Obawiam się, że kiedy moje marzenie się ziści, nie będę już miał w życiu żadnego innego celu pisał Paulo Coehlo w Alhemiku. Zdaje się, że nie będę mogła się z nim zgodzić, bo chociażby Benjamin Mee, brytyjski dziennikarz, felietonista Guardiana, jest najlepszym przykładem na to, że spełnione marzenie nie oznacza braku perspektyw. Wręcz przeciwnie-otwiera kolejne możliwości, pobudza do intensywniejszej pracy, daje nadzieję i uskrzydla.

Mee od dziecka marzył, by mieć dom na wsi, wieść spokojne życie z bliskimi w pięknych okolicznościach przyrody, a przy tym spełniać się zawodowo jako pisarz. Jego marzenie się ziściło-razem z żoną Katherine i dwójką dzieci sprzedali swoje londyńskie mieszkanie, kupili dwie stodoły w południowej Francji, zamieszkali w nich, uprawiali ogródek, wtopili się w środowisko. Było słonecznie, bezpiecznie, bajecznie i nawet napotykane na każdym kroku węże, skorpiony, jeże i dziki nie zdołały zakłócić ich idylli. Ale wtedy pojawiło się inne pragnienie – szalone, ale nie na tyle, by o nim zapomnieć. Powstał pomysł zakupu niszczejącego ZOO w Dartmoor. Mimo, iż było w opłakanym stanie, mimo że Benjamin i jego rodzina nie znali się na prowadzeniu ogrodu zoologicznego i mimo potrzeby poniesienia ogromnych nakładów finansowych, stanęli do przetargu. Przegrali, ale tylko na chwilę. Za drugim razem los był bardziej łaskawy – stali się pełnoprawnymi właścicielami Parku Dzikich Zwierząt w Dartmoor, który przyniósł im nie tylko radości, ale także smutki…

Żeby móc zrealizować to marzenie, trzeba było sprzedać dom rodziców Benjamina i czworga jego rodzeństwa oraz zgromadzić wszelkie możliwe środki na ten cel. Łatwo nie było, bo razem z zaniedbanym ZOO otrzymali duży, zrujnowany dom, w którym mieli zamieszkać, a część pokoi przeznaczyć na różne pomieszczenia gospodarcze. Mieli do wykarmienia 200 dzikich zwierząt i 20 pracowników do zatrudnienia. Musieli uporać się nie tylko z ciągłymi remontami, ale i brakiem odpowiedniego wykształcenia, konfliktami między starymi pracownikami oraz samymi zwierzętami. Ich życie nie było usłane różami: warunki mieszkaniowe były marne (w domu panoszyły się szczury, panowała wilgoć i brud), w pobliskiej części ogrodu leżała rozkładająca padlina (na której bytowały w ogromnej ilości larwy much) co oznaczało fetor nie do wytrzymania, no i wciąż brakowało im pieniędzy. Poza tym Dartmoor z racji tego, iż ma największą średnią opadów w całym kraju, raczyło ich kiepską pogodą. Życie Benjamina wyglądało mniej więcej tak: każdego dnia sam zmagałem się z przeszkodami nie do pokonania, które popołudniem zostawały jednak przezwyciężone i zapomniane – a na horyzoncie pojawiały się następne (str. 66).

Czy zatem było warto? Zdecydowanie tak, bo świadomość bycia odpowiedzialnym za unikatowe środowisko, chęć otwarcia ZOO w celach edukacyjnych oraz po to, by chronić przyrodę, dawała mu każdego dnia siłę, by pracować dalej, mimo przeciwności losu. Jak dowodzą naukowcy, możliwość obcowania z przyrodą wywołuje pozytywną reakcję fizjologiczną i Benjamin był tego najlepszym przykładem. Park Zoologiczny w Dartmoor (tak brzmi oficjalna nazwa) został otwarty 7 lipca 2007 i do dnia dzisiejszego jest życiem jego i jego bliskich…

Nie byłoby tego sukcesu gdyby nie rodzina, a w szczególności jego dobra, cierpliwa, dająca mu siłę i znosząca jego kaprysy żona – Katherine. Jej historia jest także naznaczona cierpieniem i bólem, bo gdy była jeszcze we Francji, okazało się, że w jej mózgu powstał guz, który właściwie zakończył beztroski etap w ich życiu. Fatalna diagnoza-glejak IV stopnia – nie dawał złudzeń ani nadziei…

W książce Kupiliśmy ZOO. Niesamowita, lecz prawdziwa historia podupadającego ZOO i dwustu zwierząt, które na zawsze odmieniły pewną rodzinę Benjamin Mee ukazał swoje prawdziwe oblicze. Jawi się w niej jako człowiek z ogromną pasją, wielką miłością do zwierząt, idący nieustraszenie za głosem powołania. Ma w sobie nutę szaleństwa i żyłkę hazardzisty, bo kto o zdrowych zmysłach walczyłby tak zaciekle jak on o ZOO będące w totalnej rozsypce? Żyje w stanie zwiększonej gotowości, bo nigdy nie wiadomo, czy z klatki nie ucieknie śmiertelnie niebezpieczny jaguar, lub tygrysica Tanny nie obudzi się podczas transportu. Poza tym na swoich barkach musi dźwigać odpowiedzialność za odstrzał zwierząt chorych, starych lub groźych oraz zdecydować o oddaniu innym ogrodom wybranych egzemplarzy. Niby niewiele, bo przecież to wszystko należy do obowiązków każdego dyrektora ogrodu zoologicznego, ale pamiętajmy, że Benjamin Mee jest przede wszystkim miłośnikiem zwierzat, zwłaszcza tych zagrożonych wyginięciem, laikiem, a nie profesjonalistą z wielkim bagażem doświadczeń i długoletnim stażem. By przekonać Was, jak wielką radość daje mu to, co robi polecam ten fragment:

Codziennie odwiedzają nas tłumy ludzi, którzy wyjeżdżają potem pełni energii i entuzjazmu, nauczywszy się czegoś o świecie natury – patrzeć na to jest niesamowitą frajdą i źródłem niezmiernej satysfakcji. Mamy wyjątkowe szczęście, że możemy rozwijać niezwykłą placówkę, wzbogacając ją o coraz liczniejsze zwierzęta z Czerwonej Księgi IUCN i w ten sposób przyczyniać się do zachowania ich dla przyszłych pokoleń. Jakkolwiek masę pracy włożyłem w to wszystko, nie mam wrażenia, że to harówka. Mam za to uczucie, że robię to, do czego jestem stworzony. (str. 341)

Kupiliśmy ZOO to wzruszająca historia, pełna przygód, humoru, a także momentami smutku, będąca najlepszym dowodem na to, że marzenia się spełniają, jeśli tylko się w nie nie zwątpi.  

16 marca 2012 roku odbędzie się premiera filmu oparta na powieści Benjamina Mee Kupiliśmy ZOO z Mattem Damonem i Scarlett Johansson w rolach głównych (reż. Cameron Crowe).

Polecam serdecznie!
 
Autor: Benjamin Mee
Tytuł: Kupiliśmy ZOO
Tytuł oryginału: We Bought a Zoo. The Amazing True Story of a Broken-down Zoo, and the 200 Animals That Changed a Family Forever
Data wydania: 2011
Wymiary: 14,2 x 20,2 cm
Liczba stron: 352
Oprawa: twarda z obwolutą
Wydawca: W.A.B.
ISBN: 978-83-7747-622-2                                        
Gatunek: literatura piękna, proza zagraniczna