Pierwszy tom popularnej serii dla młodzieży.

Szesnastoletnia Lia Milthorpe jeszcze nie wie, jak bardzo jej życie zostanie wywrócone do góry nogami. Na razie stoi w deszczu nad grobem ojca, opłakując jego śmierć, lecz już niedługo okaże się, że ma o wiele więcej powodów do smutku i strachu. Pierwszy z nich to dziwne znamię, które pojawiło się na jej nadgarstku wkrótce po śmierci taty. Kolejnym jest złowróżbne proroctwo zapisane w księdze odnalezionej w rodzinnej bibliotece przez ukochanego Lii, Jamesa. Z przepowiedni wynika, że Lia i jej bliźniaczka, Alice, muszą wypełnić misję: mają nie dopuścić do powrotu Samaela, Bestii. Każda z sióstr ma do odegrania swoją rolę – Strażniczki lub Bramy, przez którą Samael i Dusze przedostaną się do naszego świata. Lia wie, że jest „tą dobrą”, Strażniczką. Niestety, oznacza to, że Alice jest Bramą, którą trzeba będzie powstrzymać.

Zadanie nie będzie łatwe. Lia jest sama ze swoimi problemami, a zamiast odpowiedzi pojawiają się coraz nowe pytania. W końcu Lia otrzymuje pomocną dłoń od jednej ze swoich poprzedniczek, jednak nie rozwiązuje to trudnej sytuacji, w której się znalazła. Sprawę dodatkowo komplikuje strach Lii przed konfrontacją z siostrą i zagraniem w otwarte karty.

Niestety, nie wszystko jest takie, jakby się wydawało, o czym Lia dowiaduje się od swojego największego wroga – siostry Alice. Sprawy przyjmują coraz groszy obrót, a Lia w końcu postanawia stanąć do walki. Nie wie dokładnie, jak ma walczyć, z kim i kto jej pomoże, ale już się zdecydowała. Wypełni swoją część przepowiedni, powstrzyma Alice. Wkrótce bohaterka znajduje pierwszych sprzymierzeńców: spirytystkę Sonię i Luisę, koleżankę ze szkoły. Czy we trzy będą w stanie powstrzymać plan złej bliźniaczki Lii? Czy zapobiegną powrotowi Samaela? Czy same zdołają się ustrzec przed śmiercią i utratą ukochanych osób?

Ja już wiem, a Was namawiam, żebyście się dowiedzieli. Książka jest naprawdę klimatyczna, a jednocześnie nie przeładowana nudnymi szczegółami życia w dziewiętnastowiecznej posiadłości.

Główna bohaterka, Lia, jest równocześnie narratorką opowieści. Dłuższą chwilę, czyli ze dwa rozdziały, zajęło mi zrozumienie, co mi nie pasuje w tym, co czytam. Całość, poza retrospekcjami oczywiście, pisana jest w czasie teraźniejszym. Nie jestem fanką takiego sposobu prowadzenia narracji, tak ostatnio modnego, jednak po kilkudziesięciu stronach przestało mi to przeszkadzać.

Nie przestało mnie za to denerwować maniakalne używanie przez tłumaczkę, Martę Kaperę, słowa „bynajmniej”. Nie jestem pewna, czy miało to służyć stylizacji językowej, ale moim zdaniem to wyrażenie zostało wielokrotnie nadużyte.

Technicznie książce nie można wiele zarzucić. Owszem, przydałoby się kilka czy kilkanaście przecinków więcej, momentami należałoby też zmienić szyk zdania, ale pewien poziom został osiągnięty i utrzymany. Przynajmniej pod względem technicznym.

Merytorycznie nie jest już tak dobrze. Książka jest nazywana młodzieżową, Publishers Weekly określił jej poziom na 12+. Być może powinni byli określić także górną granicę wiekową lub limit ilości przeczytanych w życiu książek. Przy wielu fragmentach chciało mi się wyć z rozpaczy. I nie wiem, czy to specjalne założenie autorki, skoro to książka młodzieżowa, czy po prostu brak wiary we własne możliwości pisarskie. Michelle Zink nie pozwala czytelnikowi na samodzielne myślenie, domyślanie się emocji bohaterów, tylko pisze wprost: Lia jest smutna, Lia jest wesoła. Nie wydaje mi się to konieczne, z zachowania postaci jasno wynikają ich emocje czy stan psychiczny. Jednak Zink podaje nam to na tacy, jakby chciała się upewnić, że dobrze zrozumiemy jej intencje. Nie podoba mi się taki styl pisania.

Te mankamenty jestem jej w stanie darować, bo oczarował mnie pomysł. Nie tylko odwieczna walka dobra ze złem, ale także przeciwstawienie sobie sióstr, w dodatku bliźniaczek, o których zawsze się mówi, że łączy je specjalna więź. Młody wiek bohaterek, zagubienie, brak rodziców i pomocy także odgrywają dużą rolę. I, co dla mnie szczególnie ważne, czytelnik nie zostaje wplątany w miłosne rozterki niezwykłej nastolatki. W gruncie rzeczy chwilami można zapomnieć, że główna bohaterka ma niecałe siedemnaście lat.

Czy polecam? Tak, ale raczej dziewczynom i to tym młodszym. Tym, które czytając, nie mają perwersyjnej ochoty poprawiać każdego przecinka. A także tym, które zachwycił Zmierzch. Nie będzie tu dużo o uczuciu do błyszczącego wąpierza, ale o miłości do siostry, która zrobi wszystko, by zniszczyć świat i sprowadzić Bestię. Będą pytania, wątpliwości, moralne dylematy, poświęcenie, śmierć i łzy. Jeśli masz siostrę, z którą się wiecznie kłócisz, bo robi Ci na złość, przeczytaj koniecznie. Przekonasz się, że masz najlepszą siostrę na świecie.

I na koniec duży plus książki: bardzo szybko się ją czyta. Mimo drobnych mankamentów technicznych, o których wspomniałam, powieść czyta się sama. Nie wiem, kiedy przewracałam kolejne strony, kiedy skończyłam tom pierwszy trylogii. Ale jestem szczęśliwa, że kolejny mam pod ręką i mogę wziąć się za dalszą lekturę.

Strażniczka bramy, Michelle Zink – recenzja tomu drugiego

Krąg ognia, Michelle Zink – recenzja tomu trzeciego

Autorka: Michelle Zink
Tytuł: Proroctwo sióstr
Tytuł oryginalny: Prophecy of the Sisters
Seria: trylogia Proroctwo sióstr
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Marta Kapera
ISBN: 978-83-60848-87-6
Wydawnictwo: Telbit
Oprawa: twarda
Format: A5
Liczba stron: 368
Gatunek: fantastyka, fantasy