Anna Ikeda jest gdańszczanką i nauczycielką języka angielskiego. Mieszkała w Szwecji i Stanach Zjednoczonych, ale ostatecznie osiadła w Japonii, bo związała się z Japończykiem. Nie zniechęciły jej tamtejsze ciężkie zimy naznaczone mroźnym, syberyjskim powiewem, ani nawet brak centralnego ogrzewania w domach, gdy za oknem trzaskający mróz. Kiedy woda w rurach zamarza, autorka zwyczajnie rezygnuje z kąpieli, a gdy jest zimno w nocy, śpi grubo ubrana. W lecie, gdy Japonia jest gorąca i parna (z wyjątkiem Hokkaido), a wilgotność sięga prawie 100%, zamiast narzekać, pani Anna zastanawia się, czy Azjaci się pocą, bo gdy ona jest zlana potem, oni wyglądają świeżo… Jakie inne różnice między ojczyzną a Krajem Kwitnącej Wiśni zaskoczyły autorkę? Sprawdźmy!
W Japonii znakomita większość ludzi jest skośnooka i czarnowłosa, więc jako blondynka z zielonymi oczami Ikeda wyraźnie się wyróżnia. Fakt, panuje tu rasizm, ale bezpieczny, inny od tego, który znamy z naszego kraju. Obcokrajowcy mają w Japonii dość dużą swobodę, choć dla większości cudzoziemiec i idiota to synonimy, niestety. Nasza polska mentalność dla Japończyków jest wyzwaniem. Kiedy pani Ania targuje się w sklepach, mąż jest zażenowany jej zachowaniem i uważa to za prostackie. Teściowa także próbuje poskromić jej europejski temperament, który jest dla niej niepojęty – jak dotąd bez rezultatu (przytoczone w książce sprzeczki z teściową są bardzo zabawne i pokazują, że niezależnie od narodowości żarty z teściowych nie biorą się znikąd). Co ciekawe, Annie udało się bez problemu zaprzyjaźnić z czystej krwi Japonkami. Jedną z jej przyjaciółek jest spotkana w warsztacie samochodowym Mariko. Obie panie świetnie się dogadują, bo są naturalne i szczere, a pozory i zachowanie twarzy nie jest dla nich ważne, co może być zaskoczeniem, bo przecież powszechnie wiadomo, iż Japończycy przywiązują wyjątkowo dużą wagę do kwestii manier i uprzejmości, choćby nawet tylko powierzchownej. Druga przyjaciółka to kuzynka jej męża, obecnie przebywająca w Stanach. Można się dogadać mimo całkowicie odmiennej mentalności? Można i to jak!
Ikeda pracuje w szkole. Znalezienie pracy jako nauczycielka języka angielskiego zajęło jej cztery godziny i należy uznać to za ogromny sukces, bo dostać posadę w Japonii osobie z innego kraju nie jest prostą sprawą. Do pracy ubiera się w jeansy, dresy lub polar, co jest nie do pomyślenia w Tokio, bo tam przecież wszyscy chodzą w garniturach, ale ona uczy na prowincji… Inne są także warunki pracy i zdecydowanie nie należą do najlepszych, szczególnie w szkole buddyjskiej, bo tam autorce zdarzało się, by [ją] opluwano, obrzucano śmieciami i/lub jedzeniem, kopano, a nawet dotykano w sposoby zarezerwowane wyłącznie dla [jej] męża. Czasem spotykają ją jeszcze ‘ciekawsze’ rzeczy, gdy przykładowo pracę niespodziewanie oferują jej miejscowi mafiosi. Faktem jest, że Ikeda ma wciąż dużo ofert i może w nich przebierać, co też czyni, choćby z racji tego, że sił i energii nie ma więcej niż przeciętny człowiek…
Bardzo ciekawym tematem, który często przewija się w książce jest japońska kuchnia. Podobnie jak autorka byłam zszokowana, że Japończycy jedzą grillowane szopy pracze albo przygotowują z nich zupę! I choć wielu z nas zapewne kojarzy ten kraj z rybą podawaną na różne sposoby, to jak przekonuje nas Ikeda, kuchnia japońska jest bardzo różnorodna. I choć autorka jest w Japonii już dość długo, to czasem zdarzają się tradycyjne dania, których pani Ania nie jest w stanie zjeść. Tak było przykładowo z potrawą otrzymaną od babci męża, której nie tknęła i postanowiła nakarmić nią bezpańskie koty! Niestety, nawet one nie dały się przekonać! Okazuje się także, iż wbrew powszechnie panującym opiniom jedzenie w japońskiej restauracji może być tanie i smaczne. Jako nieosiągalną w naszym kraju atrakcję, Ikeda opisuje Małpią Restauracja, gdzie za kelnerów robią dwa tresowane makaki. Niestety, szwendające się wszędzie małpy, które zabawiają gości razem z przykrym, wszechobecnym zapachem moczu, nie zrobił na niej najlepszego wrażenia. Ikeda odwiedziła także egzotyczną dla nas Neko Cafe – kocią kawiarnię, gdzie koty się bawią w najlepsze wśród gości, którzy je głaszczą, pieszczą i mogą je nawet adoptować…
Pani Anna wspomina również swoje wycieczki, rytualne święta czy znanych Japończyków. Pisze o wspinaczce na Nantai (ledwo weszła i nie dała rady zejść), Marszu Tysiąca Wojowników, Matsuri oraz chodzeniu po rozżarzonych węglach nieopodal świętej góry Kongo. Ze wszystkich tych imprez przedstawia nam piękne zdjęcia. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam ponadto o Chiune Sugiharze, wicekonsulu Japonii na Litwie podczas drugiej wojny światowej, który ocalił kilka tysięcy Żydów. Wcześniej nie wiedziałam także, iż w Fukushimie (tak, tam mieści się pechowa elektrownia atomowa) powstało Muzeum Oświęcimia (Auschwitz Peace Museum Japan), w którym można obejrzeć eksponaty wypożyczone z polskiego muzeum w Oświęcimiu.
Książka Anny Ikedy daje nam również możliwość, by przekonać się, że podziwianie kwitnących wiśni nie jest jedyną rzeczą, jaką robi się wiosną w Japonii, że prefektura Tochigi (gdzie mieszka autorka) słynie z liczby śmiertelnych wypadków na drogach, że japońskie społeczeństwo starzeje się w alarmującym tempie i musi walczyć z epidemią samobójstw, że popularne są zachodnie śluby (a pani Ania raz go nawet udzielała), że tlen, tradycja, woda i ryż są niezbędne Japończykom, a pamięć i tradycja żyją w ich kraju wiecznie oraz że Polaków można spotkać wszędzie, nawet na dworcu na japońskiej prowincji… Autorka jest niezwykle bezpośrednia, nie stwarza dystansu między sobą a czytelnikiem. Operuje bardzo przystępnym językiem, nie nudzi, nie wprowadza zbyt wielu japońskich terminów, zatem nie meczy, ale zręcznie przechodzi od tematu do tematu. Jest ciekawie i nie za długo. Są też piękne zdjęcia, pasujące do rozdziałów i choć pani Ania nie jest profesjonalnym fotografem (w Japonii aparat to przecież atrybut obowiązkowy i nie ma znaczenia czy jest się profesjonalistą czy nie, bo zdjęcia robią wszyscy), to moim zdaniem doskonale oddają one ducha tego pięknego kraju, jego koloryt, oryginalność, tajemniczość…
To, o czym należy pamiętać sięgając po tę książkę, to fakt, iż dotyczy ona życia Anny Ikedy w Japonii, a nie jest przewodnikiem po tym kraju. Nie ma tu także dygresji dotyczących Tokio, bo jak jest napisane na początku, ma to być książka o Tochigi, więc jest o japońskiej wsi. Koniec i kropka. Polka znalazła tam swoje miejsce na ziemi i właśnie je chce nam przedstawić. Kwintesencją tej recenzji niech będą słowa autorki: Nigdy nie twierdziłam, że Japonia jest idealna. Wręcz przeciwnie. Jednak nadal upieram się, że to wspaniałe, bezpieczne i wygodne miejsce do życia… I ja po przeczytaniu tej książki w to wierzę i cieszę się, że miałam okazję pobuszować na japońskiej prowincji z panią Anią.
Cytaty za: Życie jak w Tochigi. Na japońskiej prowincji, Anna Ikeda, W.A.B., 2012.
Alternatywną recenzję książki przeczytasz TUTAJ.
Tytuł: Życie jak w Tochigi. Na japońskiej prowincji
Autorka: Anna Ikeda
Wydawca: W.A.B.
Rok premiery: 2012
Liczba stron: 320
Wymiary: 14,2 x 20,2 cm
Okładka: twarda
Gatunek: proza polska, autobiograficzne