Spytaj kogokolwiek w Paryżu – mówił Nicolas Godin z francuskiego duetu Air – a okaże się, że pamięta, co robił w chwili, gdy się dowiedział o śmierci Gainsbourga. Wszyscy przeżyli szok. Bo Gainsbourg był zawsze, był częścią kultury. Ciągle robił coś szalonego w telewizji. Był poetą. Był punkiem. I chciał zerżnąć Whitney Houston.
Na pewno słyszeliście utwór Je t’aime… moi non plus, nawet jeśli tytuł nie wydaje się Wam brzmieć znajomo. Warto się jednak upewnić, bo jest to piosenka, która była jednym z impulsów dla rewolucji seksualnej we Francji i która wywołała medialną burzę w całej Europie, nie wyłączając Wysp Brytyjskich, których mieszkańcy generalnie mieli w tamtym czasie raczej niskie mniemanie o francuskiej muzyce. Tego utworu po prostu nie wypada nie znać, nawet jeśli jest bezwstydny, prowokujący i przesycony seksem… a może właśnie dlatego.
{youtube}k3Fa4lOQfbA{/youtube}
W pierwszej wersji Serge nagrał piosenkę ze swoją ówczesną partnerką, Brigitte Bardot i na jej życzenie ją napisał; ona jednak, za namową swego agenta, ostatecznie poprosiła o niepublikowanie utworu z jej udziałem, co Gainsbourg uszanował. Nie porzucił jednak samej piosenki – wersja, którą zna cały świat, została nagrana później wraz z Jane Birkin. Ten utwór jest najbardziej znanym z repertuaru Gainsbourga, warto jednak podkreślić, że jego twórczość, inspirowana muzyką rosyjską, cygańską, żydowską, francuską oraz wieloma trendami muzyki współczesnej Gainsbourgowi, jest bardzo zróżnicowana; świadczy o niewątpliwym talencie Serge’a. Był zresztą utalentowany wszechstronnie – nie tylko komponował, pisał znakomite teksty i śpiewał, ale także malował, był aktorem, scenarzystą i reżyserem. O jego filmach – a jakże, kontrowersyjnych – również wiele dowiemy się z kart tej książki.
A jednak znany jest nie tylko dzięki swojej twórczości – zasłynął wieloma skandalami oraz romansami z najpiękniejszymi kobietami, m. in. właśnie z Brigitte Bardot czy Jane Birkin, która była jego długoletnią partnerką. Mimo iż sam uchodził raczej za brzydala, jego charyzma sprawiała, że był jak lep na kobiety. Będąc u szczytu kariery, był we Francji niemal instytucją kulturalną. Sylvie Simmons, pisze o nim: człowiek, który wyglądał jak wytworny żółw skrzyżowany z wyjątkowo podejrzanym, kopcącym jak komin wilkiem, był także piosenkarzem, tekściarzem, kompozytorem nowatorskiej muzyki filmowej, zwycięzcą Konkursu Piosenki Eurowizji, powieściopisarzem, fotografem, aktorem, artystą, pijakiem, reżyserem, scenarzystą, populistą, prowokatorem, sentymentalistą, błaznem, kochankiem, intelektualistą i osobą, która w pojedynkę wyzwoliła francuski pop.
Serge Gainsbourg to książka w wielowymiarowy sposób przedstawiająca nam niezwykłego człowieka, który na zawsze zmienił oblicze francuskiej muzyki. Simmons z zaangażowaniem opisuje jego trudne początki, poszukiwanie artystycznej drogi, wzloty i upadki, ambicje i rozczarowania, wreszcie – blask sławy. Nie tylko opisuje towarzyszące muzykowi skandale, ale także próbuje wejrzeć w głąb jego psychiki. A ta była prawdziwie złożona; Serge był pełen ścierających się sił: ambicji i wiary w swój talent z jednej strony, nieśmiałości i braku pewności siebie z drugiej. Także skandale i romanse, bez których, zdawało się, nie mógł się obejść, nie były tylko sposobem na pozostanie w świetle reflektorów, ale także na… potwierdzenie własnej wartości. Autorka stara się poznać i przedstawić jego proces twórczy, którego nieodłącznymi elementami były papierosy (palił po kilka paczek dziennie), czarna kawa, a także alkohol. Bez tego nie potrafił pracować, choć przecież mógł się spodziewać, że nałogi skrócą mu życie. On jednak wybrał swoją sztukę i… fizjologiczny orgazm, jak opisywał wrażenie płynące z palenia tytoniu.
Książka przesycona jest klimatem lat siedemdziesiątych; szalonych i wyzwolonych. Niekiedy niemal czujemy zapach dymu ulubionych Gitane’ów, które Serge kopcił jak smok. Dbałość o szczegóły, plastyczny język, umiejętne budowanie atmosfery – to zasługa przede wszystkim autorki, ale też prawdopodobnie tłumaczki, Ewy Penksyk – Kluczkowskiej. Styl jest niewątpliwym atutem tej książki, sprawia, że czas podczas lektury płynie wyjątkowo szybko.
Robert Chalmers napisał w The Independent: Gainsbourg był naznaczony cechą, która na drodze do statusu gwiazdy rocka okazała się potężniejszą przeszkodą niż bycie ślepym, głuchym na tony czy martwym, najfatalniejszą ze wszystkich: był Francuzem. Trafił w sedno. Serge był artystą kompletnym, na jego drodze do światowej kariery stanęło właśnie to, że tworzył (wybitne!) teksty w języku ojczystym, poza Francją wówczas niepopularnym; świat był wszak (i niewiele się od tamtej pory zmieniło) zdominowany przez popularność anglojęzycznych wykonawców. Nie zmienia to faktu, że mimo upływu czasu, jego twórczość nadal broni się sama.
W książce znajdujemy, wprawdzie wyłącznie czarno – białe, ale liczne fotografie Gainsbourga. Bogate w zdjęcia i przypisy wydanie prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Książkę wydrukowano na grubym papierze, dzięki czemu wygląda solidnie i stylowo, nawet mimo braku twardej oprawy.
Jest to książka wyjątkowa, znakomicie napisana i intrygująca, z powodzeniem może stanowić interesującą lekturę także dla kogoś, kto nie jest wcale fanem/ fanką Gainsbourga, kogoś, kto dotąd niespecjalnie interesował się jego życiem czy nawet twórczością, ale kogo ciekawi świat muzyki i popkultury; wreszcie dla kogoś, kto sam czuje się choć trochę artystą. Książka Simmons wciąga jak sprawnie napisana powieść i jest tym ciekawsza, że wszystko to zdarzyło się naprawdę, a złożony psychologicznie bohater jest w pełni autentyczny.
Fragment książki przeczytasz TUTAJ.
Autorka: Sylvie Simmons
Tytuł: Serge Gainsbourg
Wydawca: Wydawnictwo Marginesy
Data premiery: 22 lutego 2012
ISBN: 978-83-933758-8-2
Wymiary: 145 x 205 mm
Cena: 39.90 zł
Gatunek: biografia