Ech, ta nasza wspaniała Polska szlachecka… Historia przepełniona fascynującymi opowieściami, genialnymi wręcz charakterami, niepowtarzalnym klimatem nieskrępowanej fantazji, błysków krzyżujących się szabel, czynów bohaterskich traktowanych czasem na równi ze zbrodniczymi… Szkoda, że stosunkowo niewielu autorów sięga po natchnienie do tamtych czasów – czytałabym to wszystko w czambuł. Robią swoje wspomnienia z wczesnej młodości – dzień, w którym odkryłam trylogię sienkiewiczowską na zawsze pozostał w mojej pamięci. Dlatego właśnie niezmiernie się cieszę, gdy trafiam na powieść, której akcja toczy się w czasach, gdy po karczmach dymiły podgolone łby, szable furkotały, a panowie szlachta tłukli kryształowe szklanice o ściany drewnianych dworków. Oczywiście wszyscy doskonale wiemy jak to wyglądało w rzeczywistości, do czego doprowadziły prywata, zdrady, i tym podobne, niemniej jednak nieposkromiona wyobraźnia sarmackiej braci przyciąga mnie jak magnes.

Te właśnie powody sprawiły, że Szubienicznik wylądował w moich rękach w kilka dni po premierze. Jednak to, iż został przeze mnie pochłonięty z wypiekami na twarzy jest już tylko i wyłącznie zasługą autora. Rewelacja po prostu i tyle. Cierpiałam, bardzo, bardzo cierpiałam, niemal fizycznie, gdy musiałam odłożyć książkę, bo zegar nieubłaganie uświadamiał mi, że niedługo trzeba wstać skoro świt i jeszcze być w miarę przytomną. Równie mocno bolało, gdy w miarę zagłębiania się w ostatni rozdział zorientowałam się, że zakończenia nie będzie, nie będzie rozwiązania zagadki, a tym samym nie będzie pełnego szczęścia i satysfakcji. I pozostał wielki żal do wydawcy, który ukrył podstępnie informację o tym, iż Szubienicznik jest pierwszym tomem nie wiadomo jakiego cyklu o niesprecyzowanej objętości… Cóż, nie można mieć wszystkiego, często się zdarza, że radość jest doprawiona jakąś gorzką przyprawą.

Wracając do zachwytów… Piekara pisze w takim stylu, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Obrazowy, sugestywny, wciągający. W momencie, gdy wykorzystuje swój niewątpliwy talent do opisywania historii rodem z XVII wieku, ma we mnie dozgonną wielbicielkę. Szubienicznik nie jest powieścią o historycznych polach bitew, znanych z podręczników postaciach czy wydarzeniach, to historia kryminalna, opowieść o zbrodniczej osobowości enigmatycznego człowieka, o którego wyczynach dowiadujemy się z gawęd snutych przez jego ofiary. Jednego doprowadził do ruiny, innemu zamordował ojca i brata – zalazł za skórę większości postaci poznawanych przez nas w trakcie lektury. Nieszczęśnicy zostają zgromadzeni w majątku stolnika Ligęzy przez tajemniczego autora fałszywych listów – po co, tego nie dane jest nam dowiedzieć się w trakcie lektury pierwszego tomu. Choć mam spory żal o to, że nie ostrzeżono mnie, iż nie poznam od razu rozwiązania zagadki, to jednak gniewać się długo nie mogę – w końcu dostałam do ręki tak fascynującą historię, że długo o niej nie zapomnę.

Szubienicznik to powieść szkatułkowa – wielowątkowa, pełna świetnych dialogów, arcyciekawych opowieści, a przede wszystkim znakomicie ukazująca nam różne oblicza polskiej szlachty w sposób z lekka ironiczny. Autor nie potrzebuje do tego wielu opisów – te są zwięzłe, ale na tyle obrazowe, że wyobraźnia działa jak szalona.

Zaremba przyjrzał się uważnie swemu rozmówcy, ale mógłby przysiąc, że nigdy wcześniej go nie spotkał. Bo czyż nie zapamiętałby tego nosa niczym dziób krogulca, drapieżnie wyciągniętej szczęki i śladów po ospie, które sprawiały, że lewy policzek szlachcica wyglądał niczym plac maneżowy zryty końskimi kopytami?

Gościnność przeplata się z rozrzutnością, słowo szlachcica stoi równie wysoko jak zamiłowanie do burd i awantur, przekonanie o niezmiernej wartości własnej klasy społecznej wiąże się z pogardą dla każdego, kto nie ma szczęścia być z dziada pradziada częścią tej specyficznej grupy polskiego narodu. Wszystko to leży w charakterze poznawanych po trochu postaci, ich wypowiedzi i przekonania wystarczą za dziesiątki opisów sarmackich zwyczajów.

Mamy tu bohaterów, których lubimy od pierwszej chwili mimo ich niezliczonych wad i kontrowersyjnych poglądów – wiemy przecież, że są one tylko kroplą w morzu szlacheckiej megalomanii, mamy także postaci, do których od początku czujemy niechęć, choć w sumie nic takiego nie uczynili, żeby na to zasłużyć. Parada znakomitych charakterów gwarantuje powieści połowę sukcesu. Drugą połowę zapewnia świetnie wymyślona historia, odkrywana po trochu, opisana językiem, który przenosi nas w czasie, a jednocześnie nie jest przeładowany epitetami niecenzuralnymi (że tak powiem oględnie).
 
Tajemnica, zagadka, która goni zagadkę, a nawet dyskretny wątek miłosny – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wszystkie wydarzenia, które poznajemy dzięki ofiarom tytułowego bohatera zawierają w sobie wysoki procent charakterystyki egzystencji w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, pokazują nam typowe zachowania i styl życia praktykowane przez naszych sarmackich pradziadów. Zamieszki na tle religijnym, skryte morderstwa na pustkowiu, utrata majątku na skutek hulaszczego trybu życia, porwanie, sprzedaż w niewolę, sny prorocze, skarby w jaskini – awantura za awanturą, a każda kolejna ciekawsza od poprzedniej.
 
Jeśli lubicie powieści przygodowe, zagadki i tajemnice, a przy tym interesuje Was okres panowania Jana III Sobieskiego, to Szubienicznika polecam Wam zdecydowanie! Trudno, jakoś trzeba przetrwać czas oczekiwania na dalsze losy Jacka Zaremby, jego przyjaciół i wrogów… Oby to nie był czas bardzo długi, mam też nadzieję, że Jacek Piekara nie planuje fundować nam jakiejś tetralogii czy pentalogii, bo moje nerwy tego nie zniosą.

Autor: Jacek Piekara
Tytuł: Szubienicznik
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7515-140-4
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Format: 13.5×20.5cm
Wydawca: Otwarte
Kategoria: kryminał, powieść historyczna

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: http://zielonowglowie.blogspot.com