Gdzie jesteś, Leno? to powieść kryminalna autorstwa Joanny Opiat-Bojarskiej. Zapraszamy do lektury fragmentu.

O ksiące:

Kiedy każda poszlaka prowadzi donikąd.

Pewnego dnia Lena Pietrzak, dobrze sytuowana i pełna życiowego optymizmu studentka anglistyki, wybiera się z przyjaciółmi do popularnego poznańskiego klubu, po czym… znika bez śladu. Jej zrozpaczona matka zgłasza na komisariacie zaginięcie dziewczyny. Tropem Leny ruszają świeżo upieczeni partnerzy, Przemysław Burzyński i Michał Majewski. Prowadzone przez nich śledztwo odkryje jednak znacznie więcej, niż bliscy dziewczyny mogliby przypuszczać… Na jaw wychodzą liczne – nie tylko rodzinne – sekrety, a sprawa dodatkowo mocno komplikuje życie osobiste podkomisarza Burzyńskiego.

Wciągające policyjne śledztwo, wyścig z czasem, narastające napięcie, humor i genialna postać podkomisarza Przemysława Burzy Burzyńskiego – Gdzie jesteś, Leno? czyta się jednym tchem. Joanna Opiat-Bojarska w mistrzowski sposób pokazała emocje osoby, której bliski wychodzi z domu i znika bez wieści… Podobnych uczuć doznaje ponad 15 tysięcy rodzin rocznie.

Tytuł: Gdzie jesteś, Leno
Autorka: Joanna Opiat-Bojarska
Rok wydania: 2013
Wymiary: 130×200 mm
Liczba stron: 324
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-7674-255-7
Kategoria: powieść obyczajowa

Gdzie jesteś, Leno
Joanna Opiat-Bojarska
(fragment)

Trudno powiedzieć, co jest prawdą, ale czasami tak łatwo rozpoznać fałsz.
Albert Einstein

Rozdział I
PIĄTEK 23:10
– Może tamta? Jak myślisz?
– Która?
Łukasz Rzepa, dziewiętnastoletni student filologii angielskiej niechętnie oderwał usta od kufla z piwem. Najpierw spojrzał na kolegę z roku, przybierając najbardziej oburzoną minę z możliwych. Uniósł białawą brew i przewrócił bladoniebieskimi oczami. Tej nocy mieli świętować wspólnie. Ale w zamkniętym gronie. Zaliczony egzamin ze wstępu do językoznawstwa był nie lada wyczynem.
Jego kolega najwyraźniej zapomniał o wcześniejszych ustaleniach. Krzysztof Dębski był niczym klubo¬wy Batman. Od kiedy wyrwał się z rodzinnego, małego miasteczka i przyjechał do poznańskiego akademika, rozpoczął podwójne życie. W tygodniu pilnie uczestni¬czył w zajęciach, biegając między salami wykładowymi w szarej koszulce polo, nie rzucając się nikomu w oczy.
Jednak już w piątek wieczorem stawiał swoje krótkie, brązowe włosy na baczność, nakładał biały T-shirt, podkreślający wyniki treningu fizycznego, i udawał się do najmodniejszych w mieście klubów muzycznych. „By zbawiać świat i dawać miłość spragnionym kobietom” – tak tłumaczył swoje zachowanie przyjacielowi. Tę miłosierną postawę utrzymywał do niedzielnego wieczoru, kiedy zmywał żel z włosów i zmieniał się znowu w grzecznego studenta.
– No ta, w białych, obcisłych spodniach! – Krzysiek pokazał palcem atrakcyjną brunetkę, która kręciła biodrami w rytm muzyki, nie zauważając min Łukasza.
Wskazana przez przystojniaka dziewczyna tańczyła wraz z dwiema koleżankami na środku parkietu. Jej kształtne ciało stanowiło jedynie skromny dodatek do wysokich butów na obcasach, białej sukienki, le¬dwo zasłaniającej pośladki, i małej torebki z literami D&G.
Trudno byłoby nie zauważyć tańczącej dziewczyny, nie tylko z uwagi na jej atrakcyjny wygląd. Przed północą parkiet świecił pustkami. Za to w okolicach baru kłębiły się tłumy młodych mężczyzn, którzy, ni¬czym stado tygrysów, czujnie rozglądali się dookoła, poszukując „ofiary”. Tańczącej dziewczynie to jednak nie przeszkadzało. Zuchwale uśmiechała się do spoglądających na nią mężczyzn. Wszystkich. Tak jakby właśnie ogłaszała przetarg na swoje ciało i czekała na wpłacenie odpowiednio wysokiego wadium.
Okoliczności idealnie sprzyjały podrywowi. Piątek. Ciepła noc. Klimat iście wakacyjny, najmodniejszy klub w mieście i zachęcająca oferta klubu: „w piątek dziewczyny wchodzą za friko!”.
– Ta? Chyba zgłupiałeś! – Łukasz w mgnieniu oka skalkulował szanse Krzyśka.
– No co? – ten uśmiechnął się szeroko.
– Gościu, to będzie trudna sztuka, nie dasz rady!
– No ale zobacz jakie, ona ma ciało… – rozmarzył się Krzysiek.
– Ciał to za chwilę będzie mnóstwo. – Łukasz wzru¬szył ramionami. – Zobacz, już się schodzą… a większość jest łatwiej dostępnych niż akurat to, które dziś zapomniało założyć czegoś na tyłek.
– To jest krótka spódnica albo sukienka… nie wiem, zawsze mylę te dwie rzeczy… nieważne. Jest zajebista. Pobudza wyobraźnię, co?
– Krzysiek, daj spokój. Mieliśmy dziś świętować ra¬zem.
– Dobra, nie marudź – obruszył się Krzysiek. – Przecież stoję z tobą i świętuję. Gdybyś był tak ubrany jak ona, to może od ciebie nie odrywałbym wzroku.
– Nie wyglądałbym dobrze w takiej spódnicy – odpowiedział Łukasz.
Przekomarzania studentów przerwał energetyczny krzyk, który wydobył się z głośników. DJ przywitał właśnie wszystkich przybyłych, życzył niezapomnianej zabawy i zapowiedział popularny hit rozpoczynającego się lata.
Głośne bity zaczęły przepływać przez ciała zgromadzonych. Nagle parkiet zapełnił się po brzegi wyszy¬kowanymi dziewczynami i prężącymi się chłopakami. Włączone stroboskopy potęgowały wrażenie magiczności tej chwili. Ciała tańczących jakby zastygały, by za chwilę poruszać się z zupełnie inną prędkością.
– No dobra, nie będę ci marudził, rób, co chcesz, przecież wiem, że ty lubisz takie ostre panny! – Łukasz objął Krzyśka i zaproponował: – Wypijmy za to! Zakład, że jej nie przelecisz?
– Daruj sobie te analizy i podsumowania. Nie mam satysfakcji, gdy łapię byle co. Niech będzie! Zakład!
Ich prawe dłonie spotkały się, by czekać na rozłączenie ostrym uderzeniem lewej ręki Łukasza. Za¬miast uderzenia poczuli małe, kobiece ręce na swoich ramionach.
– Cześć, chłopaki!
Przed nimi pojawiła się uśmiechnięta, okrągła, kobieca twarz, otoczona kręconymi, czarnymi włosami do ramion. Znana im dobrze w wersji dziennej, studenckiej, z lekkim makijażem i ustami muśniętymi błyszczykiem.
– No cześć, Natalii! – Łukasz momentalnie zapo¬mniał o zakładzie, odsunął się od Krzyśka i oplótł brunetkę łakomym wzrokiem. – Jesteś w końcu. Nie bój się, pamiętam, że wiszę ci drinka, gdyby nie twoja pomoc, oblałbym to przeklęte językoznawstwo.
– Co tak późno? – spytał Krzysiek.
– A nic, miałyśmy z Lenką jedną, ważną sprawę do obgadania. – Natalia przesunęła się w bok i oczom kolegów ukazała się Lena.
Lena Pietrzak jako jedyna z grupy zdała egzamin śpiewająco. Otrzymała maksymalną liczbę punktów. Była zupełnym przeciwieństwem swojej najlepszej przyjaciółki – towarzyskiej i korpulentnej Natalii. Zawsze przygotowana do zajęć, skrupulatna, zamknięta w sobie i małomówna, obojętna na zaczepki, komplementy i flirty. Atrakcyjna, ale szczupła. Z niewielkim biustem i dokładnie wyprostowanymi włosami. Niezależnie od pogody.
– Natalii, spójrz na tę dziewczynę, o tam – głośna muzyka skutecznie zagłuszyła odpowiedź Natalii, więc Krzysiek wrócił do sprawy dla niego najważniejszej – i powiedz, co o niej myślisz?
– Ta farbowana blondyna? Dla ciebie czy dla niego?
 – A co, chłopaki, znowu robicie zakłady? – Lena podeszła trochę bliżej znajomych i w końcu usłyszała, o czym rozmawiają.
– Robimy – odpowiedział rozbawiony Łukasz. – Dla Krzyśka.
– Według mnie to dziewczyna, która spędza przed lustrem przynajmniej trzy godziny dziennie, lubi luksus, facetów z kasą… i słodycze, co widać po trochę zbyt zaokrąglonych biodrach. – Natalia nie powstrzymała się od wtrącenia celnej uwagi. – Ma na sobie sukienkę za jedyne sześć stów, widziałam ją niedawno na pokazie mody, cholera, tego, no tego, nie pamiętam nazwiska… Lena, pamiętasz, jak nazywał się ten projektant?
– Co??? – Hałas skutecznie utrudniał rozmowę.
– Noooo, ten… kurcze, to był ten pokaz, na którym fuchę złapała Kaja, dzięki czemu nas tam wkręciła. Pamiętasz? Ten projektant spodobał się mojej siostrze, ale był nieczuły na jej wdzięki, przymilał się za to do chłopaka od oświetlenia.
– Dobra, nieważne. – Krzysiek wciągnął brzuch i wypchnął umięśnioną klatkę piersiową do przodu. – Czyli plan jest taki… podchodzę, zachwycam się tą kiecką, że niby na pokazie mi mignęła, że super klasa, ale dopiero na niej wygląda olśniewająco. Zapraszam ją do baru i stawiam najdroższego drinka.
– I nie zapomnij dodać, że za chwilę skończysz studia prawnicze i przejmiesz rodzinną kancelarię… – Lena dorzuciła swoje trzy grosze.
– Ha, ha, ha, za chwilę… dobre! – Towarzystwo wy¬buchnęło śmiechem.
Cała czwórka szczerze gardziła wykrochmalonymi studentami prawa. Sami skupiali się na studiowaniu, poszerzaniu horyzontów, poznawaniu nowych kultur i powolnym przygotowywaniu się do dorosłego życia. Bardzo powolnym. I bardzo teoretycznym. Nie mieli jeszcze wizji swojej przyszłości. Studenci prawa za to już od pierwszego roku chcieli udowadniać sobie i in¬nym, że są lepsi. Konkurowali dla przyjemności, a zamiast zabawy wybierali możliwość pracy.
– Dobra, skoro uważasz, że dasz radę, to próbuj, według mnie panna oleje cię ciepłym moczem!
– Zakład? – Łukasz przypomniał o swojej propozycji, gdyż poprzedni zakład nie zdążył zostać przecięty.
– Zakład! Lena, przecinaj.
Drobna ręka zdecydowanym ruchem rozdzieliła dwie mocno ściskające się męskie dłonie. Krzysiek odstawił swoje piwo na najbliższy stolik i udał się w kierunku upatrzonej dziewczyny. Łukasz podrygiwał w rytm muzyki i rozglądał się, poszukując łatwej zdobyczy. Uznał, że tego wieczoru nie ma szans u Natalii, która nie odstępowała przyjaciółki na krok. Lena spojrzała znacząco w stronę wyjścia. Natalia potwierdzająco kiwnęła głową i obie wyszły na dwór.
Przed klubem natężenie hałasu przyjemnie malało. Daleko mu było jednak do ciszy. Klub „Utopia” posiadał dwa poziomy. Jeden znajdował się w prostokątnym, prymitywnym budynku z cegły, którego jed¬ną ścianę zewnętrzną zdobiło graffiti, przedstawiające tańczący tłum. We wnętrzu większość powierzchni zajmował ogromny bar wraz z intymnymi zakamarkami, w których znajdowały się wygodne sofy. Naprzeciw baru, w rogu, znajdowało się nieduże stanowisko DJ-a. Przestrzeń między źródłem muzyki a barem szczelnie wypełniały setki tańczących ludzi, którzy zlewali się w jedno wielkie, falujące ciało.
Drugi poziom znajdował się na dachu budynku. Pokaźny taras wypełniali miłośnicy tańca na świeżym powietrzu. Dzięki tanecznemu tarasowi pod gołym nie¬bem „Utopia” sprawiała wrażenie jak gdyby znajdowała się na słonecznej Ibizie, nie w kapryśnym Poznaniu. Uczucie to potęgował rozsypany wokół klubu piasek, imitujący plażę, kilka stolików z plażowymi parasola¬mi oraz brzeg graniczący z Wartą, która nawet w nocy wydawała się tanią podróbką Morza Śródziemnego.
– Boże, a ty czemu jesteś jeszcze taka skwaszona? – Natalia wydęła usta. – Chyba już wszystko przegada¬łyśmy?
– Nie jestem – zaprzeczyła Lena.
– Przecież widzę. – Natalia nie przestawała podrygiwać w rytm muzyki. – Baw się, dziewczyno, korzystaj z chwili wolności! Nieczęsto ci się to zdarza, wszędzie ciągniesz go ze sobą lub on ciebie, wszędzie chodzicie razem.
– Oj, Natalii, to nie o to chodzi… – szczupła brunetka pokręciła głową i nerwowo odgarnęła grzywkę z czoła.
– Spójrz mi w oczy – powiększone źrenice świdrująco patrzyły na Lenę – i powtórz to! Proszę, kłam mi w oczy, od czego ma się przyjaciółki?
– Natalii…
– Carpie diem, kochana. Bawmy się! Wyciągnęłam cię na imprezę, żebyś się rozluźniła. On cię tłamsi. Zrozum to wreszcie!
– Kochana, ale to nie o niego chodzi…
– Cały czas myślisz o tej kasie? – Natalia spoważ¬niała, a jej ciało znieruchomiało.
– Tak.
– Spotkałaś się z tym gościem?

 – Tak.
– I? Co zrobisz?
– Nie wiem.
– Wyjedziesz?
– Nie wiem, sama nie wiem, czuję się skołowana. Ale błagam cię – Lena złapała przyjaciółkę za ramię – błagam, zachowaj to w tajemnicy! To dla mnie bar¬dzo ważne.
– Wiem, wezmę to do grobu, obiecuję. Możesz na mnie liczyć!
Przyjaciółki wróciły do klubu, kupiły sobie kolejne¬go kolorowego drinka i odnalazły Łukasza i Krzyśka. Obaj stali przy ścianie i, poruszając rytmicznie gło¬wami, patrzyli w tę samą stronę. Towarzyszyła im ni¬ska brunetka w przykrótkich spodenkach dżinsowych oraz w złotej koszulce, szczelnie opinającej jej pokaźny biust.
– Cześć, jesteś w końcu! – Brunetka uśmiechnęła się sztucznie w stronę nadchodzącej młodszej siostry.
Natalia udała, że jej nie widzi. Nie lubiła bywać z nią w tych samych miejscach. Wyzywające zacho¬wanie Kai wielokrotnie przysparzało Natalii wstydu. Kaja nie posiadała hamulców moralnych, a dobrą za¬bawę kojarzyła z podrywaniem i zaliczaniem kolejnych mężczyzn. Nawet jeśli byli kolegami Natalii. „A może zwłaszcza wtedy” – denerwowała się Natalia. Udawanie, że Kaja jest przezroczysta, było najlepszą strategią na eliminację kolejnych kłótni między siostrami.
– O, dziewczyny, w samą porę! – Alkohol zaczynał czynić spustoszenie w organizmie Łukasza. Chwiejąc się, wyciągnął z kieszeni małe pudełko. – Macie ocho¬tę na loty?
– Dawaj. – Kaja, nie czekając na reakcję pozosta¬łych, zdecydowanym ruchem sięgnęła do opakowania po jedną tabletkę i szybko połknęła ją, popijając piwem.
– A co to jest? – spytała Lena i zaświeciła komórką, podświetlając małe tabletki z wytłoczonym znakiem ptaka.
– Lekarstwo. Pomaga się wyluzować – roześmiał się Krzysiek.
– Z młotem? – Natalia rozejrzała się nerwowo na boki.
– Nie, nowa dostawa, z ptaszkiem. Podobno ptak oznacza lepsze loty – dumnie wytłumaczył Łukasz.
– Ale co to? – Lena, zdziwiona, obserwowała zacho¬wanie znajomych.
– Ecstasy, spróbuj. – Natalia szybkim ruchem wrzu¬ciła tabletkę do swoich ust.
– Nie dzięki, i ty też nie powinnaś – odpowiedziała chłodno.
– Weź, wyluzujesz się! – przyjaciółka szepnęła do jej ucha.
– A ty co? Lepsza jesteś od nas? – Kaja warknęła w stronę Leny tak, żeby nikt tego nie słyszał. – Pilnuj swojego nosa!
Lena ostrożnie złapała pigułkę z ptaszkiem i, onie¬śmielona, schowała ją w ustach. Kaja odwróciła się tyłem do dziewczyn i zaczęła tańczyć przed Łukaszem, który był na tyle odurzony, by chcieć koniecznie do¬tknąć wijącego się przed nim ciała, ale na tyle jeszcze przytomny, by najpierw schować pudełko z ecstasy do tylnej kieszeni dżinsów.
– Uciekam do roboty! – Widząc to, Krzysiek nie chciał tracić więcej czasu. – Podejście drugie. Muszę wygrać zakład – dodał i zniknął w tłumie.
Kaja tańcząc, klękała przed Łukaszem, ocierała się o niego i wieszała mu się na szyi, by po chwili wskoczyć mu na biodra i objąć go swoimi gołymi nogami.
– No, no, twoja siostra nie traci czasu – krzyknął rozbawiony w stronę Natalii.
– Jak zwykle. – Zdegustowana odwróciła się, nie mogąc na to patrzeć. – Muszę się napić – zwróciła się do Leny. – Chodźmy.
Po biegu z przeszkodami, jakim było dotarcie do baru, osiągnęły swój cel. Barman postawił przed nimi sześć kieliszków, wypełnionych niebieskim płynem. Podrygiwały przy barze, wypijając kolejne sznapsy, i obserwując szalejący tłum.
– Oh my God! – Usłyszały znajomy głos, wyrzucany przez głośniki.
– Aaaaa, Oh my God! – zaczęły krzyczeć i tupać w miejscu.
Rozumiały się bez słów. Momentalnie odstawiły kie¬liszki i przemieściły się na taras, łokciami zrobiły so¬bie trochę miejsca i zaczęły ruszać się w rytm muzyki. W kolumnach do ulubionego przez nich głosu dołączy¬ły energetyzujące bity. Taras był szczelnie wypełniony tańczącymi. Głowa przy głowie, ciało przy ciele. Jednak chłodny wiatr owiewał ich sylwetki. To była największa zaleta „Utopii”. Taras taneczny na świeżym powietrzu.
– Uuuuu, Girl Gone Wild, Girl Gone Wild!
Krzyczały z całych sił, ale głos królowej popu, sączący się z kolumn, skutecznie zagłuszał wszelkie śpiewy. Mniej więcej w połowie piosenki za Leną po¬jawił się mężczyzna. Zauważyła go, obracając się w tańcu. Poruszał się zbyt blisko niej. Lena widziała tylko jego twarz. Reszta ciała, przykryta ciemnym ubraniem, ginęła w tłumie. Poruszał rękoma tak, by niechcący stykały się z jej biodrami. Jego twarz co jakiś czas rozświetlał wędrujący reflektor. W nienaturalnie rozszerzonych źrenicach widać było coś niebezpiecznego. Przerażająco zwierzęcego. Nieobli¬czalnego.
Gdy, ośmielony spojrzeniem Leny, położył rękę na jej biodrze, odskoczyła jak oparzona. Uderzyłaby go instynktownie, gdyby nie to przerażające spojrzenie. Chcąc uciec przed nieznajomym, złapała Natalię za rękę i pociągnęła ją w tłum.
Lena nie przepadała za piątkowymi imprezami bez swojego chłopaka. W ogóle nie lubiła wychodzić bez niego z domu. Z nim czuła się bezpiecznie. W jego obecności nikt jej nie zaczepiał, nie prosił do tańca, nie dotykał. Mogła w każdej chwili schować się w jego ra¬mionach.
DJ zapowiedział następny utwór. Światła, muzyka oraz tabletki ecstasy wprawiły przyjaciółki w trans. Poczuły przyjemny przypływ energii. Straciły poczu¬cie czasu. Ich świadomość fruwała gdzieś nad ziemią. Lena nadal miała wrażenie, że ktoś się jej usilnie przygląda i w pewnym momencie otworzyła oczy, by pozbyć się tego irracjonalnego uczucia.
Kilkanaście centymetrów przed nią stał facet, przed którym przed chwilą uciekła. Uśmiechał się do niej de¬likatnie, jak gdyby była dzikim zwierzęciem, które trze¬ba oswoić. Udała, że tego nie widzi. Odwróciła głowę w drugą stronę, kątem oka obserwując jego reakcję. Mężczyzna oblizał usta koniuszkiem języka i podrapał się po kroczu, nie odrywając od niej wzroku.
– Znajdźmy naszych! – zestresowana, krzyknęła do Natalii
Chciała za wszelką cenę uciec przed tym typem. Budził w niej ogromny niepokój. Wyglądał na odurzo¬nego narkotykami lub chorego psychicznie. Bała się go.
Po zejściu z tarasu, przy barze odnalazły Kaję, Krzyśka i Łukasza. Kaja podeszła do siostry i powie¬działa jej coś do ucha. Natalia skrzywiła się i coś odpowiedziała. Muzyka zagłuszała ich rozmowę, Lena nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że właśnie ona jest tematem ich rozmowy.
Popatrzyła na rozbawionych ludzi. Jedni połykali morze alkoholu, inni pląsali na parkiecie z zamkniętymi oczami, jeszcze inni łączyli się w pary, na siłę, w ciemności, byleby choć na chwilę zagłuszyć samot¬ność.
Nagle wszystko, co ją otaczało, w świetle jej ostat¬nich problemów wydało się zupełnie bez znaczenia. Beznadziejne. Puste. Płytkie. Szczeniackie. Głośna muzyka przynosiła ukojenie, ale ci wszyscy ludzie, ten rozbawiony, spocony i pijany tłum działał jej na nerwy.
– Natalii, pójdę już – krzyknęła w ucho przyjaciółki.
– Już?
– Tak.
– Sama? Poczekaj, proszę. – Dziewczyna spojrzała na czarny, plastikowy zegarek z białą tarczą, ozdobio¬ną rysunkiem kaczej królewny. – Pójdziemy razem. Za czterdzieści pięć minut, OK? O trzeciej!
– Nie, przepraszam, muszę iść.
– Poczekaj!
– Nie, idę! Głowa mi pęka – wymyśliła na poczeka¬niu. – Nie wytrzymam ani minuty dłużej.
Lena cmoknęła Natalię w policzek i wyszła przed klub. Spojrzała na zegarek – kwadrans po drugiej. Się¬gnęła do malutkiej torebki, przewieszonej przez ramię.
Normalnie nie chodziła na dyskoteki z torebkami. To jej chłopak, Szymon, w kieszeniach swoich spodni chował klucze od domu, chusteczki higieniczne i pieniądze. Ta torebka była kolejnym powodem, dla którego nie lubiła wychodzić z domu bez ukochanego.
W portfelu znalazła ostatnie dziesięć złotych. „Cholera, nieźle zaszalałam. Nie wystarczy mi na taksówkę – pomyślała. – Pójdę na nocny. Raz wrócę sobie auto¬busem, co mi tam!”. Zaczęła się rozglądać, kalkulując, na który przystanek autobusowy będzie jej bliżej, gdy zawołała ją Kaja.
– Lena, poczekaj! – Uśmiechnięta dwudziestojedno¬latka podbiegła na skraj klubowej plaży.
– Coś się stało?
– Nie, nic, chciałam tylko ci powiedzieć… – zaczęła speszona Kaja.
– No? – Lena schowała portfel i z uwagą popatrzyła na dziewczynę. Nie co dzień mogła oglądać niepewność na twarzy pewnej siebie siostry najlepszej przyjaciółki.
– Cieszę się, że sobie dałaś z nim spokój!
– Słucham? – nie zrozumiała nic z tego, co usłyszała.
– No, że nie zawracasz sobie nim już głowy…
– Słucham??? – powtórzyła.
– No, mówię o Szymonie. – Kaja ujrzała zdziwienie w oczach Leny i ucieszyła się, że jej plan pozbycia się rywalki trafił na podatny grunt.
– O Szymonie? – Lena nie widziała związku logicz¬nego między tymi wszystkimi słowami a imieniem jej chłopaka.
– Zdradzał cię na prawo i lewo, więc dobrze, że go zostawiłaś i przyszłaś zrelaksować się na imprezkę!
– Ja?
– Wiem, to musiało zaboleć, ale przecież jesteś twar¬da – kontynuowała Kaja. – Nawet mnie nie oszczędził. Zaciągnął mnie do łóżka…
– Szymon? Ciebie? – Lena poczuła ogromną falę agresji. – Kłamiesz!
– Chciałabym, złotko. Zaciągnął mnie do łóżka, a po wszystkim zakazał ci o tym mówić. Ale dobrze, że już wiesz.
– Wiem? – Po twarzy Leny zaczęły płynąć łzy.
– Uuuu, nie wiedziałaś? Byłam pewna… ech, muszę już iść. Trzymaj się, złotko – już miała odejść, ale odwróciła się jeszcze i dodała: – On do ciebie nie pasował. Zbyt sztywna byłaś, sam mi powiedział. Ale luuuz, prędzej lub… w twoim przypadku pewnie później, znaj¬dziesz sobie innego frajera, równie dobrego w te klocki!
Kaja odwróciła się i weszła do lokalu. Muzyka nadal rytmicznie pieściła mury „Utopii”. Lena przez chwilę stała nieruchomo, bojąc się, że jakikolwiek ruch spowoduje katastrofę budowlaną. Kilka sekund wcześniej świat runął z hukiem na jej głowę. Była w szoku. Rozejrzała się dookoła. Ludzie śmiali się, nie przerywając głośnych rozmów. Świat nadal istniał. Poszukała wzrokiem najciemniejszego i najbardziej odosobnionego miejsca. Przeszła na drugą stronę mostu Rocha, by zejść i usiąść na brzegu Warty.
W bezpiecznej odległości, zupełnie niezauważony od momentu opuszczenia znajomych, podążał za nią szczupły mężczyzna w czarnym T-shircie. Ten sam, który próbował poderwać ją na parkiecie. Gdy usły¬szał jej szloch, zatrzymał się na chwilę, chowając się za filarem, podtrzymującym most.
Lena biła się z myślami, nie wiedząc, czy ta bitwa kiedyś się skończy. Wiedziała jednak, że nie będzie żadnego zwycięzcy. Sami przegrani, opuszczeni, oszukani.
Złapała komórkę i wybrała numer Szymona.
– Lenka, kochanie, o tej porze? Coś się stało? – Usłyszała jego głos.
Męski. Ciepły. Do tej pory budzący w niej poczucie bezpieczeństwa.
– To koniec – po chwili milczenia wyrzuciła z siebie ostry komunikat i poczuła, że właściwie nie ma mu nic więcej do powiedzenia.
– Co? – spytał, jakby stracił zasięg i nie dosłyszał tych dwóch słów. Pierwszego i ostatniego.
– To koniec! – krzyknęła.
– Lenka?
– Szymon, to koniec. Koniec z nami, rozumiesz? – Ton jego głosu zupełnie ją rozmiękczył, nie mogła opanować płaczu.
Przez dłuższą chwilę nie odzywali się do siebie. Słyszeli tylko swoje oddechy. Pierwszy odezwał się Szymon.
– Co się stało? Na pewno jakoś to można wytłumaczyć – zadeklarował spokojnie, co upewniło ją, że Kaja mówiła prawdę.
– Tego nie można! To koniec. Którego słowa nie rozumiesz?
– Lena, a nasze plany?
– Zapomnij! – rozpłakała się na dobre.
– Nie możesz mi tego zrobić! – Szymon odzyskał świadomość i agresywnie zaprotestował.
– Zrobić? Ja myślałam, że ty mi tego nigdy nie zrobisz, a tu taka, kurwa, niespodzianka!
– Lenka, nie, nie mów, że to koniec, nie przez telefon, spotkajmy się, porozmawiajmy…
– Nie, nie, nie! – krzyczała, dobrze wiedząc, że w bezpośrednim spotkaniu nie ma szans. Wybaczy mu wszystko, jeśli tylko spojrzy w jego oczy.
– Mów, gdzie jesteś! Spotkamy się! Porozmawiamy!
– Zapomnij! Nie będę z tobą rozmawiać!
– Nie?
– Nie! – potwierdziła.
– Pożałujesz, ty głupia cipo!!! – wrzasnął do słuchawki tak głośno, że Lena podskoczyła przerażona, upuszczając telefon z rąk.
Nie znała tego tonu, nie znała tego mężczyzny…