Sam Gibson jest jednym z najbardziej uznanych pisarzy fantastyczno – naukowych, twórcą cyberpunku i wizjonerem – m. in. stworzył pojęcie „cyberprzestrzeń” i opisał koncepcję Internetu i wirtualnej rzeczywistości, zanim technologie te się upowszechniły. Jego literackim debiutem jest opowiadanie Johny Mnemonic, na którego podstawie napisał później scenariusz do filmu o tym samym tytule.
Powieść Neuromancer była dziełem przełomowym dla gatunku, a Gibson, publikując ją, ustawił sobie wysoką poprzeczkę – książce tej niełatwo dorównać. Czy Graf Zero podołał temu zadaniu? Prawidłową odpowiedzią wydaje się „nie do końca, ale i tak jest świetny”, bo w porównaniu z Neuromancerem w Grafie widoczne są pewne niedociągnięcia. Mimo to, na tle dokonań innych autorów i autorek tego gatunku, Graf Zero wypada bardzo dobrze – jest to kawał solidnego s-f, który na stałe i w pełni zasłużenie wszedł do kanonu gatunku.
Graf Zero ukazał się drukiem w 1986 roku, w dwa lata po Neuromancerze. Opisuje ten sam świat – sugestywną, dystopijną wizję przyszłości podporządkowanej władzy ponadnarodowych korporacji (oby Gibson nie okazał się prorokiem), gdzie nie ma już rządów, a to, jaką masz wartość, zależy od tego, na ile opiewa twój limit kredytowy lub, ewentualnie, jak dobrze umiesz odnaleźć się w szarej strefie. Zmienili się jednak bohaterowie, choć niektóre postacie z Neuromancera powrócą jeszcze w ostatnim tomie cyklu. W Grafie poznajemy trzy nowe główne postaci. Pierwszą z nich jest najemnik, Turner, „Uliczny samuraj”, którego zajęcie, niewiele mające wspólnego z legalnością, polega na wykradaniu kluczowych pracowników jednym korporacjom i bezpiecznym transportowaniu ich do innych – eufemistycznie nazywa się to „zamianą kontraktów”. Następny jest właśnie tytułowy Graf, naprawdę noszący nazwisko Bobby Newmark i będący początkującym kowbojem cyberprzestrzeni, który niespodziewanie wdepnął w sam środek przedziwnej afery. Wreszcie jest i trzecia postać, Marly Kruskhova, subtelna, młoda kobieta wyjęta jakby z innego świata – wrażliwa właścicielka galerii sztuki, której nie powiodło się w życiu i która „wypadła z obiegu” w przykrej atmosferze skandalu. Teraz, wszystko na to wskazuje, całkiem niespodziewanie otrzymuje swoją drugą szansę. Z czasem poznajemy jeszcze jedną postać – Angelę Mitchell, której losy będą kluczowe dla trzeciej części cyklu (Mona Lisa Turbo).
Akcja Grafa toczy się w siedem lat po wydarzeniach z pierwszej części cyklu. W tym czasie świat, a przede wszystkim – cyberprzestrzeń dotknęły poważne zmiany. Gibson opisuje je sugestywnie i przekonująco, kreśli przed naszymi oczami m. in. nowe zjawiska społeczne, takie jak młodzieżowe subkultury, gangi, sieci powiązań między różnymi grupami interesu czy też tajemnicza, nowa religia. Troje bohaterów, których losy niespodziewanie zaczynają się gmatwać, musi odnaleźć się w sytuacjach, w jakie zostali wplątani za sprawą misternie utkanej i rozległej intrygi.
Graf Zero, choć nie robi tak wielkiego wrażenia, jak Nauromancer (trudno się temu dziwić – nawet najlepsza kontynuacja przełomowego dzieła wciąż pozostaje kontynuacją), stanowi wyraźny dowód na to, że Gibson rozwinął się jako pisarz. Na kartach tej powieści skrystalizował się bowiem jego charakterystyczny styl narracji, którego w Neuromancerze jeszcze nie zauważamy. Pierwsza powieść pisana jest z punktu widzenia głównego bohatera (w narracji trzecioosobowej); tymczasem tutaj Gibson zaczyna stosować narrację równoległą, zabieg polegający na snuciu historii w tym samym czasie, na przemian, z punktu widzenia kilkorga bohaterów o niemal równorzędnym statusie. Poznajemy więc rzeczywistość ich oczami (wciąż w trzecioosobowej narracji), śledzimy, na zmianę, losy kolejnych postaci. Początkowo są to zupełnie obcy dla siebie luzie, których właściwie nic nie wiąże, z czasem jednak ich linie życia zaczynają dążyć ku sobie, aż do spektakularnego finału, w którym odkrywamy największą niewiadomą powieści.
Nowatorski system narracji, choć atrakcyjny i intrygujący, wymusza na nas jednak czytanie z większą uwagą i w skupieniu – jeśli nie chcemy przeoczyć istotnych szczegółów. Tutaj właśnie pojawiają się pewne niedociągnięcia, o jakich wspomniałam – miejscami zdarza się, że akcja zwalnia tempo, na jej miejsce pojawiają się liczne szczegóły (nierzadko naszpikowane fachową, cyberpunkową terminologią), przez co zapał czytelniczy jakby słabnie – szczęśliwie na krótko. Generalnie powieść intryguje i wciąga, pojawiają się w niej nowe, niespotykane w Neuromancerze smaczki (Graf Zero również wniósł wiele nowego do kanonu), wreszcie bohaterowie i bohaterki burzą sympatię, a ich losy nie są nam obojętne – mimo to jest to książka wymagająca uwagi, wyobraźni i kojarzenia faktów.
Styl, jakim posługuje się Gibson, wyraźnie ewoluuje w kolejnych jego książkach. Początkowo (także i w Grafie) jest jeszcze dość trudny, miejscami nieco techniczny, choć mimo to wciąż lepszy niż u wielu znanych mi autorów, a bywa też tak, że wręcz zachwyca formą. Ostatnią część cyklu (Mona Lisa Turbo) czyta się już jednak łatwiej, o późniejszych książkach Gibsona nie wspominając.
Warto zaznaczyć, że o ile Grafa można czytać, nie znając Neuromancera, to już jednak pełne zrozumienie Mony wymaga znajomości obu jej poprzedniczek.
Książkę zdecydowanie polecam; szczególnie tym, którzy cenią s-f prowokujące do myślenia. Tutaj, co jest zresztą cechą charakterystyczną dla wszystkich książek Gibsona, zachęca do niego nie tylko sama fabuła (ze względu na poziom skomplikowania), ale także świat przedstawiony – wizja Gibsona pokazuje go bowiem takim, jakim nasz mógłby się stać, jeśli dopuścimy do sytuacji, kiedy korporacje stać będą wyżej niż rządy – a czy przypadkiem już teraz powoli tak się nie dzieje…?
Moja ocena: 8/10
Recenzję pierwszego tomu cyklu pt. Neuromancer przeczytasz TUTAJ.
Tytuł: Graf Zero
Autor: William Gibson
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: Książnica
Rok wydania: 2009
Stron: 341
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Gatunek: fantastyka naukowa, cyberpunk