Kultury narodowe lubią jawić się odbiorcom spoza ich kręgu w formie masowego, umownego i często stereotypowego wyobrażenia o nich. I tak kultura Japonii sprowadza się do sushi i mangi, kultura Egiptu to w dużym skrócie piramidy, natomiast Hiszpania to corrida i flamenco. O tej ostatniej ja również myślałam w takich kategoriach do momentu, w którym kraj z Półwyspu Iberyjskiego nie zaczął odkrywać przede mną swojego drugiego oblicza: tajemniczego, pełnego skrywanych lęków i obaw, wciąż pamiętającego czasy krwawej dyktatury Franco. Surowe Esther Garcíi Llovet są kolejnym dowodem na to, że Hiszpania to nie tylko radosna fiesta.

Szczęśliwie (lub nie) złożyło się tak, że od miesięcy moje życie obraca się wokół wszystkiego, co hiszpańskie. Od kuchni po architekturę, popularne programy telewizyjne, miejski slang aż do problemów ekonomiczno – politycznych z szumnie komentowanym kryzysem włącznie. Ponad te wszystkie dziedziny wznoszą się jednak nieocenione źródła poznania narodu jakimi są literatura i film. Należę do tych osób, które święcie wierzą w to, że w sztuce narodu odbijają się jego najważniejsze emocje i cechy. Surowe spadły mi z nieba nie tylko z powodu mojej pasji, ale przede wszystkim przez swoją inność. Na polskim rynku wydawniczym literatura hiszpańska pojawia się w postaci mało zróżnicowanego zestawu najpopularniejszych autorów takich jak Carlos Ruiz Zafón, Eduardo Mendoza czy Arturo Pérez-Reverte. Prace autorów debiutujących lub po prostu mniej znanych jak García Llovet, podejrzewam, łatwiej znaleźć jest w formie elektronicznej w Internecie niż na półkach księgarni. Właśnie dlatego premiera Surowych jest dobrą okazją do zapoznania się z literatura iberyjską spoza głównego nurtu. Ta niedługa, bo niespełna 200 stronicowa powieść przenosi czytelnika do świata zgoła innego niż ten, do którego można było przyzwyczaić się, oglądając kolorowe filmy Pedro Almodóvara, a to już dobry powód żeby się nią zainteresować. Bohaterowie, których tworzy Llovet nie są gorącokrwistymi Latynosami, ich życie nie obraca się wokół zabawy, brakuje w nim słońca. Esmiz – główny bohater powieści – wbrew panującym stereotypom przyjmuje raczej postawę wkraczającego w kryzys wieku średniego, nieco zaniedbanego, znudzonego mieszkańca chłodnego i zblazowanego miasta. Zapomniane dawno uczucia i resztki południowego temperamentu budzą się w nim w chwili spotkania tajemniczej Periki. Wiecznie uciekający wierzycielom rozwodnik powoli przenika do świata kobiety, próbując, nieco nieporadnie, zasłużyć na odwzajemnienie uczucia.

Chociaż powieść Llovet obraca się wokół uczuć i relacji damsko-męskiej, jej klimat jest zdecydowanie chłodny i zrównoważony. Brak w niej wyraźnie zarysowanych emocji, takich, które głęboko zaangażowałyby czytelnika. Jest on biernym obserwatorem, od którego wymaga się raczej obserwacji niż konkretyzacji tego, co niedopowiedziane. To wycofanie roli czytelnika, zauważalny brak tempa i głębszych emocji współgra jednak z klimatem powieści, która bardziej niż literaturę przypomina film. Opisy oraz prowadzona narracja pozwalają na bardzo dokładne wyobrażenie sobie historii Esmiza. Myślę, że przełożenie jej z kart powieści na taśmę filmową wywołałoby efekt mirażu ciężkiego i chłodnego kina skandynawskiego z pewną dozą nonszalancji niezależnej kinematografii amerykańskiej. Szarzy bohaterowie w szarym świecie próbują poskładać swoje szare życia. Nad wszystkim unosi się dym z papierosa i zapach alkoholu. Niezwykle filmowy obraz. Nieco fragmentaryczny, momentami chaotyczny i obcy. Innym razem bardzo dobrze znany. Nad wszystkim krąży widmo konsumpcjonizmu i globalizacji – nie jesteśmy w stanie zidentyfikować dokładnie środowiska, w którym autorka umieściła Esmiza, ponieważ składają się na nie dziesiątki nazw, marek, produktów, którymi otacza się bohater, a które dostępne są niemal wszędzie. W Surowych nie ma nic, co jednoznacznie ilustrowałoby Hiszpanię, dzięki czemu powieść staje się nieco bardziej uniwersalna.

Zastanawiam się jak podsumować moje przemyślenia o Surowych. Dla mnie jako poszukiwaczki tej drugiej, mroczniejszej strony kultury hiszpańskiej, powieść była miłym, choć niewielkim zaskoczeniem. Jej brak łagodności i faktyczna surowość oddają dobrze to, co ukryte, a czasem obecne w mentalności mieszkańców Półwyspu. To jedynie jedna strona medalu. Druga skłania mnie bardziej ku beznamiętnej ocenie, ponieważ trzecia powieść Llovet (poprzednie Coda oraz Submáquina swoją premierę miały kolejno w 2003 oraz 2009 roku) sprawia wrażenie fragmentarycznej, może nie do końca przemyślanej? Pozostawiam to osądowi czytelników, a od siebie dodam jeszcze że Surowe, mimo że nie należą do szczytowych osiągnięć literatury hiszpańskiej, są doskonałą okazją do  próby porównania ich z popularnymi  pozycjami z tego nurtu, co, być może, będzie początkiem odkrywania kolejnych, nowych stron pięknej Hiszpanii.

Tytuł: Surowe
Tytuł oryginalny: Las Crudas
Autor: Esther García Llovet
Wydawnictwo: Poniekąd
Data wydania: 15 lipca 2013
Liczba stron: 153
Oprawa: miękka
Kategoria: proza zagraniczna