Lovecraft w swojej korespondencji i esejach omawia szeroki wachlarz tematów: od polityki i filozofii, przez nauki ścisłe i literaturę – w tym swoje własne dzieła – po wydarzenia codzienne. Zaskakuje przy tym humorem, grami słownymi, brawurą i nieokiełznaniem, których próżno szukać w jego opowieściach. Zapraszamy do lektury fragmentu!

O książce:

„Ostatecznie istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że listy Lovecrafta zostaną uznane za jego największe literackie i osobiste osiągnięcie”
— S.T. Joshi

Obszerny wybór esejów, listów oraz ciekawostek prozatorskich autorstwa jednego z najwybitniejszych twórców opowieści grozy, H.P. Lovecrafta, ukazuje się w Polsce po raz pierwszy. Pośród wielbicieli horroru uznawany za klasyka gatunku, rozpoznawany jako ojciec panteonu fantastycznych stworów z Cthulhu na czele, w swoich listach i esejach ujawnia także mniej znane oblicze — oblicze myśliciela.

„Czymże jest sztuka, jeśli nie tworem powstałym z wrażeń, obrazów, uczuć oraz harmonijnych uniesień? Sztuka musi zawierać w sobie przenikliwość i piękno, nic więcej się nie liczy”
(W gabinecie redaktora)

„Według mnie poczucie nieznanego jest prawdziwą i faktycznie niezmienną — chociaż rzadko kiedy dominującą — częścią ludzkiej osobowości; jest elementem na tyle podstawowym, że nie zniszczy go nowoczesna wiedza, według której nadnaturalne nie istnieje”
(list do Harolda S. Farnese, 22 września 1932)

Lovecraft w swojej korespondencji i esejach omawia szeroki wachlarz tematów: od polityki i filozofii, przez nauki ścisłe i literaturę – w tym swoje własne dzieła – po wydarzenia codzienne. Zaskakuje przy tym humorem, grami słownymi, brawurą i nieokiełznaniem, których próżno szukać w jego opowieściach.

„[Yog-Sothoth] Nie potrafi wychodzić za potrzebą, dlatego zazwyczaj staram się trzymać go na łańcuchu na dworze”
(list do Willisa Conovera, 1 września 1936)

Koszmary i fantazje ukazują nie tylko dobrze znaną twarz Lovecrafta, ale także oblicza Samotnika z Providence obce polskiemu czytelnikowi: wielkiego przyjaciela, filozofa, a także niezmordowanego poszukiwacza prawdy i piękna.

„Niczym zmarły pan Wilde «żyję z trwogą bycia niezrozumianym»”
(W obronie Dagona)

„Żyję tylko po to, by uchwycić pewną cząstkę tego ukrytego, wprost nieuchwytnego piękna; piękna, które całkowicie przynależy do sfery snu i które, jak czuję, znałem blisko, upajając się nim przez długie eony przed moimi narodzinami lub narodzinami tego czy jakiegokolwiek innego świata”
(list do Donalda Wandreia, 21 kwietnia 1927)

Tytuł: Koszmary i fantazje. Listy i eseje
Autor: H. P. Lovecraft
Tłumaczenie: Mateusz Kopacz
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: marzec 2013
Oprawa: twarda
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 384
ISBN 978-83-63248-86-4

Koszmary i fantazje. Listy i eseje
H. P. Lovecraft
(fragment)

Do Clarka Ashtona Smitha

3 grud. 1929

Do Klarkash-Tona, Wielkiego Kapłana Tsathogguy, Pozdrowienia:

Nie jestem w stanie dłużej zwlekać z wyrażeniem niemal delirycznego zachwytu nad The Tale of Satampra Zeiros – opowieść ta sprawiła mi prawdziwą arcyuciechę roku 1929! Yug! n’gha k’yun bth’gth R’lyeh gllur ph’ngui Cthulhu yzkaa… cóż za atmosfera! Potrafię dostrzec, dotknąć i poczuć dżunglę wokół odwiecznego Commoriomu, który dziś z całkowitą pewnością znajduje się pod lodowcem niedaleko Plathoë, w krainie Lomar! Jestem przekonany, że to o tym siedlisku starszej grozy myślał szalony Arab, Abdul Alhazred, kiedy – nawet on! – pozostawił coś nieujawnionego i ukrytego pod rzędem gwiazdek w istniejącym rękopisie tego przeklętego i zakazanego Necronomiconu! Zdołałeś osiągnąć w najpełniejszej krasie dunsaniańską atmosferę, którą ja osobiście uznaję za niemal nie do podrobienia i jestem pewien, że nawet niezrównany Nuth byłby szczęśliwy, gdyby miał za swego pana Satamprę Zeirosa1. Poza tym uważam, że jest to Twe najwspanialsze osiągnięcie w fikcji prozatorskiej – na Zothara, tak trzymać… moje oczekiwania osiągają fantastyczne rozmiary!

Gratulacje również za Venus of Äzombeii – mam nadzieję, że Wright prędko to opublikuje. Twój opis The Monster of the Prophecy brzmi niewypowiedzianie obiecująco i już brak mi cierpliwości, by zobaczyć gotowy tekst. Dobra międzyplanetarna czy też międzygwiezdna opowieść jeszcze nie zdobiła stron naszego nieszczęsnego, starego ulubieńca o czerwonej okładce i mam gorącą nadzieję, że kapitan Farnsworth zezwoli Ci na wprowadzenie innowacji!2 Prędzej czy później sam wkroczę w dziedzinę fikcji międzyplanetarnej – i możesz być pewien, że za wzorzec na pewno nie wybiorę Edmonda Hamiltona, Raya Cummingsa czy Edgara Rice’a Burroughsa!3 Wątpię, czy w ogóle jakakolwiek żyjąca rasa znajdzie się na kuli planetarnej, na której mam zamiar – czy to duchowo, czy cieleśnie – umieścić mego bohatera. Ale będą cyklopowe ruiny – bogowie! jakież ruiny! – i pewne byty nawiedzające podziemne krypty.

Owszem – mam nadzieję podejść w ciągu miesiąca do autorskiej twórczości. Powiadam „autorskiej”, ponieważ praca „poprawkowa”, którą wykonuję obecnie, polega na tworzeniu oryginalnej opowieści z pojedynczego akapitu z opisem umiejscowienia oraz wskazówkami co do tematyki – nawet bez zalążka fabuły. Jedynym powodem, dla którego wykonuję ten typ pracy, jest absolutna pewność uzyskania zapłaty, natomiast oddając swój własny utwór, trzeba zaryzykować przyjęcie lub odrzucenie tekstu. Będę wskazywać opowiadania stanowiące me niekwestionowane dzieło, czy to w całości, czy tylko po części, jak tylko i jeśli w ogóle będą ukazywać się w druku. Obecnie pracuję nad historyjką Reed, która ma nosić tytuł Wzgórze – z podobnym miejscem akcji jak w Yigu4, lecz z odniesieniami do bluźnierczo starych światów i rasy istot przybyłych z gwiazd razem z Wielkim Cthulhu. Wprowadzam też Hiszpana, który zdezerterował z wyprawy Coronado w 1541 roku. Robota ta – a także dwie poprzednie wykonane dla De Castro – rozgrzeje me beletrystyczne pióro przed spontanicznym wykluciem się mych własnych tworów! Tak przy okazji – po raz pierwszy w życiu poświęcono mi drobną literacką wzmiankę w miejscowej prasie. Redaktor literacki „Journala” – Bertrand K. Hart – natknął się w antologii Harrégo na Cthulhu (chociaż gdy ostatnio wziąłem udział w dyskusji na temat opowieści grozy w prowadzonej przez niego kolumnie pt. Sideshow, nie wspominałem, że sam napisałem parę tekstów) i zachwycił się faktem, że sam kiedyś mieszkał pod 7 Thomas Street – w tym samym domu przy owej prastarej alejce na wzgórzu w Providence, gdzie umieściłem młodego rzeźbiarza Wilcoxa! Był to doprawdy przechodzący wszelkie pojęcie zbieg okoliczności – a raczej byłby, gdyby ów dom nie stanowił wyjątkowego miejsca odwiedzin wszelkiej maści i rodzaju estetów. Hart wychwalał dość szczodrze Cthulhu w „Journalu”, lecz poprzysiągł, że w ramach zemsty za obarczenie jego dawnego mieszkania taką grozą, uda się po pomoc do miejscowych upiorów oraz ghuli i wyśle potwornego gościa, by zjawił się na mym progu o 3 w nocy! Groźba ta – opublikowana w „Journalu” w ostatni piątek – stała się przyczyną powstania następującego opisu ugoszczenia przeze mnie owego posłańca:

POSŁANIEC
–Do WP B. K. Harta–
Wspomniał, że to coś przyjdzie nad ranem o trzeciej
Ze starego cmentarza* na wzgórzu, tam w dole;
W ogniu kominka paląc swą straszną niedolę,
Mówiłem sobie: rzecz to niepodobna w świecie.
Musiał on zakpić ze mnie w przypływie radości,
Z pewnością nie był to ktoś, kto coś mógłby wiedzieć
O Starszym Znaku, wieków przeszłych tajnej schedzie,
Która wyzwala grozę utkaną z ciemności.
Nie o tym myślał – o nie – a jednak oliwy
Do lamp dolałem, gdy Lew gwiezdny znad pobrzeża
Seekonk** wychynął, w dali wybiła zaś wieża
Trzecią godzinę… Ogień przygasł – co za dziwy?
Wtem u drzwi coś stuknęło po przebrzmieniu dzwona
I jak ogień wchłonęła mnie prawda szalona!

* Ów wiekowy cmentarz przy kościele św. Jana, gdzie korzenie starych drzew plączą się pośród płyt nagrobnych i mens datowanych od 1723 roku, znajduje się na stromym wzgórzu mniej więcej 5 przecznic od 10 Barnes St. Jest całkowicie odgrodzony od ulic przez czworokąt sędziwego kościoła i domów diecezjalnych. W Stanach nie istnieje bardziej malownicza, a zarazem złowieszcza nekropolia – to prawdziwy pierwowzór miejsca akcji Randolpha Cartera!5

** Rzeka stanowiąca wschodnią granicę Providence – od dziecka z chęcią spaceruję po jej niezmienionych, zalesionych brzegach i urwiskach.

Raz jeszcze z gratulacjami za Satamprę, pozostaję

Na zawsze uniżony
HPL