ze sferą snu, niektórych może zachwycić, u innych zaś spowoduje pogardliwe prychnięcie. Ja znajduję się gdzieś pośrodku tego. Daleko mi od zachwytów nad nową powieścią Amerykanina. Z jednej strony cieszyły mnie senne igraszki bohaterów, które ograniczyć mogła tylko wyobraźnia autora. Z drugiej zaś – to właśnie jego wyobraźnia najbardziej mnie denerwowała. Odniosłam wrażenie, że Carroll potraktował swoją powieść jak najprostszą metodę na wyrzucenie z głowy wszystkiego, co w niej zalega. Brakło w niej głębi przemyśleń czy nawet mocno zarysowanego rysu psychologicznego bohaterów – tego przecież nigdy nie brakowało u Carrolla.
Kąpiąc lwa nie jest dziełem wybitnym, daleko mi jednak od stwierdzenia, że była to zła powieść. Przebłyski formy, niestety przygniatające przebłyski treści, są w stanie uratować ją w oczach tych, którzy Carrolla lubią i szanują. Nie jestem jednak przekonana, czy powieść znajdzie swoich fanów wśród tych, którzy tego autora nie znają.
Naszą alternatywną recenzję książki przeczytasz TUTAJ.
Autor: Jonathan Carroll
Tytuł: Kąpiąc Lwa
Data wydania: 8 sierpnia 2013
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Rebis
Kategoria: proza zagraniczna, fantastyka obyczajowa