Kolejny odcinek cyklu autorstwa Anny Urbańskiej, poświęconego kobietom w życiu Tadeusza Boya Żeleńskiego. Pierwszą część, opowiadającą o Dagny Przybyszewskiej, słynnej muzie i femme fatale, przeczytasz TUTAJ.

 DZIENNIKARZ
(…) pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła…
ZOSIA
Prawda? Tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka;
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek.
DZIENNIKARZ
A obrazek malowany, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne.
ZOSIA
Widzę, znawca osobliwy.
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa?
ZOSIA
Że pan jak Lohengrin śpiewa
nade mną jak nad łabędziem (…)
S. Wyspiański, Wesele

Tadeusz Boy-Żeleński był jednym z gości na weselu Lucjana Rydla. Czy już wówczas poznał Zosię? Czy przemknęła mu przez głowę myśl, że śliczne czternastoletnie dziewczątko, które poeta unieśmiertelni wkrótce w narodowym dramacie, zostanie jego żoną? Zapewne nie, bo w jego sercu królowała jeszcze Dagny i jej niepokojące, mroczne spojrzenie. Przeżywał jej nagły wyjazd z Krakowa. Nawet najurokliwsze i najpiękniejsze dziewczę nie było w stanie oderwać go od fascynacji żoną Przybyszewskiego. A Zosia była nie tylko piękna, ale i inteligentna, co tak znakomicie ujął Wyspiański w kilku niedługich aktach, czyniąc z Zofii Pareńskiej jedną z bohaterek Wesela.

S. Wyspiaski Zofia eleskaOjcem Zosi był Stanisław Pareński, lekarz, profesor, mecenas sztuki, znakomitość krakowska, powstaniec z 1863 roku. Jego dom (a właściwie pałac – dzisiaj hotel Holiday Inn Hotel Krakow przy ulicy Wielopole) był przesiąknięty atmosferą artystyczną, o każdej porze pełno w nim było malarzy, poetów, pisarzy. Nic więc dziwnego, że córki pana profesora były nie tylko wykształcone, ale także pewne siebie, wygadane i naturalne. W Weselu, obok Zosi pojawia się jej siostra, Maryna. Drugim mężem Marii Pareńskiej był profesor Jan Grek. To do ich lwowskiego mieszkania Tadeusz Żeleński pojechał z wizytą w 1941 roku i razem z nimi zginął zamordowany przez hitlerowców.

Wróćmy do Zosi. Świeżo upieczony lekarz pediatra wreszcie zwrócił na nią uwagę i od razu się zakochał, prosząc ją o rękę w 1903 roku. W dniu zaręczyn panna Pareńska miała lat siedemnaście, jej narzeczony – dwadzieścia osiem. Matka Tadeusza, ciotka Kazimierza Przerwy-Tetmajera, nie była zbyt zadowolona z wyboru syna, którego uważała za wspaniałą partię, przyszłą znakomitość na polu nauki i sztuki. Marzyła jej się synowa z arystokratycznej rodziny, przynajmniej równa pochodzeniem Tadeuszowi, członkowi rodziny o sześciowiekowej historii z Żeleńskich de Żelanka herbu Ciołek. Dom, który prowadziła był nazywany „świątynią sztuki”, przyjmowała w nim największe sławy – od Stanisława Tarnowskiego, wodza Stańczyków, po uczennicę Chopina Marcelinę Czartoryską. Nie była więc zachwycona wesołą, czasem frywolną atmosferą domu Pareńskich, gdzie młodzi malarze i pisarze wpływali znacząco na edukację córek profesora.

Tadeusz wrócił właśnie z Paryża, gdzie leczył rany po śmierci Dagny. Pobyt w stolicy Francji pomógł mu się wyciszyć i skierować myśli na inne tory. Zachwycał się miastem, jego mieszkańcami i literaturą, szczególnie Balzakiem. Uważną słuchaczkę znalazł w Zosi Pareńskiej, której obiecano wyjazd do Paryża w zamian za postępy w nauce francuskiego. Na zaręczynach w gronie rodzinnym na pewno przypomniano w żartach słowa Zosi z Wesela:  

(…) chciałabym żeby się kto zjawił,
kto by mi nagle się spodobał
żebym się jemu też udała
i byśmy równo na to przyśli.
Widzisz takiego bym kochała,
i to tak bardzo, bardzo, bardzo!

S. WyspiaskiMimo zaskakującej śmierci matki w marcu 1904 roku, którą cały Kraków żegnał słowami: U stóp tej trumny szukać by można wzoru najlepszej żony i matki, i niezapomnianej obywatelki, Tadeusz poślubił Zosię w czerwcu tegoż roku. Następnego poranka zakopiańskie słońce opromieniło pierwszy dzień tego małżeństwa – burzliwego, skomplikowanego i wyzwolonego, które przetrwało trzydzieści siedem lat. Miesiąc później Stanisław Wyspiański narysował prześliczny portret młodej mężatki siedzącej na murku w Tenczynku. Zosia zachwyca na nim nie tylko urodą, ale i młodością, a przy tym powagą i głębią spojrzenia. O czym myślała żona Tadeusza Żeleńskiego wpatrując się w świeżo skoszoną trawę lub w bystro płynącą wodę strumyka? Czy zdawała sobie sprawę z tego, jak skomplikowane i trudne życie czeka ją u boku ukochanego?
      
W drugą podróż poślubną Żeleńscy pojechali do Paryża. Podczas ich nieobecności teściowa Tadeusza zajęła się przygotowaniem mieszkania dla nich. O pomoc w doborze mebli poprosiła Wyspiańskiego, który tak się zapalił do tego zadania, że rozpędził się i zaprojektował cały wystrój miłosnego gniazdka pary przyjaciół. Od firanek i kotar, po kolory ścian. Boy pisał później, że surowość była najwybitniejszą cechą tych mebli dużych, ciężkich z ogromną przewagą kloców drzewa o chudo wypchanym siedzeniu, zbudowanych z samych linii prostych, bez jednej falistości, bez jednego wygięcia. Na stołkach nie dawało się siedzieć, a na łóżku – spać, toteż Żeleńscy pozbyli się mebli przy pierwszej nadarzającej się okazji. Z okresu pierwszych miesięcy spędzonych w nowym mieszkaniu pochodzi portret Zosi karmiącej trzymiesięcznego Stasia.

salon eleskich - rekonstrukcja na podstawie fotografii gazetowej

I wszystko układałoby się modelowo i pięknie, gdyby nie charakter Tadeusza, który czasem bywał cholerykiem, innym razem znów „anemikiem”, którego mózg zamienia się w miękką ciastowatą masę, duszę zaś wypełnia obmierzła zgryźliwość. Wrzały w nim sprzeczności, a przy tym, mimo wszystko,  niechęć do zawodu lekarza. Zajął się karierą i flirtami, zostawiając 19-letnią żonę z kilkumiesięcznym niemowlakiem w mieszkaniu pełnym robotników, malarzy i wszechobecnego apodyktycznego Wyspiańskiego. „Zielony Balonik”, aktorki, z czasem coraz więcej pracy translatorskiej i pisarskiej – Zosia musiała się w tym wszystkim odnaleźć, zaakceptować, albo odejść.

Została i choć małżeństwo z czasem praktycznie przestało istnieć, przetrwała przyjaźń, wspólna praca, przywiązanie. Miejmy nadzieję, że byli szczęśliwi naprawdę, a nie tylko w papierowych wspomnieniach. Oboje angażowali się uczuciowo (ładny eufemizm) w różne związki pozamałżeńskie. Zofia związała się z Rudolfem Starzewskim, redaktorem naczelnym Czasu, który był pierwowzorem postaci Dziennikarza z Wesela. Porzuciła go później dla Witkacego. Starzewski przeżył to bardzo ciężko, niedługo potem zmarł w niejasnych okolicznościach. Tadeusz związywał się z aktorkami, z dziennikarką Ireną Krzywicką. I tak żyli sobie, pisząc i tłumacząc francuskie teksty, bywając czasem w domu, a czasem nie bywając, do wybuchu II wojny światowej. Tadeusz wyjechał do szwagierki do Lwowa, skąd już nie wrócił. Zofia przeżyła wojnę w Warszawie. Zmarła w 1956 roku.

CDN.

Przeczytaj kolejną część cyklu: Kobiety Boya [3] Jadwiga Mrozowska.

Więcej o Boyu przeczytasz TUTAJ. Zapraszamy!

Autorka prowadzi bloga poświęconego literaturze: http://zielonowglowie.blogspot.com/