Zygmunt Bauman otwiera czytelnikowi oczy na mechanizmy, które rządzą naszą rzeczywistością. Pojawiają się zatem w jego tekstach czołowi przywódcy państw, których polityka nie uwzględnia ludzi biednych i wykluczonych. Przykłady: Nicolas Sarkozy, odwracając wzrok ludu od własnej nieudolności, wypowiedział wojnę Romom i Sintim, traktując ich jako źródło wszelkiego zła i nieszczęścia oraz biedy we Francji. Podobnie jest we Włoszech, gdzie pozostający poza prawem Silvio Berlusconi, za nic miał proces wydalania Romów z jego ojczyzny, będący kolejn[ą] odsłon[ą] starego zwyczaju usuwania przez społeczeństwa elementów opierających się asymilacji i klasyfikacji, tzw. konflikt ‘zadomowionych z outsiderami’. Filozof uważa, iż [n]ie sposób nie zauważyć, że standardowa surowość europejskich regulacji związanych z imigracją i udzielaniem azylu zaostrza się obecnie jeszcze bardziej, a twarde stanowisko przyjęte w stosunku do uchodźców szukających schronienia staje się jeszcze twardsze; [p]o raz kolejny zło czyni się w imię dobra, dyskryminację promuje się w imię równości, a opresję stosuje się w imię wolności. Zgadzam się w pełni. Barack Obama, będąc prezydentem wybranym w większości przez czarnoskórych i latynoskich wyborców, szybko zapomniał o własnym elektoracie. Mimo to dostał kolejną szansę od Amerykanów.
To ‘społeczna amnezja’ sprawiła, że najbardziej nawet skandaliczne występki rządzących, jeszcze nie tak dawno budzące oburzenie opinii publicznej, [zostają] odsuwane na bok lub całkiem zapomniane na czas wyborów. Bauman dodaje, iż [m]amy obecnie do czynienia z ustrojem, który można, jak sądzę, nazwać ‘postdemokratyczną Tele-oligarchią’ [czy też] postdemokracją, w której zdecydowana większość obywateli nie ‘wybiera’, ale posłusznie i milcząco ignoruje. Czy istotny jest zatem człowiek ubogi, żyjący w nędzy? Kto miałby o niego zadbać? Odpowiedź Baumana jest prosta i okrutna zarazem: Jeśli chodzi o znaczenie i pozycję [ubogich], mogliby równie dobrze nie istnieć. Administracja Obamy zamierza[ła] rzekomo zgromadzić miliard dolarów lub jeszcze więcej na walkę o reelekcję. Politycy poszukujący takich pieniędzy nie poświęcą wiele uwagi potrzebom i pragnieniom ludzi biednych. Skupią się raczej na przyklękaniu przed najbogatszymi. Tymczasem raport ONZ o ubóstwie ludzi na świecie jest zatrważający, gdyż przy obecnym tempie zmian w 2015 roku ponad miliard ludzi na świecie będzie żyło w skrajnym ubóstwie (…) Kolejne cele, jakie sobie wyznaczamy, z zadziwiającą regularnością pomijają potrzeby najbiedniejszych. Kryzys gospodarczy z 2008 roku pogrążył rodziny najbiedniejsze, które ucierpiały ze względu na bezrobocie, straciły dach nad głową i opiekę medyczną oraz dotknęły je inne nieszczęścia. Mimo, iż są to ludzie żyjący w chronicznym ubóstwie, potulnie znoszą swój los, choć 42 proc. amerykańskich dzieci wychowuje się obecnie w rodzinach o niskim dochodzie, a co piąte dziecko żyje w biedzie, zaś 67 proc. Amerykanów nie jest w stanie odłożyć z pensji ani dolara. Z tym zjawiskiem wiąże się degradacja społeczna ludzi pozbawionych pracy, czego autor dowodzi na podstawie pogłębianie się społecznej nierówności w Ameryce, gdzie brutalne realia społeczne dyskryminacji ubóstwa w dobie multikulturalizmu są widoczne gołym okiem. Nic dziwnego zatem, iż demokracja traci swój powab: Demokracjom na całym świecie nie udało się też powstrzymać ludzi przed odwróceniem się od sfery publicznej i od obywatelskiego dbania o wspólne dobro. Nie udało się i chyba się nie uda, bo przed nami długa i wyboista droga masowego bezrobocia. Kiedy całe roczniki absolwentów szkół wyższych wkraczają na rynek pracy zapełniony ludźmi bezowocnie poszukującymi pracy albo nie znajdują posady, albo są zmuszeni przyjąć taką, która jest poniżej ich kwalifikacji i ambicji.
To tzw. 'Pokolenie Zero: zero perspektyw, zero przyszłości’. Bauman przekonuje, iż głównymi środkami deficytowymi, na których zbija się dziś kapitał i których posiadanie oraz wykorzystywanie gwarantuje bogactwo w erze postindustrialnej, są wiedza, pomysłowość, wyobraźnia, umiejętność i odwaga myślenia odmiennie od innych – cechy, których kształtowanie, upowszechnianie i wpajanie miało stanowić podstawową funkcję uniwersytetów. Obecnie sytuacja wygląda tak, że [p]aństwo umywa w istocie ręce od obowiązku ‘kształcenia ludzi’.” Znamy to dobrze z naszego kraju, ale autor podaje jako przykład bliską mu Wielką Brytanię, której kurczą się środki, jakimi dysponują uniwersytety, bo rządy zmniejszają dotacje na szkolnictwo wyższe, podnoszą opłaty za studia, wskutek czego spada liczba zdolnych studentów. Bauman wskazuje pokłosie takich działań: Następstwa bezpośrednie to redukcje etatów, zawieszanie czy likwidacja projektów badawczych oraz pogarszanie się stosunku liczbowego studentów do wykładowców i wynikła stąd degradacja warunków tudzież jakości nauczania. Pozostawiam to bez komentarza.
Zygmunt Bauman ma na uwadze także nowe gry, technologie dla samotnych (np. Love +), portale społecznościowe i to, co się dzieje w sieci: [P]rofil na Facebooku pozwala ci ‘zaprzyjaźnić się z 500, 1000 czy nawet 5000 osób, ale wszyscy ci ludzie poza wąską grupą złożoną ze 150 osób pozostaną co najwyżej podglądaczami twojej codzienności. Facebook i inne portale społecznościowe (…) pozwalają nam utrzymywać przyjaźnie, które w przeciwnym wypadku szybko by wygasły. Należy jednak pamiętać o pozornej bliskości w sieci: Istnieje ogromna, wręcz przepastna i niezgłębiona różnica między ‘przytulaniem’ a ‘zaczepianiem’ drugiej osoby… – różnica między prototypem ‘bliskości’ offline a jej wersją online, między bogactwem a powierzchownością, głębią, a płytkością, ciepłem a chłodem, serdecznością a zdawkowością… Internet stanowi synonim wolności, oznacza ‘władzę pozbawionych władzy’ – jest dostępny dla każdego w dowolnym miejscu, ale niesie ze sobą także zagrożenia. Bauman nie ma złudzeń, że żyjemy w społeczeństwie konfesjonału: Wydaje się, że nie cieszy nas posiadanie tajemnic, jeśli nie mogą one podbudować naszego ego poprzez przyciąganie uwagi redaktorów i ludzi zbierających materiały do telewizyjnych talk show, na pierwsze strony tabloidów i na okładki magazynów ilustrowanych. Problem pojawia się wówczas, gdy brakuje osób chętnych do słuchania naszych tajemnic. W przyszłości (a może i już obecnie) ci, którym zależy na dyskrecji, będą pewnie odrzucani, spychani na obrzeża społeczeństwa…
Mogłabym jeszcze wiele ciekawych faktów opisać, które Zygmunt Bauman przytacza w swojej książce (m.in. o glokalizacji, ‘teorii skapywania’, za co ceni Michela Houellebecq’a, Jose Saramago i Michaela Haneke; ponadto, dlaczego lewica upodobniła się do prawicy, co autor zawarł w tekście mowy akceptacyjnej, którą wygłosił w Oviedo podczas ceremonii wręczenia Nagród Księcia Asturii i kim jest ‘prywatny Bóg’). W każdym rozdziale zawarte są rzeczowe opinie, które socjolog popiera faktami i rzeczowymi argumentami, nie unikając niewygodnych prawd, a często i wskazując, jak ważne jest w dzisiejszym świecie posiadanie oczu i uszu szeroko otwartych. Duża różnorodność tematów zyskuje dzięki licznym cytatom z New York Timesa i Le Monde czy z książek popularnonaukowych. [G]ra słów jest dla mnie najbardziej niebiańską z uciech. Uwielbiam ją, pisze Bauman. I niech dane mu będzie grać w tę grę jak najdłużej.
Tytuł: To nie jest dziennik
Tytuł oryginału: This is not a Diary
Autor: Zygmunt Bauman
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2012
Liczba stron: 456
Oprawa: twarda
Wymiary: 123×197 mm
ISBN: 978-83-08-05005-7
Kategoria: eseje i felietony, kultura, społeczeństwo, socjologia