Bohaterem jest staruszek. Bardzo niezwykły staruszek. Jego nieprzeciętność wcale nie kończy się na tym, że właśnie obchodzi swoje setne urodziny. Allan Karlsson to nie byle kto – jest człowiekiem, który z racji swoich znajomości powinien być bardzo sławny. Przewrotność losu sprawia jednak, że prawie nikt na całym świecie nie zdaje sobie sprawy z tego, iż ktoś, kto wynalazł bombę atomową, uratował życie generałowi Franco i Winstonowi Churchillowi, przyjaźnił się z Harrym Trumanem oraz jadał z największymi przywódcami socjalistycznymi (a wszystko to zupełnie przypadkiem) mieszka sobie spokojnie w domu starców i… umiera z nudów.
To, w jaki sposób Allan został przez swojego twórcę wmanewrowany w wydarzenia o wielkim historycznym znaczeniu jest po prostu mistrzostwem świata. Nie ma w tym przypadku znaczenia fakt, że cała opowieść jest po brzegi przepełniona absurdem. Przymykając oko na olbrzymi stopień nieprawdopodobieństwa i przyjmując za dobrą monetę manierę, którą wybrał autor, czytelnik będzie się nie tylko doskonale bawił, ale przy okazji dowie się wielu bardzo ciekawych rzeczy dotyczących historii. Mimo iż Jonasson postanowił napisać tylko lekki i sympatyczny kryminał, to jednak do jego stworzenia dobrze się przygotował. Czasem opisuje prawdziwe zdarzenia, czasem coś dodaje lub odejmuje – dla czytelnika, który lubi konfrontować fikcję z faktami lektura tej książki będzie naprawdę świetną zabawą.
To, że staruszek zwiewa z domu starców przez okno, już wiecie, ale to jeszcze nic. Zwiewa w samych kapciach, bez bagażu i prawie bez pieniędzy. Allan ma cudowną zdolność do znajdywania się zawsze w centrum nieprawdopodobnych wydarzeń wbrew swojej woli. Odgrywa w nich główną rolę z uroczą naiwnością i bez jednego słowa protestu – uważa po prostu, że co się ma wydarzyć i tak się wydarzy, nie ma po co się przeciwko temu buntować. Nie sposób go nie polubić, bo choć wydaje się, jakby zazwyczaj nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojej roli w historycznych wydarzeniach, to jednak potrafi, gdy sytuacja tego wymaga, stanąć na wysokości zadania i uknuć intrygę na wielką skalę.
W chwili, gdy już udaje mu się wygramolić przez okno do ogrodu, zaczyna się zastanawiać nad celem wyprawy. Dociera na dworzec autobusowy tylko po to, by (niezupełnie niechcący) ukraść wielką walizkę niesympatycznemu młodzieńcowi. Bagaż okazuje się być wypchany pieniędzmi, za Allanem rusza pościg, a on, jak gdyby nigdy nic, jedzie przed siebie autobusem. Po drodze spotyka galerię znakomitych postaci (nie wyłączając z tego grona słonia), zostaje bohaterem artykułów prasowych, a jego twarz pojawia się na listach gończych. Towarzysząc mu w przygodach, poznajemy jednocześnie bieg całego jego życia, podróżując przez historię XX wieku ukazaną w krzywym zwierciadle.
Pędząca z prędkością światła, pogmatwana i nieprawdopodobna fabuła w przypadku tej książki dosłownie mnie zachwyciła. Dawno nie miałam do czynienia z takim powiewem świeżości. Nie wolno przy tym zapomnieć, że powieść Jonassona opowiada przede wszystkim o nienasyceniu życiem, o nieustannym dążeniu do przeżywania ciekawie każdego dnia, o niepoddawaniu się rutynie. Zawsze, gdy o niej myślę, mam ochotę wyskoczyć przez okno i wyruszyć w nieznane.
Autor: Jonas Jonasson
Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
Przekład: Joanna Myszkowska-Mangold
Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze: http://zielonowglowie.blogspot.com/