O książce:
Gdyby nie Tadeusz Broś, być może w ogóle nie zajmowałabym się śpiewaniem dla dzieci…
Być może nikt dziś nie pamięta jego nazwiska, ale chyba lepsze jest to, że wszyscy znali jego twarz.
Majka Jeżowska
To pasjonująca rozmowa z człowiekiem, którego życie stało się zwierciadłem polskich przemian i polskich słabości; książka, która każe inaczej pomyśleć o wszystkich stojących po drugiej stronie ekranu.
Beata Tadla
To do bólu szczery, niejednoznaczny portret człowieka, który wymyka się łatwym ocenom.
Paweł Wysoczański
Wywiad rzeka z Tadeuszem Brosiem powstawał rok przed jego śmiercią, kiedy zmagał się on ze społecznym wykluczeniem, biedą, bankructwem i chorobą alkoholową. Jego biografia to uniwersalna historia człowieka wielkich sukcesów i bolesnych upadków, a zarazem portret czasów PRL-u i okresu polskiej transformacji.
Tytuł: Tadeusz Broś
Podtytuł: Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka
Autorzy: Anita Czupryn, Paweł Brzozowski
Wydawca: Replika
Premiera: 9 kwietnia 2013
ISBN: 978-83-7674-241-0
Stron: 264
Kategoria: wywiad – rzeka, biograficzne
Tadeusz Broś. Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka
Anita Czupryn, Paweł Brzozowski
(fragment)
Notka o książce
Według skali Piotra Fronczewskiego Tadeusz Broś należał do osób drugiej kategorii popularności w Polsce. Wszyscy znali tę twarz, choć niewielu pamiętało nazwisko. Jego życie to festiwal anegdot prowincjonalnego aktora, kabareciarza i śpiewającego konferansjera, brylującego w nocnych lokalach lat 70. między występami iluzjonistów i striptizerek. Ten ulubieniec Ewy Demarczyk i Hanki Bielickiej był ikoną telewizji przełomu lat 80. i 90. Nazywano go Panem Telerankiem. To on stworzył podwaliny telewizji familijnej w Polsce.
Czy w czasach stanu wojennego kolaborował z władzą? Kto za nim stał w telewizji? Dlaczego w dzieciństwie nazywano go znajdą i podrzutkiem? Wywiad rzeka z Tadeuszem Brosiem powstawał rok przed jego śmiercią, kiedy zmagał się on ze społecznym wykluczeniem, biedą, bankructwem i chorobą alkoholową. Jego biografia to uniwersalna historia człowieka, wielkich sukcesów i bolesnych upadków, a zarazem portret czasów PRL-u i okresu polskiej transformacji. W tej rozmowie Tadeusz Broś ujawnia nieznane kulisy telewizji publicznej. Choć został z niej wyrzucony w 2007 roku przez ówczesne władze, kojarzone z PiS, wciąż przygotowywał swój wielki comeback. Dlaczego mu się nie udało?
Wstęp I
Kilka miesięcy temu – a piszę te słowa w grudniu 2011 roku – siedziałam nocą przy komputerze i przeglądałam Facebooka, kiedy nagle pojawiła się informacja od jednego z moich znajomych, która przyprawiła mnie o skurcz serca. Wyprostowałam się błyskawicznie, odwróciłam głowę i spojrzałam na Pawła. Siedział przy swoim komputerze, wyszukując upajające jazzowe kawałki, które puszczał następnie naszemu wspólnemu przyjacielowi – Leszkowi Michalikowi, zawzięcie przy tym dyskutując. Leszek, znany indianista ze Sztumu, autor wielu książek o tematyce indiańskiej, przyjechał do nas na kilka dni w odwiedziny.
– Tadeusz Broś nie żyje – powiedziałam.
– Kto to jest Tadeusz Broś? – zapytał Leszek. Ale kiedy pokazaliśmy mu filmiki i puściliśmy taśmy z nagraniami naszych rozmów z Tadeuszem, wy¬krzyknął: – Znałem go bardzo dobrze. Wyobraźcie sobie, że raz nawet gościłem u niego w Teleranku!
Problem z Tadeuszem Brosiem polega bowiem na tym, że wszyscy znają jego twarz, a niewielu pamięta nazwisko. Ja również, przyznaję, nie pamięta¬łam, kiedy w lutym 2010 roku przyszło mi napisać w redakcji dziennika „Polska The Times” artykuł o historii Teleranka. Powód był jak najbardziej aktualny: władze TVP podjęły właśnie decyzję, że ten legendarny program dla dzieci i młodzieży, który wyniósł Tadeusza Brosia na szczyty popularności na przełomie lat 80. i 90., na zawsze zniknie z anteny. Mój ówczesny szef, Andrzej Godlewski, poradził mi, abym skontaktowała się z Tadeuszem. To wtedy odbyła się nasza pierwsza, telefoniczna rozmowa, podczas której Pan Teleranek odsłonił przede mną kulisy programu mojego dzieciństwa, tak interesujące, tak iskrzące się anegdotami, humorem i fantazją, że już po kilku minutach zawołałam:
– To fantastyczne, co Pan opowiada! Nie powinien Pan trzymać tego dla siebie. Chcę napisać o Panu książkę!
Bardzo się z tego pomysłu ucieszył. Ta pierwsza roz¬mowa z Tadeuszem Brosiem była szczególna nie tyl¬ko dlatego, że ubarwił mój artykuł smakowitymi opowieściami. Również dlatego, że o Teleranku opo¬wiadał mi… siedząc w taksówce i czekając na klienta.
Tadeusz, po zwolnieniu z telewizji, od dwóch lat zarabiał na życie jako taksówkarz. Umówiliśmy się wtedy, że się zdzwonimy, że koniecznie, koniecznie musimy się spotkać i omówić sprawę książki. Ale wiecie, jak to jest. Kolejne fascynujące tematy, kolejne artykuły, wywiady, spotkania tak mnie pochłonęły, że sprawa
książki wyleciała mi z głowy. Do czasu, kiedy w mojej redakcji pojawił się Tadeusz Broś we własnej osobie. W eleganckim służbowym garniturze, przyszedł pochwalić się, że właśnie został cieciem. I zapytał, czy nadal chcę o nim pisać.
– Oczywiście, że chcę – powiedziałam. O tym, że przyjechał do redakcji tramwajem na gapę, trwożliwie rozglądając się na boki i wypatrując ewentualnej kontroli, wtedy jeszcze nie wiedziałam. Nie wiedziałam też, czy chcę napisać książkę wyłącznie o Teleranku, czy może o telewizyjnych osobowościach. W głowie pączkowały mi różne pomysły. Dzieliłam się nimi z Pawłem Brzozowskim i zaproponowałam mu współpracę nad książką. Zgodził się, choć bez entuzjazmu. Do Tadeusza, z którym umówiliśmy się konkretnie – majowa sobota w samo południe, w sie¬dzibie firmy, w której dostał pracę stróża – pojechaliśmy już razem, uzbrojeni w dwa dyktafony. Ale nie było nam wtedy dane spotkać się w tym miejscu. Tego dnia Tadeuszowi podziękowano za pracę. Zaprosił nas więc do siebie, do swojego mieszkania w wieżow¬cu na Saskiej Kępie.
Mimo kiepskiej sytuacji życiowej nie stracił ic z pogody ducha. Potrafił żartować z samego siebie. Ujął nas swoją serdecznością i szczerością. Ale najważniejsze jest to, że Tadeusz potrafił opowiadać jak nikt, odgrywając przed nami, siedzącymi na jego łóżku, całe spektakle jednego aktora. Zaczarował nas ironicznym podejściem do samego siebie, dystansem, życzliwością do świata i ludzi, refleksją. Przyjeżdżaliśmy regularnie, w każdą sobotę, i bardzo się podczas tych wielogodzinnych spotkań zaprzyjaźniliśmy. Zaprosiłam Tadeusza na moje urodziny. Przyszedł z prezentem – drewnianym świątkiem – pod pachą. Zgarnął go z regału.
– Nie mogłem przyjść z gołą ręką – śmiał się.
Wiadomość o jego śmierci wstrząsnęła nami. Długo w noc, siedząc przy komputerze, słuchaliśmy nagrań z jego opowieściami. Uznaliśmy, że szkoda trzymać je tylko dla siebie. Tadeusz zaufał nam i wierzył w naszą książkę. Gdy, już po jego śmierci, spisywaliśmy nasze wielogodzinne rozmowy, a potem układaliśmy w rozdziały, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jego duch w jakiś tajemniczy, mistyczny sposób towarzyszy nam w tych poczynaniach. I czułam, że Tadeusz, już w lepszym świecie, uśmiecha się, rozkłada ręce i mówi:
– Taki byłem. No sorry Batory.
Anita Czupryn
Wstęp II
Ta książka nie miała powstać tak szybko. Śmierć jej głównego bohatera, dla nas nagła, paradoksalnie przyspieszyła jej zredagowanie i wydanie. Nad jej ostatecznym kształtem mieliśmy pracować wspólnie z Tadeuszem. To on miał autoryzować każde swoje zdanie, jakie w niej zawarliśmy, i akceptować ostateczny jej kształt. Spodziewam się, że wiele z sekretów, które pozwoliliśmy sobie ujawnić, nie mogłoby ujrzeć światła dziennego za życia Tadeusza Brosia. Dlaczego, znając nas zaledwie kilka chwil, nie miał oporów przed opowiedzeniem swojej historii tak otwarcie – tego do końca nie rozumiem. To było zaufanie, niemal od pierwszego wejrzenia. Obopólne.
Kiedy Anita zaproponowała mi współpracę nad książką o facecie z Teleranka, zaprotestowałem. Pomyślałem, że spisywanie nudnych dziejów jakiejś niby-gwiazdy, pewnie zmanierowanej i trudnej w obejściu, to nie moja bajka. Ale ona nie rezygnowała, więc postanowiłem jej towarzyszyć. Pierwsza wizyta miała być jednocześnie ostatnią, jak prognozowałem. Stało się inaczej. Tadeusz okazał się normalnym człowiekiem o cudownej osobowości i niezwyczajnym życiu. Barwnymi opowieściami o swoich losach zabrał mnie w zapierającą dech podróż przez czasy, których nie znałem, i miejsca, gdzie nie było mi dane nigdy być.
Kiedy dowiedziałem się o jego śmierci, popadłem w przygnębienie i przez wiele dni nie chciałem nawet rozmawiać o rozpoczęciu prac nad książką. Poczułem ogromną stratę po facecie, którego życie poznałem tak dokładnie. W telewizji zobaczyłem program, z którego wynikały dwie rzeczy: był gwiazdą dziecięcego programu i zmagał się z chorobą alkoholową. Na to nie mogłem się godzić. Historia życia Tadeusza Brosia, jaką nam podarował, to zupełnie coś innego. To bogactwo anegdot i kawał historii nieznanej, opowiedzianej w sposób niepowtarzalny – refleksyjny, zabawny, ekspresyjny i wyjątkowo szczery.
Ufam, że nie zawiedliśmy zaufania, jakim obdarzył nas Tadeusz, że udało nam się przedstawić go takim, jaki był – wspaniałym, dobrym i nietuzinkowym człowiekiem.
Paweł Brzozowski