Cykl Miecz prawdy Terry’ego Goodkinda znany jest niemal każdemu miłośnikowi i miłośniczce fantasy. Często też pojawia się na wszelakich listach zawierających klasykę literatury fantastycznej. Jednak te dwanaście książek nieco podzieliło czytelników – jedni twórczość Goodkinda uwielbiają, inni wytykają błędy. Sama zawsze chciałam sięgnąć po któryś z tomów Miecza prawdy – nadarzyła się ku temu okazja, ukazał się bowiem prequel cyklu – Pierwsza spowiedniczka.
Przyznam, że nieco obawiałam się tego, że nie znając książek Goodkinda, nie będę się orientowała w wydarzeniach opisanych w Pierwszej spowiedniczce. Co prawda powieść ta ma być wstępem, uzupełnieniem całego cyklu, ale i tak podchodziłam do niej z rezerwą. Starałam się też nie czytać opinii o twórczości Goodkinda – chciałam mieć własne, subiektywne wnioski. I teraz je przedstawię – właśnie jako czytelnik dopiero zaczynający przygodę z Mieczem prawdy i niemający pojęcia o treści cyklu.
Magda Searus właśnie straciła męża. Pierwszy Czarodziej Baraccus popełnił samobójstwo, choć dla jego żony nie jest to sprawą oczywistą. Magda, pozbawiona magii, musi teraz nie tylko uporać się ze śmiercią ukochanego, ale i z utratą wysokiej pozycji społecznej. Bez męża jest bowiem nikim. Kobieta jednak nie zamierza usuwać się w cień. Wiedząc, że jest jedyną, która przejmuje się sprawami biednych mieszkańców Nowego Świata i wierząc, że Baraccus nie umarł na darmo, postanawia zmierzyć się z radą czarodziejów. Dodatkowo coraz więcej ludzi ginie w zagadkowych okolicznościach. Jak się okazuje, do Nowego Świata wdarli się nieumarli, dążący do całkowitej zagłady społeczności. Magda wraz z kilkoma sprzymierzeńcami będzie musiała podjąć walkę nie tylko z magią, ale i uprzedzeniami, fałszywymi oskarżeniami oraz, co najważniejsze, z samą sobą.
Na kartach Pierwszej spowiedniczki rysuje się przyszłość. Magda ulega tu całkowitej przemianie. Z kobiety żyjącej pod skrzydłami męża, przeistacza się w Pierwszą Spowiedniczkę dzierżącą Miecz Prawdy. Nikt się przed nią nie schroni, nie będzie też w stanie kłamać i działać na niekorzyść Nowego Świata. Magda Searus wyzwoli prawdę i naprawi otaczający ją świat.
Niewątpliwym plusem powieści Terry’ego Goodkinda jest właśnie kreacja głównej bohaterki. A właściwie jej ewolucja. Z dosyć nijakiej postaci wyrasta na bohaterkę, zadziwia swoją odwagą i poświęceniem. Magda Searus to kobieta, która budzi szacunek i uznanie, a jej działania są całkowicie bezinteresowne. Tej bohaterki nie da się nie lubić. Towarzyszy jej równie pozytywna postać – Merritt. Obserwując ich współpracę, można mieć nadzieję na to, że kiedyś połączy ich coś więcej niż wspólna walka z wrogiem i kreowanie nowej magii.
Pierwsza spowiedniczka to książka o nieskomplikowanej fabule. I można to oceniać w dwojaki sposób – pozytywnie i negatywnie. Trochę żałuję, że Goodkind właściwie nie zaplątał akcji, nie dał czytelnikowi nagłych zwrotów akcji, zaskakujących wydarzeń. Właściwie można przewidzieć zakończenie, odgadnąć kto jest tym złym. Pierwsza spowiedniczka na pewno więc nas niczym nie zaskoczy. Prequel Miecza prawdy czyta się jednak niezwykle szybko. Dzieje się to też za sprawą króciutkich rozdziałów, które zachęcają do obietnic: jeszcze tylko jeden…
Powieść Terry’ego Goodkinda ma też kilka minusów. Pierwszym, który sprawiał mi sporo trudności jest styl – a właściwie bardzo liczne powtórzenia. Po przeczytaniu opinii o Mieczu prawdy wiem, że to cecha charakterystyczna twórczości Goodkinda. Nie wiem jednak, czy to dobrze, czy źle. Cóż, można podziwiać konsekwencję. Z drugiej jednak strony, po dwunastu książkach może irytować niechęć do poprawy, bądź co bądź, rażących błędów.
Mimo pewnych zastrzeżeń, Pierwsza spowiedniczka rozbudziła moją ciekawość. I choć Miecz prawdy miałam w planach „na przyszłość”, teraz jestem przekonana, że sięgnę po kolejne książki tego cyklu znacznie wcześniej.
Zapraszam na blog Strona po stronie.
Oprawa: miękka
Kategoria: fantastyka, fantasy