PEN Club to międzynarodowe stowarzyszenie, założone w Londynie w 1921 roku, mające na celu promowanie przyjaźni i współpracy między pisarzami. PEN w języku angielskim oznacza: „pióro”, jest to też skrót od słów: Poets, Essayists i Nowelists – poeci, eseiści i noweliści, zgrabnie skojarzony z atrybutem pisarza. Literatura, zdaniem założycieli, jest instrumentem szeroko pojętej współpracy, wykraczającej daleko poza promowanie książek, a jej zadaniem jest walka z cenzurą, z antagonizmami rasowymi, klasowymi i społecznymi.

Mój PEN Club – to wywiad z profesorem Władysławem Bartoszewskim, którego burzliwe życie na wiele lat splotło się z losami stowarzyszenia i któremu przez wiele lat przewodniczył, a od kilku – piastuje funkcję prezesa honorowego. Profesora Bartoszewskiego nie trzeba przedstawiać, to człowiek-instytucja i znaczący autorytet. Rozmowa dotyczy działalności PEN Clubu w latach 1946–82. Profesor snuje opowieść o ważnych wydarzeniach i osobach, które miały dla stowarzyszenia znaczenie, gęsto wplatając prywatne opinie i anegdoty. Dzięki jego niezawodnej pamięci poznajemy imponującą galerię osobistości, które poświęciły wiele dla PEN Clubu i przyczyniły się do rozwoju polskiej kultury. Profesor sprawnie żongluje nazwiskami, pamięta imiona żon, mężów i dzieci oraz wie (co napełnia szczerym podziwem), jak potoczyły się ich losy.

Po wojnie oddziały PEN Clubu rozwijały się prężnie w krajach zachodnich, natomiast w bloku wschodnim sytuacja wyglądała odmiennie. Co prawda w roku 1975 – trzydzieści trzy państwa (w tym Związek Radziecki i Polska) podpisały w Helsinkach porozumienie, gwarantujące swoim obywatelom poszanowanie praw i podstawowych wolności, ale był to – w przypadku władz komunistycznych – pusty gest. Rząd polski rozumiał kierowanie państwem jako obowiązek drobiazgowego ingerowania we wszystkie sprawy, zwłaszcza w „odpowiednie” kierowanie rozwojem kultury. Decydował kto może być twórcą i o czym ma pisać, stosując różne narzędzia (cenzura, odmowa wydania paszportu, zakaz publikowania, podsłuch, rewizje, rekwirowanie rękopisów, książek, rzeczy osobistych, aresztowanie). W tych warunkach twórcy i literaci w Polsce (od czasów Bartoszewskiego także – krytycy, eseiści, humaniści, socjologowie – przedstawiciele kultury szeroko pojętej) chętnie przyłączali się do PEN Clubu, który jako organizacja międzynarodowa, niepodlegająca całkowicie rządowi, dawała pewne poczucie wolności. To oznaczało też przynależność do niezależnej organizacji, kontakty z twórcami zachodnimi (choć w ograniczonym zakresie) oraz pomoc – w razie kłopotów. Jan Parandowski, Maria Dąbrowska, Paweł Jasienica, Irena Krzywicka, Antoni Słonimski, Zofia Nałkowska, Czesław Miłosz… to tylko kilka nazwisk z bardzo długiej listy osób, które działały w polskim PEN Clubie, albo sporo mu zawdzięczały.
Wszyscy wiedzą, że Władysław Bartoszewski  to urodzony gawędziarz z dużym poczuciem humoru. Dzięki jego nieodpartemu urokowi, swobodzie i swadzie – rozmowa, wypełniona szczelnie datami, nazwiskami i wydarzeniami, ani przez chwilę nie przypomina „suche” kroniki. To fascynująca opowieść,  z której wyłania się panorama niespokojnych czasów, z uwzględnieniem warunków i lokalnych „absurdów”, ale przede wszystkim z obrazem determinacji polskiej inteligencji, w dążeniu do utworzenia niepodległej, demokratycznej Polski. Naprawdę doceniam fakt, że profesor Bartoszewski zechciał podzielić się  doświadczeniem swego życia, pracy i pasji. Jestem przekonana, że książka stanie się niezapomnianą lekcją historii i tolerancji.

Tytuł: Mój PEN Club
Autor: Władysław Bartoszewski, Iwona Smolka, Adam Pomorski
Wydawnictwo: PWN
Data wydania: 3 kwietnia 2013
Liczba stron: 280
Oprawa: twarda
Kategoria: biografie, wywiady

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http.//ksiazkioli.blogspot.com/