Akcja powieści toczy się przed wydarzeniami z Rzeźbiarza. Agent Sam Markham nie otrząsnął się jeszcze po śmierci swojej ukochanej żony, a jej morderca nie otrzymał jeszcze śmiertelnego zastrzyku. Markham nie ma jednak czasu na roztrząsanie swoich prywatnych problemów. Musi bowiem zająć się sprawą mordercy, który w swoim okrucieństwie przypomina Vlada Tepesa znanego również jako Vlad Palownik.
Po raz kolejny w powieści Funaro spotkać się można z techniką punktów widzenia. Towarzyszymy przede wszystkim agentowi Markhamowi, jednak autor pozwala nam także na spojrzenie na morderstwa oczami głównego antagonisty. Ten sam zabieg został zastosowany w poprzedniej książce Funaro i najwyraźniej przypadł do gustu autorowi, który z wielką chęcią uchyla nam rąbka tajemnicy, ukazuje życie, psychikę i przeszłość mordercy. I choć mogłoby się wydawać, że wiedza na temat tożsamości zabójcy może zniszczyć kryminalną zagadkę, mogę stwierdzić z całą pewnością, że tylko podsyca ona ciekawość odnośnie dalszych jego poczynań.
Również sam sposób prowadzenia akcji wyszedł Palownikowi jak najbardziej na plus. To niespieszne tempo, w którym najważniejsza jest zaduma nad charakterem zabójcy, nad jego działaniem i ofiarami, nad miejscem morderstwa i samym sposobem uśmiercenia niewinnego (?) człowieka. Funaro skupia się na rozgrywce pomiędzy agentem FBI a seryjnym mordercą, jednak nie spotkają się oni prędko. Gdyby Funaro zabrnął w ślepą uliczkę pościgów, strzelanin i zwrotów akcji, prawdopodobnie przez Palownika nie dałoby się przebrnąć. Autor wybrał stonowanie, spokój i usilną próbę poznania chorego umysłu psychopaty.
Jednak Palownik nie jest powieścią, która mogłaby zrobić wrażenie na fanach literatury kryminalnej, którzy w swoim życiu z niejednej książki zbrodnie poznawali. To kryminał przeciętny, który czyta się sprawnie i przyjemnie, choć z myślą o tym, że po przeczytaniu w pamięci nie zostanie z niej zupełnie nic. Jednym z powodów, dla których Palownik jest powieścią nijaką, jest postać samego agenta Markhama. To bohater jakich wielu w literaturze kryminalnej i sensacyjnej, daleko mu do agentki Starling, Mocka czy nawet panny Marple. Funaro obdarzył go wszystkim, co powinien mieć każdy detektyw z powieści kryminalnej – cudownym nosem, który ma lepszą wykrywalność od najlepszego wydziału zabójstw, genialnym umysłem, który zawsze skojarzy fakty tak, jak należy oraz burzliwą i nieszczęśliwą przeszłością, mającą sprawić, że bohater jest inni niż wszyscy, nadzwyczajny i skrzywdzony przez los. Schemat goni schemat, a żaden szanujący się czytelnik tego nie lubi. Owszem, można przeczytać, ale czy zapamiętamy przygody agenta Markhama? – wątpię.
Kolejnym minusem Palownika jest odcinanie kuponów od Rzeźbiarza. Nowa powieść Funaro nie jest bowiem niczym innym, jak Rzeźbiarzem napisanym w odrobinę inny sposób. Pan Funaro postanowił sobie najwyraźniej znaleźć dość błahą (i momentami żenująco śmieszną) fabułę, do której można by dopisać psychopatę łudząco podobnego do tytułowego Rzeźbiarza. Silny, opętany ideą, z problemami rodzinnymi… to wszystko już było, nie tylko u tego autora ale i w wielu innych książkach. Czy mam ochotę czytać po raz setny to samo ubrane w inne słowa? Przed sięgnięciem po Palownika zadajcie sobie to pytanie.
Palownik nie jest książką, która przekonała mnie do twórczości Gregorego Funaro. Nie jest też kryminałem, który wywołał u mnie palpitacje serca. Chciałabym powiedzieć, że z chęcią sprawię sobie następną powieść tego autora, jednak byłoby to wierutne kłamstwo. Gdyby Palownik był powieścią debiutancką, z chęcią sięgnęłabym po kolejny kryminał tego autora. Tak właśnie uczyniłam po przeczytaniu Rzeźbiarza. Teraz jednak widzę, że pan Funaro nie idzie do przodu lecz stoi w miejscu, wyraźnie z tego zadowolony.
Autor: Gregory Funaro
Tytuł: Palownik
Data wydania: 9 maja 2013
Liczba stron: 600
Wydawca: Prószyński i S-ka
Kategoria: kryminał, sensacja