Kto z fanów horrorów nie zna Grahama Mastertona, płodnego twórcy powieści i opowiadań grozy oraz poradników seksualnych? Podejrzewam, że niewielu takich się znajdzie. Masterton zajmuje miejsce w czołówce pisarzy tego gatunku, tuż obok Stephena Kinga i Jacka Ketchuma. Nic więc dziwnego, że jego książki cały czas interesują czytelników, choć karierę rozpoczął prawie czterdzieści lat temu. Ostatnimi czasy wydawnictwo Replika sprawiła fanom tego autora wielką przyjemność, wznawiając niektóre z jego powieści. Jedną z nich jest właśnie Niemy strach.

Holly Summers jest pracowniczką socjalną, zajmującą się pomocą maltretowanym dzieciom. Posiada ona również umiejętność czytania z ruchu warg, która znacznie ułatwia jej codzienne życie – Holly jest bowiem głucha. Jej zdolność przydaje się również policji przy namierzaniu przestępców, którzy, jak się okazuje, bardzo swobodnie rozprawiają o swoich planach w miejscach publicznych kiedy wydaje im się, że nikt ich nie podsłuchuje. Pewnego dnia, gdy Holly przybywa do jednej z prowadzonych przez nią rodzin, jej życie ulega całkowitej zmianie.

Na początek warto napisać o plusach Niemego strachu. Główną i właściwie jedyną zaletą tej powieści jest bardzo przekonujący wątek rodziców znęcających się nad swoimi dziećmi. Masterton niczego nie upiększa, nie koloryzuje, lecz pisze wszystko szorstkim, a przez to ogromnie pobudzającym wyobraźnię stylem. W ten sposób dowiadujemy się o małych główkach wkładanych w imadła, przypalanych rączkach czy kostkach łamiących się pod ciężarem ciała rodzica. Wszystko to podane zostało czytelnikowi chłodno, wręcz brutalnie, przez co niektóre momenty książki zmuszają nas do przerwania lektury i bolesnego skrzywienia się. Realistyczność opisów zwierzęcości człowieka przeraża dużo bardziej, niż niejeden krwawy horror.  

Jako osoba, którą w twórczości Mastertona zawsze denerwowała jego rozbuchana samczość i tandetna erotyczność, bardzo doceniłam pewien niewielki szczegół Niemego strachu – brak nienaturalnie dużych, nieukrytych za stanikiem piersi o niemałych brodawkach. Sądzę, że każda osoba, która miała już dość łudząco do siebie podobnych opisów biustów, będących chyba pozostałością po etapie poradników seksualnych tegoż autora, będzie mu ogromnie wdzięczna za ten drobny prezent. Wszystkim tym, którzy w twórczości tego pana doceniali przede wszystkim obfite piersi (a nie wątpię, że jest takich wiele. Tak dokładne są to opisy!), szczerze odradzam lekturę Niemego strachu.

A teraz czas na tę drugą, dużo, dużo gorszą stronę nowej powieści Mastertona. Warto zacząć od mankamentu najbardziej technicznego, acz dość denerwującego, a mianowicie liczby stron. Nie dość, że treściowo ta książka przypomina notatki pisane na kolanie w tramwaju, bądź innym środku komunikacji miejskiej, gdzie co chwila ktoś potrąca piszącego, a od czasu do czasu pluje mu na kartki i rozmazuje zawartość, to jeszcze autor nie był dość miły, by to swoje niewielkie opowiadanie rozbudować do postaci powieści. W efekcie końcowym otrzymujemy więc dwieście czterdzieści stron tekstu, który podzielony został na króciutkie rozdziały, a każdy oczywiście z odpowiednim tytułem zajmującym pół kartki. Czytelnik dostaje więc około trzech godzin lektury. Jeden wieczór i książka wędruje na półkę, gdzie szybko zostaje zapomniana. Z drugiej strony, może to i dobrze, że Masterton nie rozwlekał tak Niemego strachu i oszczędził swoim fanom wielu godzin bólu związanego z czytaniem. Bo i niestety niewielka objętość niesie ze sobą paskudnie nieciekawą treść. Oprócz motywu, o którym wspomniałam wcześniej, w powieści znajdą się może dwa wydarzenia, które mogą spodobać się czytelnikowi. A cała reszta? Cóż, zaklasyfikować ją można do dwóch kategorii. Są to albo sytuacje nielogiczne, albo sytuacje tak głupie, że żaden szanujący się pisarz nie zrobiłby tego ani sobie, ani swoim czytelnikom. I dziwi to przede wszystkim dlatego, że Masterton jest poczytny (tak wiem, Paulo Coelho również), a przy okazji szanowany jako pisarz grozy. Co więc stało się po drodze, od momentu wymyślenia tematu, w którym notabene tkwi niemały potencjał, do chwili spisania go na kartkę? Być może opętał go jakiś indiański duch, a może po prostu zabrakło mu umiejętności.  

Na koniec należy również zaznaczyć, że Niemy strach nie jest powieścią grozy. Jest raczej hybrydą thrillera i powieści obyczajowej, w której zagnieździł się także niezbyt do niej przystający motyw indiański. Nie zdziwcie się więc, jeżeli już zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, gdy akcja zacznie „rozkręcać się” dopiero w połowie, a i tak nie znajdzie się tam zbyt dużo miejsca na siły nadprzyrodzone.

Radziłabym raczej trzymać się z daleka od Niemego strachu, a w przypadkach, gdy zetknięcie się z tą książką będzie konieczne, użyć stosownie długiego kija zakończonego hakiem. Jednak do odważnych świat należy. Nie zapomnijcie tylko, że Was ostrzegałam.

Autor: Graham Masterton
Tytuł: Niemy strach
Tłumaczenie: Paweł Wieczorek
Data wydania: 13 listopad 2012
Liczba stron: 242
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Wydawca: Replika
Gatunek: thriller, horror