Stało się, a właściwie – stanie się już wkrótce; oficjalnie 20 lipca w czytelnicze dłonie trafi nowa powieść Marcina Przybyłka, kontynuująca jego niezwykły cykl o gamedecu („gierczanym detektywie”), Torkilu Aymorze. To ważna wiadomość dla wielbicieli i wielbicielek rodzimego, a przy tym spektakularnego s-f i cyberpunku. Od premiery ostatniej odsłony cyklu minęły dwa lata – czy warto było czekać?

Opowieść, której bohaterem Marcin Przybyłek uczynił Torkila Aymore’a, jest niezwykła – uwagę zwraca przede wszystkim rozmach, a jednocześnie drobiazgowe dopracowanie przedstawionego świata. Autorska wizja Przybyłka jest monumentalna, pełna zadziwiających pomysłów i rozwiązań, budujących nowoczesny świat, w którym ludzkość ma do dyspozycji technologie, materiały i możliwości, o których dziś możemy jedynie pomarzyć. Niektóre, jak telepatia czy podróż gwiezdna szybsza niż prędkość światła, zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy nie są możliwe; nie stanowi to jednak bariery dla wyobraźni pisarza, który łączy w spójną całość elementy takie jak zaawansowana technologia, inżynieria genetyczna, ciała w znacznym stopniu „poprawiane” przez technikę, zdolności mentalne oraz… karty tarota.

W treści powieści dominuje wartka akcja; pisarz kreśli przed naszymi oczami równolegle losy głównego bohatera oraz jego świata – Młodego Imperium Ludzkości obejmującego 25 światów. „Stary dobry gamedec” odgrywa teraz ważną rolę – piastuje zaszczytną funkcję Rana, żołnierza elitarnej Pierwszej Centurii Pierwszego Maodionu. Pojawiają się wątki poboczne, pozornie bez szczególnego znaczenia, można się jednak spodziewać, że z czasem okażą się istotne. Jest to w zasadzie nowa historia – od czasu wydarzeń z poprzednich czterech tomów wiele się zmieniło, przede wszystkim powstało Imperium zarządzane przez Imperatora Ludzkości, Gorgona Nemezjusa Ezra, stanowczego, acz miłościwego władcy, który podejmuje trafne decyzje, dzięki wglądowi w światy równoległe. O Torkilu można powiedzieć, że awansował, większe możliwości to jednak także większa odpowiedzialność… A kiedy okazuje się, że życzeniem Imperatora jest odbicie wrogom dawno utraconej macierzystej Ziemi, większe staje się także niebezpieczeństwo. Terra Damnata, Ziemia Utracona, jest teraz bowiem skrajnie nieprzychylnym miejscem z drapieżną fauną i zainfekowaną florą, zamieszkaną przez siedemnaście miliardów Erthirów, zainfekowanych potomków dawnych Ziemian, którym nie udało się w porę opuścić globu, jak gamedecowi. Dodatkowy, być może poważniejszy problem, stanowią Unithirowie, którzy po Wielkiej Przegranej uciekli gdzieś w kosmos, a teraz przyczaili się w oczekiwaniu na moment zemsty, podczas gdy nawet najtęższe umysły Imperium nie znają dobrze ich zamiarów i możliwości…

Przybyłek nie ogranicza się jednak do opisu samej akcji, wplatając w treść swojej książki wątki filozoficzne, czerpiąc m. in. z filozofii Wschodu, a nawet z ezoteryki. Świat przedstawiony w książce skłania do zastanowienia się nad naturą człowieczeństwa – czy w przyszłości możliwa będzie jego definicja? W Imperium człowiek może występować w trzech (lub nawet więcej) fizycznych postaciach połączonych wspólną jaźnią, ludzkie ja może być przenoszone z ciała do ciała zgodnie z wymogami konieczności lub, po prostu, wolą danej osoby, zaś sztuczną inteligencję trudno odróżnić od istoty ludzkiej. Choć autor przedstawia nam to wszystko jako coś oczywistego – bo takim jest w czasie opisywanym na kartach powieści – nam, z dzisiejszej perspektywy, trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie w takim świecie – mimo sugestywnego opisu i mimo wrażenia, że dla głównego bohatera jest to… całkiem łatwe. Zastanawia także przedstawienie związków międzyludzkich – w efekcie postępu technologicznego i zgodnie z nakazem Imperatora, dążącego do zwiększania liczebności ludzkiego gatunku, w świecie tym można, a wręcz należy mieć kilka partnerek i płodzić z nimi potomstwo – ten model również jest „normalny”, co jednak nie przeszkadza związanym z gamedekiem kobietom okazywać zazdrości czy niezadowolenia z braku poświęcania im czasu. Czyżby ludzka natura wygrywała z technologią nawet po upływie stuleci?

Nowa powieść Przybyłka jest eklektyczna, stanowi wręcz postmodernistyczny kolaż; jest przykładem twórczego wykorzystywania rozmaitych motywów oraz eksperymentowania z formą. Rzuca się to w oczy przede wszystkim na płaszczyźnie narracji; fragmentarycznej, przetykanej krótkimi fragmentami prozy często niezwiązanej bezpośrednio z bieżącym wątkiem fabularnym. Mamy tu więc na zmianę (przeważające) fragmenty narracji pierwszoosobowej – opowieści samego Torkila, fragmenty w narracji trzecioosobowej, kiedy autor przedstawia nam zdarzenia rozgrywające się bez udziału głównego bohatera, mamy wreszcie wycinki rozmaitych archiwów, pism, komunikatów a nawet przekazów reklamowych pochodzących z wykreowanego świata. Powieść nie jest podzielona na rozdziały, ale składa się z krótkich fragmentów rozdzielanych „gwiazdkami”, rzadko dłuższych niż kilkanaście stron, a niekiedy liczących zaledwie jedną. Zastosowanie takiej formy uwypukla złożoność przedstawionego świata i umożliwia wielowymiarowe opisanie go, ale też i jest wyzwaniem dla czytelnika, który musi te puzzle poskładać w całość. Szczęśliwie fabuła jest spójna i chronologiczna, a akcja wciąga na tyle, że można odkryć w sobie wcale niemałe pokłady motywacji do tego, by zagrać z autorem w tę grę.

To, co może utrudniać lekturę, to naszpikowanie tekstu terminologią i nazwami własnymi wymyślonymi przez autora – tutaj jednak przychodzi nam w sukurs obszerny, bo liczący, bagatela, siedemdziesiąt stron słownik. Rozwiązanie takie zawsze budzi kontrowersje – z jednej strony oszczędza opisów w tekście, z drugiej jednak każe co kilka – kilkanaście stron zaglądać do tyłu książki, co może rozpraszać. Mimo wszystko nie należę do zwolenniczek takich rozwiązań, przyznaję jednak, że ułatwiają one czytelnikowi odnalezienie się w świecie powieści.

Świat przedstawiony niewątpliwie robi wrażenie, historia wciąga, powieść jednakże nie jest pozbawionym wad arcydziełem, jakiego mogłabym pragnąć. A pragnęłabym przede wszystkim, aby postać głównego bohatera miała bardziej wyrazisty charakter, zdradzała wady i słabości. Torkil jest owszem, dowcipny, inteligentny, charyzmatyczny, a dzięki technologii także potężny; w cywilu równy gość, w „mundurze” (czy raczej technologicznej zbroi): kompetentny, dzielny, perfekcyjnie skuteczny. Nie można nawet powiedzieć, że ma słabość do kobiet – one, po prostu, naturalnie istnieją w jego otoczeniu. Przydałaby się jakaś rysa na tej postaci. Nie lubię „płciowych” etykietek, jednak książka napisana jest w sposób zwyczajowo określany jako „męski” – bogaty, szczegółowy, nowoczesny świat, nacisk na fabułę, oszczędny styl, klasyczna organizacja społeczna (kastowa czy też klanowa), z wyraźną hierarchią i patriarchalnym rysem (gamedec ma pięć partnerek, ale nie czytamy o tym, by one miały innych partnerów), organizacja wojskowa i polityczna przywodząca na myśl starorzymskie imperium, wreszcie „chłopięce” zabawki w postaci choćby potężnych, siejących zniszczenie robotów, w których wnętrzu kryje się sterujący nimi bohater. Zabrakło mi większego nacisku na międzyludzkie relacje i psychologię bohaterów (choć zdarzają się tu całkiem smakowite wyjątki).

Pierwszy tom dosłownie urywa się w bardzo emocjonującym momencie, z pewnością miłośnicy i miłośniczki cyklu o gamedecu wyczekiwać będą kontynuacji z niecierpliwością – wydanie drugiego tomu planowane jest na grudzień. Faktem jednak jest, że lektury starcza na długo – wyjąwszy słowniczek mamy tu bite czterysta stron wciągającego tekstu.

Książka, mimo pewnych wad, zasługuje na uwagę, jest godną kontynuacją, wprowadza do serii nową jakość i rozbudza apetyt na ciąg dalszy. Dla fanek i fanów cyklu o gamedecu wręcz lektura obowiązkowa, pozostałych miłośników i miłośniczki s-f prawdopodobnie skłoni do sięgnięcia po poprzednie (i kolejną) części.

Recenzję drugiego tomu znajdziesz TUTAJ.

Tytuł: Gamedec. Czas silnych istot. Księga 01
Autor: Marcin Przybyłek
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 20 lipca 2012
ISBN-13: 978-83-7574-720-1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 470
Wymiary: 125×195 mm
Gatunek: fantastyka, s-f, cyberpunk