Są książki przerażające, rozbrajające jak i nieco mroczne tajemnicze oraz wciągające, w których o co dokładnie chodzi dowiadujemy się dopiero na końcu. Tutaj mamy do czynienia z tekstem, którego akcja dzieje się w niewielkiej mieścinie. Pozornie aż prosi się o przywołanie tu Kinga. Jednakże, choć King niekwestionowanym mistrzem jest, to niektóre z jego opisów – przyznam się bez bicia – nudzą mnie śmiertelnie, szczególnie te w nowszych powieściach. W książce Marcina Mortki nie znajdzie się nudnych, zbyt szczegółowych opisów. Mamy tu także atmosferę swoistej pradawnej legendy, co nieodzownie kojarzy się z Mastertonem, jednakże i w tym wypadku styl pisarza oraz jego podejście do niektórych spraw są nieco inne. Wprowadzanie zwrotów akcji przywodzi na myśl twórczość Koontza, jednakże i tu obecne są znaczące różnice. Podsumowując: narracja Mortki przypomina tą stosowaną przez najbardziej cenionych twórców, nie tracąc jednocześnie na indywidualności.

Treść powieści kojarzy mi się z filmem Johna Carpentera W paszczy szaleństwa, z lekką domieszką 365 mieszkańców, gdzie każdy bohater coś udawał. Mamy zatem młodego człowieka, który właśnie przyjechał bryczką z Nowego Jorku do niewielkiej mieściny. Już na wstępie wydaje nam się dziwny, a dość szybko okazuje się, że nie do końca był z nami szczery. Wspomniany młody człowiek okazuje się być autorem powieści grozy, która stała się bestsellerem. Nie do końca wiadomo, co on tu właściwie robi. Tymczasem w mieście dzieją się dość dziwne i niepokojące rzeczy. Ludzie słyszą demony, a ich najgorsze lęki i koszmary stają się rzeczywistością. Trup zaczyna ścielić się gęsto, a poczucie zagrożenia rośnie z każdym kolejnym dniem.

Marcin Mortka pisze w sposób ciekawy i intrygujący. Książka wciąga z każdą stroną bardziej, a zagadka zdaje się nie mieć prostego rozwiązania. Klimatu nie rozpraszają zbędne wywody o skomplikowanej problematyce, wszystko wydaje się proste i przejrzyste, a przez to bardziej straszne. Dziwne zjawiska, które mają miejsce w okolicy, przywodzą na myśl zwykłe lęki znane jeszcze z dzieciństwa. Bo któż nie miał kiedykolwiek wrażenia, że jakaś istota jest pod łóżkiem lub za oknem, albo też widział coś kontem oka. Na takich codziennych lękach bazuje autor, zamieniając szarą rzeczywistość w niecodzienny, ale namacalny koszmar.

Sam wątek niewielkiego miasteczka owianego mgłą tajemnicy i posiadającego niejasną przeszłość jest doskonale znany w literaturze (w szczególności grozy). Może więc przedstawienie go w Miasteczku Nonstead nie jest specjalnie nowatorskie, ale na pewno świeże, pozbawione przestarzałych już schematów.

Pozycja ta zdecydowanie zrobiła na mnie pozytywne wrażenie; dawno nie czytałam książki, która kazałaby mi z uwagą przyglądać się cieniom oraz… z podejrzliwością śledzić Internet. Polecam czytelnikom o mocnych nerwach, którzy nie boją się stawić czoło nie tylko cudzym, ale również własnym lękom. Z niecierpliwością oczekuję kolejnej powieści tego autora w nadziei, że będzie równie mroczna i tajemnicza.

Autor: Marcin Mortka
Tytuł: Miasteczko Nonstead
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: styczeń 2012
ISBN: 978-83-7574-613-6
Liczba stron: 304
Wymiary: 140 x 205 mm
Gatunek: fantastyka