Prawdziwy dżentelmen to gatunek znajdujący się obecnie na skraju wymarcia. Podobnie rzecz ma się z damą otoczoną aurą niewymuszonej klasy. Nic więc dziwnego, że ostatnie przejawy godnych naśladowania postaw stają się niezrozumiałym fenomenem w społeczeństwie przywykłym do lapidarnych komunikatów budujących relacje międzyludzkie. Sądzę, że nieprzypadkowo rynek wydawniczy zasilają ostatnimi czasy publikacje będące swego rodzaju hołdem dla nieco zdezaktualizowanych już zasad obowiązujących uczestników gier towarzyskich. W listopadzie, nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, ukazała się książka o intrygująco brzmiącym tytule: Kobieto! Boski diable. Nad koegzystencją demonicznego temperamentu i anielskiej łagodności w kobiecym ciele rozwodzi się w niej nieżyjący już Adam Hanuszkiewicz. A należy przyznać, że życiowe doświadczenia dały mu do tego pełne prawo.

Kobiety naprawdę fascynowały Hanuszkiewicza. W literaturze, na scenie i w życiu prywatnym. Mawiał o nich baby – z wyraźną, mocną intonacją i prawdziwą atencją.

Mężczyzna, którego życie zawodowe obfitowało w kontakty z pięknymi i charyzmatycznymi gwiazdami sceny teatralnej, zmuszony był stawić czoła niejednemu kaprysowi czy wręcz wybuchowi nieuzasadnionej wściekłości w wykonaniu „boskich diabłów”. Niemniej jednak Hanuszkiewicz ulegał niepodważalnemu urokowi roztaczanemu przez płeć piękną, był bowiem trzykrotnie żonaty. Uchodził za amanta, choć przyznawał się do okresów seksualnej abstynencji. Otoczony przez najbardziej pożądane kobiety swego pokolenia, pozostawał monogamistą oddanym tylko i wyłącznie tej, której poprzysiągł wierność. Swobodny wywiad-rzeka, prowadzony przez Renatę Dymną i Janusza Roszkowskiego, ukazuje te aspekty życia Hanuszkiewicza, które do tej pory pozostawały w cieniu mitu budowanego wokół artysty. Tematem przewodnim książki jest postać kobiety i to właśnie przez jej pryzmat czytelnik poznaje biografię teatralnego mistrza, otrzymując przy tym słuszną porcję refleksji człowieka obarczonego bagażem doświadczeń.

Kobieto! Boski diable – skąd pomysł na tytuł o tak dramatycznym wydźwięku? Okazuje się, że źródła należy szukać u naszego rodzimego wieszcza, Adama Mickiewicza, zmuszonego do przyjęcia warunków cenzury. Puch marny nie jest zatem dzieckiem natchnienia wielkiego pisarza, a efektem ingerencji Joachima Lelewela w treść Dziadów. Adam Hanuszkiewicz, z nieskrywaną fascynacją płcią piękną, objaśnił wielopoziomowe znaczenie pierwotnego zwrotu zawartego w dziele: Boski jest anioł, ale diabeł to też anioł, tyle że strącony – mało tego: nie ma anioła, jeśli nie ma diabła; bez tych dwu elementów nie ma pełnej kobiecości!

Przyznam, że wysnucie tego rodzaju wniosku z pewnością zajęłoby mi zawstydzająco dużo czasu, być może dlatego właśnie bohater książki wywarł mnie niemałe wrażenie. Ilość zaskakująco trafnych, a przy tym niebanalnych uwag Hanuszkiewicza sprawia, że trudno odłożyć lekturę na później. Warto zwrócić uwagę na zabieg zastosowany przy podziale treści. W większości przypadków nie sposób zakończyć rozdziału, nie rozbudzając przy tym ciekawości, ponieważ kończą się wypowiedzią, której kontynuacja ma miejsce w kolejnej części książki. Czytelnik, otwierając Boskiego anioła, wpada zatem w sidła rwącego potoku słów, który oswobadza go dopiero w momencie, kiedy kończy swój bieg.

Wypowiedzi Adama Hanuszkiewicza naszpikowane są smaczkami w postaci doskonale dobranych anegdot, które mimo żartobliwego tonu, zawierają w sobie proste, a przy tym niezmienne prawdy o życiu. Najlepszym sposobem na ogołocenie ich z mistrzostwa, byłaby próba streszczenia, dlatego ponownie pozwolę sobie przywołać słowa autora w niezmienionej formie: (…) z pewnej dużej wsi wzięto wszystkich chłopów na wojnę. Batalion, w którym służyli, został wybity prawie do nogi, więc tylko do jednej z tych stu chałup wrócił mąż. Parę nocy później w kierunku owej chałupy wyruszyła procesja dziewięćdziesięciu dziewięciu wdów, które tego nieszczęśnika udusiły.

Rozważania Hanuszkiewicza charakteryzują się widocznym tu czarnym humorem. Nieustannie przeplatające się tragizm z komizmem gwarantują odbiorcy nie tylko przyjemny sposób na spędzenie czasu, ale pozostawiają po sobie również poważne refleksje. W epoce pakietowego i gratisowego ujęcia rzeczywistości, łączenie przyjemnego z pożytecznym zaspokaja potrzeby przeciętnego odbiorcy.

Dominującym głosem w książce jest, oczywiście, Adam Hanuszkiewicz. Wykazałabym się jednak ignorancją, pomijając jego rozmówców. Kobieto! Boski diable jest zapisem dyskusji trzech postaci, reprezentujących trzy różne spojrzenia na omawiane zagadnienia. Janusz Roszkowski to pisarz żywiący nieskrywaną fascynację Augustem Strindbergiem, którego cytaty stanowią punkt wyjścia dla wielu wątków pojawiających się w książce. Dyplomowany znawca szwedzkiej literatury, ma na koncie przekład wielu dzieł tego kontrowersyjnego artysty. Z kolei Renata Dymna, jedyna kobieta w tym gronie, jest nie tylko ozdobą towarzystwa i ucieleśnieniem tytułowego diabła, ale także godną rozmówczynią. Oprócz pełnienia roli kierowniczki literackiej w Teatrze Nowym, swoje działania wiąże również z historią obyczaju, psychologią oraz reżyserią.

Co odróżnia książkę Kobieto! Boski diable od jej podobnych zbiorów wspomnień czy wywiadów-rzek? Poza szacunkiem, z jakim Hanuszkiewicz mówi o aniołach (czasem upadłych) obecnych w jego życiu na przestrzeni kilkudziesięciu lat, ogromną zaletą są godne zapamiętania perełki, takie jak definicja pojęcia dzieci: dla kobiety kreatywny, stabilizujący konkret, dla mężczyzny abstrakcja do skonkretyzowania. W tym momencie pozwolę sobie zakończyć, by własną grafomanią nie opóźniać Waszej wizyty w najbliższej księgarni.

Więcej o Adamie Hanuszkiewiczu przeczytasz TUTAJ.

Autorzy: Adam Hanuszkiewicz, Renata Dymna, Janusz B. Roszkowski
Tytuł: Kobieto! Boski diable
Wydawca: Prószyński i S-ka
Kategoria: Biografie, wspomnienia
ISBN: 978-83-7839-137-1
Data wydania: 8 listopada 2012
Format: 168mm x 240mm
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda