Zgodnie z hinduistyczną tradycją sześć dni po urodzeniu dziecka bóstwo Widhata-purusza zapisuje na czole niemowlęcia jego całą przyszłość. Człowiek doświadcza zatem wszystkiego, co zostało mu przeznaczone już w kołysce. Baby Halder, niewykształcona bengalska pomoc domowa, uznała jednak, że gdyby los każdej jednostki był z góry określony, Bóg nie obdarzyłby nikogo zdolnością rozpoznawania dobra i zła. Postanowiła zatem zawalczyć o lepsze życie. I ofiarowała światu swoją historię – Zapiski hinduskiej służącej.

Skazana na cierpienie

Baby Halder przyszła na świat w Kaszmirze, jednak wczesne dzieciństwo spędziła, przenosząc się z miejsca na miejsce wraz z całą rodziną, ponieważ ojciec, były żołnierz i kierowca, długo nie potrafił znaleźć stałego zatrudnienia. Sytuację utrudniał dodatkowo fakt, iż mężczyzna nie stronił od alkoholu i cechowała go pewna emocjonalna niedojrzałość, sprawiająca, że nie tylko nie umiał zapewnić dzieciom spokojnego życia, lecz także okazać im odrobiny ciepła i miłości. Matka dziewczynki, zmęczona podobną egzystencją, opuściła rodzinę, gdy córka miała zaledwie cztery lata. Mimo tak wczesnego wieku Baby nigdy nie przestała o niej myśleć i w swoich Zapiskach… nieustannie powraca do tego wydarzenia, które znacząco wpłynęło na rozwój emocjonalny autorki. Dowiadujemy się przy okazji tego faktu co nieco o hinduskiej kulturze i obyczajowości, wymagających od kobiet uległości i posłuszeństwa wobec mężczyzn, wyznaczających przedstawicielkom płci pięknej funkcję podrzędną i pozycję człowieka gorszej kategorii. Baby Halder podkreśla jednak, że nie zawsze stanowi to regułę i że wiele w tym wypadku zależy od głowy rodziny i głównego żywiciela – męża, ojca, brata, nie zawsze jawiących się w charakterze tyranów i okrutnych patriarchów. Autorka ukazuje jednocześnie hinduskie kobiety jako filary podstawowej komórki społecznej, czyli rodziny. Bez nich bowiem każda familia prędzej czy później musi upaść, doświadczyć losu, który spotkał właśnie Halderów. Baby wielokrotnie przywołuje twierdzenie, że w jej własnej rodzinie zapanował chaos i destrukcja wszelkich moralnych wartości w wyniku odejścia matki, stanowiącej swoisty wyznacznik stabilizacji – nie materialnej, lecz emocjonalnej.

Z deszczu pod rynnę

Kiedy ojciec poślubił inną kobietę i osiadł wreszcie w Durgapurze, autorka przez krótką chwilę miała nadzieję, że sytuacja się zmieni, a macocha pokocha ich jak własne potomstwo. Marzenia dziewczynki nigdy się jednak nie spełniły. Ojciec nieustannie kłócił się z nową żoną, dzieci traktował źle i w dodatku nie dbał o to, by zapewnić im choćby podstawowe wykształcenie. Wreszcie, chcąc zrzucić z siebie obowiązek opieki nad córką, wydał ją za mąż w wieku zaledwie dwunastu lat za sporo starszego mężczyznę, nie upewniwszy się nawet, jakim jest człowiekiem. W domu małżonka czekał Baby jeszcze gorszy los. Musiała odtąd znosić nie tylko kłótnie i chłodną obojętność, ale też przemoc fizyczną, wyzwiska i biedę, bo Śankar, mimo iż zarabiał przyzwoicie, skąpił żonie każdego grosza. Po wielu latach autorka Zapisków… postanowiła zawalczyć o siebie, o godność i o lepszy los dla trójki swoich dzieci. Wsiadła do pociągu i wyjechała do Delhi, zamykając za sobą na zawsze pewien rozdział życia.

Tatuś

Życie w Delhi nie okazało się, rzecz jasna, usłane różami. Ciężką pracę w charakterze służącej Baby musiała niekiedy wykonywać przez całą dobę, znosząc przy tym obelgi ze strony pracodawców i nie mając nawet chwili wolnego, by zadbać o dzieci. Los jednak w końcu się do niej uśmiechnął. Trafiła bowiem do domu Prabodha Kumara, profesora antropologii, który nie tylko traktował swoją pomoc domową godziwie, lecz zrobił znacznie więcej. Jako pierwszy zobaczył w Baby człowieka, mającego coś do powiedzenia, dostrzegł jej zainteresowanie książkami i ofiarował najcenniejszy dar – zeszyt i pióro. Te dwa przedmioty oraz prośba, by opowiedziała o swoim życiu, zmieniły diametralnie los kobiety. Wystarczyło spotkać jedną osobę, która okazała zainteresowanie i zwyczajną dobroć. Tylko tyle i aż tyle. Autorka Zapisków… mówi o swoim mentorze „Tatush”, co brzmi podobnie do polskiego słowa „Tatuś”. I rzeczywiście, kiedy Prabodh Kumar poprosił ją, by nazywała go w ten sposób, chodziło mu właśnie o to określenie. Żona profesora była bowiem Polką.

Sztuka władania słowem

Baby Halder dojrzewa jako pisarka właściwie na oczach czytelnika. Z niewprawnej kronikarki, skaczącej chaotycznie po opisywanych wydarzeniach, szkicującej pobieżnie tło akcji i bohaterów, przekształca się w kompetentną i wyrobioną opowiadaczkę, pozwalającą sobie na dygresje i stawianie trudnych, kłopotliwych pytań. Używa prostego języka, bez żadnych właściwie ozdobników, i nie chwali się kunsztem literackim. Kiedy przystępowała do relacjonowania swoich doświadczeń, przyświecał jej inny cel. W całym tekście natrafić można na znikomą ilość wyszukanych środków stylistycznych, świadczących o autentycznym talencie pisarskim autorki. Halder pozwala sobie na zabawę językiem tylko wtedy, gdy służy to lepszemu ukazaniu określonych stanów emocjonalnych. Pisze na przykład, że przeżycia z dzieciństwa są dla niej na tyle ważne, że niekiedy idealizuje odległą przeszłość, napawając się wspomnieniami, „liżąc je”, tak jak krowa liże swoje małe cielątko. Zapiski… to nie miękki materac fikcji literackiej, przykryty narzutą utkaną z pięknych słów. W prostocie języka i oszczędności formy kryje się wręcz coś przerażającego. Halder nie kreuje świata, lecz dotyka bezpośrednio rzeczywistości, nie upiększa jej, tylko obnaża, relacjonując krok po kroku swoje przeżycia. Nie sili się na głębokie przemyślenia i refleksje natury filozoficznej. Nie są one tutaj potrzebne, w związku z czym nie ma na nie miejsca. Fakty mówią same za siebie. Co ciekawe, autorka chcąc wzmocnić przekaz o ładunek emocjonalny i stworzyć bardziej liryczny nastrój, płynnie przechodzi z narracji pamiętnikarskiej na narrację trzecioosobową, dając do zrozumienia, że do ukazania podobnych scen potrzebuje pewnego dystansu.

Złapać świat za gardło

Książka Halder przekazuje prostą prawdę, głoszącą, że do tego, by zmienić swój los, wystarczą tylko dobre chęci i odpowiednia motywacja. Siłę napędową wszelkich działań autorki stanowiła miłość – miłość do dzieci oraz pragnienie zapewnienia im godnych warunków życiowych, stworzenia spokojnego domu, gdzie mogłyby się rozwijać, uczyć i wyrosnąć na uczciwych, wartościowych ludzi. Halder pokazuje, że trzeba na tyle szanować siebie, by umieć przeciwstawić się złu, okrucieństwu i niesprawiedliwości, które nas spotykają, że trzeba dążyć do osiągnięcia szczęścia i harmonii, choćbyśmy nieustannie natrafiali na wszelkiego rodzaju przeszkody. Zapiski… to także ważny głos w sprawie ucisku kobiet w społeczeństwach patriarchalnych. Takiego losu, jaki był udziałem Baby Halder, doświadczyły tysiące innych bezimiennych bohaterek, walczących o przetrwanie, o godność, o lepsze życie. Pisały już o tym między innymi Bengalka Taslima Nasrin (Amar Meyebela, ang. My Girlhood) czy Somalijka Waris Dirie (Kwiat pustyni). Takich kobiet, zdolnych do tego, by krok po kroku przeprowadzać rewolucję i skłaniać ludzkość do myślenia i działania, jest w prawdzie coraz więcej, jednak wciąż zbyt mało. Autorka Zapisków… przy użyciu oszczędnych środków literackiego wyrazu, za pomocą prostego, wręcz ascetycznego pod względem stylistycznym języka, pokazuje, że warto, a nawet trzeba zmieniać świat. W końcu to nie wielkie słowa należy podziwiać, lecz wielkie czyny, jak powiedział kiedyś Demokryt.

Autorka: Baby Halder
Tytuł: Zapiski hinduskiej służącej
Tytuł oryginalny: A life less ordinary
Przekład: Grzegorz Komerski
Data wydania: 23 października 2012
Wymiary: 125mm x 195mm
Liczba stron: 
232
Oprawa: 
miękka
Wydawca: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7839-377-1

Kategoria: proza obca, powieść biograficzna