Rexanne Becnel jest autorką ponad dwudziestu powieści, z których niemal wszystkie okazały się bestselerami. Nie czytałam żadnej z nich. Nazwisko Becnel kojarzyło mi się bowiem do tej pory głównie z historycznymi romansami, za którymi nie przepadam. Złodziejka mojej córki miała stanowić w jej dorobku swoiste novum, postanowiłam więc zaryzykować. I nie zawiodłam się. Autorka tym razem porusza temat niezwykle trudny i ubiera go w ciekawą, powściągliwą formę, znakomicie łącząc psychologiczny dramat z powieścią obyczajową i kryminałem.

Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w Gulfport, ma miejsce tragiczny wypadek samochodowy. Diane trafia do szpitala w stanie krytycznym, a jej pięcioletnia córka, Alyssa, ginie na miejscu. Roberta, nastolatka, która spowodowała wypadek, prowadząc auto pod wpływem alkoholu i środków odurzających, trafia do zakładu poprawczego, skąd wkrótce wychodzi. Małżeństwo Diane rozpada się, a kobieta nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią swojej ukochanej córki, żyje przeszłością i wciąż na nowo rozdrapuje stare rany. W końcu decyduje się na pracę w CAJA, organizacji dbającej o interesy dzieci z patologicznych rodzin, których akta trafiają do opieki społecznej. Tam właśnie dowiaduje się, że Roberta, po sześciu latach od spowodowania wypadku, została ponownie aresztowana za posiadanie narkotyków i tym razem, już jako osoba pełnoletnia, ma trafić do więzienia na całą dekadę. W rękach Diane znajduje się natomiast teczka z dokumentacją jej córki, odebranej matce i umieszczonej w rodzinie zastępczej. Kobieta widzi dla siebie nieoczekiwaną szansę – postanawia adoptować małą Lissy. Bo przecież Roberta jest jej winna dziecko… Niespodziewanie dla samej siebie zaczyna przywiązywać się do dziewczynki, którą w końcu pokocha niczym własną córkę. Chęć zapewnienia Lissy bezpieczeństwa i odcięcia jej od starego życia oraz biologicznej matki stają się obsesją Diane i determinują całe życie kobiety.

Roberta trafia do więzienia w wieku dwudziestu trzech lat. Z początku myśli tylko o długim wyroku, na jaki ją skazano. Po pewnym czasie zaczyna jednak dojrzewać emocjonalnie, zrywa z nałogami i pisze listy do swojej córki, o której nigdy nie zapomniała i której nigdy nie przestała kochać. Przelewa na papier wszystkie emocje i daje upust poczuciu winy za krzywdy wyrządzone własnemu dziecku i innym ludziom. Roberta bowiem traktuje odsiadkę jako karę za spowodowanie wypadku sprzed lat, za zabicie małej dziewczynki, czego nigdy już nie będzie potrafiła sobie wybaczyć. Korespondencji oczywiście nie wysyła, tylko gromadzi, mając nadzieję, że Lissy kiedyś będzie mogła ją przeczytać. Areszt okazuje się dla Roberty zbawienny – na tyle, na ile to w ogóle możliwe, robi porządek ze swoim życiem, kończy kurs dla pielęgniarek i zdobywa dyplom. Po wyjściu na wolność, mimo wielu pokus, nie wraca do dawnych przyzwyczajeń, znajduje pracę i zaczyna szukać Lissy. Chce tylko jednego – pewności, że oddając córkę do adopcji, postąpiła słusznie i ofiarowała jej szczęśliwe życie w porządnej rodzinie. Kiedy jednak po wielu trudach natrafia na ślad, teraz już piętnastoletniej, dziewczyny, dowiaduje się, że to Diane została adopcyjną matką Lissy. Roberta nie wie, czy kobieta nie mści się na niewinnym dziecku za zbrodnię, którą popełniła jego matka.

Śmierć dziecka to temat najtrudniejszy chyba z możliwych. Nie sposób nawet wyobrazić sobie rozmiarów podobnej tragedii. Becnel ucieka od formuły melodramatu, nie chce wyciskać łez. Podejmuje kwestie śmierci i cierpienia w sposób powściągliwy, skupiając się na procesach psychicznych, motywach postępowania i systemach wartości, uznawanych przez bohaterów. Nie ma w tej powieści postaci papierkowych, schematycznych, jednowymiarowych, kryształowo czystych i idealnie dobrych, ani też do szczętu złych. Każda z nich doznała w życiu krzywdy, która odbija się na całej późniejszej egzystencji, każda dopuściła się czynów godnych pochwały i czynów zasługujących na potępienie. Każda ma na duszy jakąś skazę. U źródeł tej historii tkwi także wszechobecny od wieków w kulturze motyw zemsty, stającej się pragnieniem, organiczną potrzebą, a niekiedy wręcz obsesją wszystkich ukazanych tutaj bohaterów. Zemsty, która tym razem nie wiąże się z ekspiacją. Wręcz przeciwnie – spycha człowieka w jeszcze głębszy emocjonalny i psychiczny dół, prowadzi do autodestrukcji i pogrąża w otchłani własnego cierpienia, przeżywanego wciąż na nowo.

Powieść dzieli się na trzy części, z których każda stanowi odrębną historię – w pierwszej poznajemy losy Diane, w drugiej Roberty, a w trzeciej Lissy. Autorka zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, silnie indywidualizując język postaci, co stanowi chyba największy atut tego tekstu i dopełnia oraz uwiarygodnia portrety psychologiczne kobiet, które spotkała tragedia. Momentami można odnieść wrażenie, że powieść napisały tak naprawdę trzy osoby, w różnym wieku i o zupełnie odmiennych charakterach. Becnel wzbogaca ponadto historię Diane, Roberty i Lissy o korespondencję (listy, maile, komunikator), informacje prasowe oraz raporty więzienne, dzięki czemu czytelnik ma w efekcie większą wiedzę o świecie przedstawionym niż każda z bohaterek.

Silnie zindywidualizowany język i narracyjne eksperymenty nie sprawiają, że Złodziejka mojej córki jest tekstem trudnym w odbiorze. Wręcz przeciwnie. Wszystkie te zabiegi czynią wydarzenia ciekawszymi, a powieść czyta się bardzo dobrze, mimo poruszanego w niej trudnego tematu. Nie jest to jednak lektura na niedzielne popołudnie. Złodziejka mojej córki zmusza do refleksji nad naturą śmierci i ludzkiego cierpienia, stawia pytanie, czy rzeczywiście – jak głosi etyka chrześcijańska – powinniśmy umieć przebaczać wszystko i wszystkim, nawet jeśli odebrano nam coś najcenniejszego w świecie. A przede wszystkim, czy potrafimy przebaczać sobie. Powieść Becnel nie udziela odpowiedzi, nie wtłacza nam żadnych schematów myślenia. Ukazuje problem i zmusza czytelnika, by sam ocenił sytuację. Rozwiązanie, które znajdują bohaterki, to tylko jedna z możliwych dróg. Każdy ma bowiem własny system wartości. Jeśli Rexanne Becnel napisała te wszystkie romanse, by móc kiedyś opublikować Złodziejkę mojej córki, to było warto.

Tytuł: Złodziejka mojej córki
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Tytuł oryginału: The thief’s only child
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 20 listopada 2012
ISBN: 978-83-7839-398-6
Liczba stron: 512
Kategoria: powieść
Format: 125mm x 195mm
Oprawa: miękka