Dlaczego o tym piszę? Otóż na tle tych wydarzeń rozgrywa się akcja trzeciego już tomu przygód komisarza Zygmunta Maciejewskiego pod tytułem A na imię jej będzie Aniela. Mamy wrzesień 1938 roku. Zyga próbuje rozwiązać zagadkę brutalnego gwałtu i morderstwa młodej kobiety. Jedyny trop to dziwna substancja znajdująca się na ciele denatki. Przez rok mężczyźnie nie udaje się odnaleźć sprawcy i Maciejewski zaczyna tracić nadzieję. Tymczasem kilka dni po wybuchu drugiej wojny światowej dochodzi do podobnej zbrodni. Chcąc za wszelką cenę kontynuować śledztwo, mężczyzna wstępuje do Kripo, niemieckiej policji kryminalnej.
Fabuła książki jest bardzo złożona. Choć wątek kryminalny wysuwa się tu na pierwszy plan, to pojawia się też mnóstwo innych, równie interesujących. Przedstawione wydarzenia bardzo dobrze oddają wojenne realia. Akcja książki rozłożona jest na kilka lat, dzięki czemu wraz z rozwojem śledztwa otrzymujemy jakiś fragment z historii miasta. W Anieli bowiem, tak jak i w innych książkach tego autora, nie brak autentycznych postaci i faktów. Autor zręcznie wplata fikcję w historyczne wydarzenia, zachowując przy tym między nimi doskonałe proporcje. Z pewnością przyjemniej byłoby czytać książkę, mając jakieś pojęcie o Lublinie czasów II wojny światowej, jednak nie jest to konieczne. Wręcz przeciwnie, niektórych czytelników książka ta na pewno zachęci do sięgnięcia po bardziej fachową literaturę.
Na pochwałę zasługuje sposób kreacji głównego bohatera. W trzecim tomie komisarz wywołuje u czytelnika bardzo mieszane uczucia. Z początku Zyga wydaje się zimnym draniem, który z powodu urażonej ambicji (w końcu nie byle jaki z niego śledczy, a tu nie może rozwiązać sprawy) zostaje kolaborantem. Niewiele uwagi poświęca swoim bliskim, tymczasem współpraca z Kripo to również ciężar dla jego przyjaciół i ukochanej. W czasie, gdy ludzie codziennie giną na ulicach, uganianie się za mordercą kilku kobiet wydaje się czystym szaleństwem. Stopniowo jednak czytelnik zaczyna rozumieć bohatera, w jego postawie dostrzegając piętno dziejących się na jego oczach wydarzeń.
Pozostałe postacie to przykłady innych reakcji na wojnę. Jedni traktują ją jak świetny interes, drudzy za wszelką cenę próbują udawać, że „nic się nie dzieje”, inni w zderzeniu z jakże brutalną rzeczywistością o dziwo nie tracą gruntu pod nogami, próbując jakoś się dostosować i przeżyć. Niemieccy żołnierze, byli policjanci, członkowie Armii Krajowej, Polacy, Żydzi – wszyscy oni przedstawieni są w sposób realistyczny, a co najważniejsze, obiektywny. Wroński nikogo nie idealizuje, ani też nie oczernia. Bez zbędnej krytyki przedstawia, jak ludzie radzili sobie w tamtych czasach, przed jakimi stali wyborami. Pokazuje również, że pewne – wydawać by się mogło oczywiste – zachowania i postawy w trakcie wojny zupełnie tracą na znaczeniu.
Po raz kolejny ciężko mi jest cokolwiek zarzucić warstwie językowej książki. Płynna narracja i niebanalne dialogi swoim charakterem oddają klimat tamtego okresu. Szczegółowe opisy sprawiają, że nie ma się najmniejszych problemów z wyobrażeniem sobie ówczesnego Lublina. Pisarz doskonale poradził sobie z dużą ilością wątków, miejsc i postaci, które przecież mogłyby wprowadzić nie lada chaos. Tymczasem książkę czyta się płynnie i przyjemnie.
Podsumowując, A na imię jej będzie Aniela to dla mnie najlepsza jak dotąd część cyklu o Maciejewskim. Jest tu wszystko, czego można oczekiwać od retro kryminału. Każdy kolejny tom serii to dowód na to, że Wroński nie próżnuje, wciąż podwyższając poprzeczkę. Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę nie tylko fanom Zygi, ale i wszystkim miłośnikom tego gatunku.
Przeczytaj recenzje poprzednich części cyklu:
Morderstwo pod cenzurą, Marcin Wroński – recenzja
Kino Venus, Marcin Wroński – recenzja
Autor: Marcin Wroński
Tytuł: A na imię jej będzie Aniela
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2011
ISBN-13: 978-83-7414-909-9
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 440
Oprawa: miękka