Zapraszamy do lektury fragmentu książki Emigracja uczuć autorstwa Agnieszki Bednarskiej. Jest to powieść obyczajowo-romantyczna, która nakładem Wydawnictwa Replika ukaże się dokładnie w Walentynki.

Informacje o książce podawaliśmy TUTAJ.

Agnieszka Bednarska
Emigracja uczuć
(fragment)

Kobiece czasopismo nigdy nie stanowiło ulubionej lektury Tomka, ale w tej chwili było jedyną prasą, jaką miał w zasięgu ręki. Rutyna zabija powoli – otworzył je na przypadkowej stronie i zaczął czytać od niechcenia: Jest jak wyniszczająca choroba, która początkowo nie daje objawów. Podstępnie zagnieżdża się w organizmie żywiciela i roztacza swoje macki na coraz to szerszy obszar. Ludzie zarażeni rutyną oddalają się od siebie niepostrzeżenie. Pierwsze symptomy w postaci braku tematów do rozmów często są ignorowane. Kiedy dolegliwości zaostrzają się i dochodzi do przewlekłego stanu braku pożądania i alienacji duchowej, rokowania są już bardzo złe. Doraźne środki pomocowe (np. poradnie małżeńskie) przynoszą tylko złudzenie poprawy. Ofiarami rutyny padają związki w każdym »wieku«. W chwili bolesnego uświadomienia sobie, że z drugą osobą łączą nas już tylko wspomnienia i kredyty, a czasami również dzieci, wówczas wiadomo, że związek jest w stanie agonii. Inną równie powszechną przyczyną wyniszczania związków są rozstania. Wielu z nas miało okazję przekonać się, że w owych rozstaniach nie ma nic z literackiej romantyczności. Większość par, które rozstają się nawet na kilka miesięcy (nie mówiąc już o tych, które rozstają się na lata), wracając do siebie, nie są już takie same – są solidnie poturbowane, o ile partnerzy w ogóle pozostają ze sobą. Zanika między nimi więź, bliskość, umiejętność rozmawiania ze sobą, mniej ich łączy, więcej dzieli, pojawiają się wzajemne pretensje, podejrzenia, nieufność, czasami zdrady… Pod przykrywką szczytnych celów rozpadają się setki rodzin, a szukanie winnych, podobnie jak w przypadku rutyny, nie ma najmniejszego sensu.
Obruszony nieżyciowością przeczytanego tekstu, Tomek zgniótł gazetę i wrzucił ją do wiklinowego kosza stojącego w rogu pokoju.
– Co za bzdury – burknął do siebie. – Autorka to pewnie jakaś sfrustrowana stara panna, która nie ma bladego pojęcia, czym jest prawdziwe życie!
Sam nie wiedział dlaczego, ale mimowolnie zdenerwował się. Może na autorkę artykułu, może na samego siebie… Nie miał ochoty dociekać, lecz fragment o rozpadaniu się związków w wyniku rozstania prześladował go przez większą część dnia. Myślał o tym mimo woli, chociaż próbował przestać, ale to natręctwo zachowywało się jak kleszcz, niełatwo było się go pozbyć.
Dopiero powrót Lidki do domu pozwolił mu się uspokoić. Filozoficzne, niezdrowe rozważania zostały wyparte jej urokiem osobistym, poczucie winy chwilowo w nim ustąpiło.
Lidka, która była bardzo kobieca i nieziemsko powabna, wniosła w życie Tomka powiew świeżości. Wprawdzie dopóki był blisko żony, nie czuł jego braku, ale gdy wyjechał, szybko zrozumiał, że nie jest stworzony do samotnej egzystencji. Znajomość z Lidką była jak wakacje – beztroskie i bardzo gorące. I w ten sposób o niej myślał. Żona to żona – tłumaczył sobie. – Ma swoje nienaruszalne prawo pierwszeństwa. Był pewien, że tylko ją, Agatę, matkę swoich dzieci, kocha naprawdę. Przez wiele lat żyli w symbiozie, byli jak Adam z Ewą, jak gin z tonikiem, jak groszek z marchewką.
Agata wciąż była kobietą piękną, dwie ciąże nie pozostawiły na jej ciele najmniejszego śladu – być może dlatego, że wszelkie używki traktowała jako źródło chorób zakaźnych, a może dlatego, że tańczyła, biegała i poddawała swoje ciało wielu innym fizycznym torturom. Tomek zdawał sobie z tego doskonale sprawę, że Lidka nawet w czasach swej wczesnej młodości nie wyglądała tak idealnie jak jego boska żona, której pośladki były niczym holenderskie jabłka, zaś te, które miała Lidka, przypominały raczej dobrze wyrośnięte ciasto drożdżowe, takie samo, jakie robiła jego babcia. Pomimo to przynosiły mu one równie dużo słodkiej rozkoszy. Rozpływał się w zachwycie, gdy dotykał ich tak, że palce prawie znikały, rozkoszował się widokiem jej krągłości kołyszących się tanecznym pląsem, kiedy chodziła. Zanim Tomek spotkał Lidkę, myślał o takich kobietach: „puszyste”, „kluseczki” lub „grubasy” – gdy były zaniedbane. Kiedyś i o niej pomyślałby, że piersi ma zbyt ciężkie, biodra za szerokie, a uda za wielkie – dziś właśnie tym zachwycał się najbardziej. Ta zupełnie naturalna linia ciała, swobodna w każdym ruchu miękkość, ramiona i zaokrąglony brzuszek, tak przecież chętne do przytulania, oszołomiły go niczym pierwszy pocałunek ze starszą koleżanką. Zauroczenie Lidką spadło na Tomka tak nagle, że nie zdążył się nad nim zastanowić. Zapewne i tak nie zrozumiałby, dlaczego piękna żona, którą – był pewien – kochał, z dnia na dzień przestawała być obiektem jego pożądania.
Gdy rok temu żegnał się z Agatą na lotnisku, oboje byli pełni obaw o wszystko, za wyjątkiem siły swoich uczuć. Rozstawali się we łzach, czule zapewniając się o miłości i o tym, że ta rozłąka nic między nimi nie zmieni. Marzenia o kupnie pierwszego samodzielnego mieszkania dodawały im sił, mieli już przecież dorastające dzieci, chcieli, aby żyły lepiej.
– Tomuś, zadzwoń, jak dotrzesz na miejsce. I pamiętaj, że możesz wrócić w każdej chwili, jeśli będzie ci źle lub tęsknota za nami będzie nie do wytrzymania! – Długie, chude ręce Agaty czule obejmowały go na krótko przed odlotem.
– Jak ja dziś zasnę bez ciebie? – pytał ją, z trudem powstrzymując się od płaczu.
Bali się. O wszystko, tylko nie o to, że jako para mogą tego nie przetrwać. Pierwsza rozłąka trwała pół roku – najdłuższe pół roku w ich wspólnym życiu. Początkowo dzwonili do siebie codziennie. Agata opowiadała o tym, co w pracy, co u dzieci i że bez niego jest im ciężko. Tomek mówił, jak urządza się w służbowym mieszkaniu, które dzielił z kolegą, że bardzo tęskni za domem i rodziną oraz że zniesie to, bo przecież dni mijają tak szybko. Z czasem rozmowy stawały się rzadsze, ona nauczyła się radzić sobie sama, on pracował długo, bo brał nadgodziny, a czas wolny wykorzystywał na sen. Tęsknota jakby osłabła, zaczęli się przyzwyczajać do życia na odległość.
Z Lidką spotkał się przypadkiem, zdarzyło się to po powrocie z urlopu w Polsce. Wyjeżdżając, czuł się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem, był rozgoryczony tym, że ponownie zostawiał wszystkich, których kochał tylko po to, żeby na własne życzenie wrócić do monotonii codziennej harówki. Smutek długo nie ustępował, więc może właśnie dlatego, gdy spotkał osobę równie zagubioną jak on – która na dodatek obdarzyła go zalotnym uśmiechem – zapragnął dzielić z nią własną niedolę.
Spotkali się w banku. Lidka miała problem z wyjaśnieniem obsłudze, czego potrzebuje, zaś Tomek, ze swoim nienagannym angielskim, natychmiast jej pomógł.
– Jestem ci naprawdę wdzięczna – podziękowała mu, gdy wyszli z budynku. – To wstyd, że nie mogłam się dogadać, mimo tych wszystkich lat spędzonych na kursach angielskiego.
– Szło ci całkiem dobrze – pocieszał ją, bo widział, że naprawdę wprawiło ją to w zażenowanie. – Za kilka tygodni nie będziesz miała już żadnych problemów, to kwestia, jak to się mówi, „osłuchania się”.
Szli blisko siebie bardzo wąskim chodnikiem. Gdy ich oczy spotykały się, zaglądał w nie bardzo głęboko, bo czuł, że polubił tę dziewczynę. Równie głęboko zaglądał w jej dekolt i czuł, że z każdym krokiem lubi ją coraz bardziej. Lidka miała proste brązowe włosy, które swobodnie wpadały pomiędzy rytmicznie falujące piersi. Sam prawie odczuwał to lekkie łaskotanie i miał wielką ochotę odgarnąć te włosy, wydostać je z tego ciepłego zakątka. Nie zdawał sobie sprawy, jak oczywiste było dla niej to, o czym wtedy myślał.
Widok jej mlecznoczekoladowej skóry, a także unoszących się przy każdym oddechu ciężkich piersi oraz odsłoniętej, opalonej szyi przywołał w myślach nocą, onanizując się pod prysznicem. Wrócił do pokoju odprężony, ale jej obraz nie chciał zniknąć i erotyczne napięcie szybko powróciło. Nabrał wielkiej ochoty, aby zrobić to znowu, jego penis nadal stał sztywny niczym drewniany pal. Niepewny swoich zamiarów spojrzał na telefon, wiedział, że jest w nim jej numer. Wymienili się nimi „tak na wszelki wypadek”.
– A jeśli nie wywarłem na niej dobrego wrażenia…? – wahał się jeszcze przez chwilę. – Może uzna mnie za zwyrodnialca? – W tym momencie jednak logiczne myślenie przysłonięte zostało zwierzęcym instynktem i absolutnie nie miało siły przebicia.
– Lidka… – szepnął do słuchawki, kiedy odebrała. Miała ciepły, przyjazny, nieco przyzwalający głos. – Mam cholernie wielką ochotę…
– Ja też… – wtrąciła, a on odniósł wrażenie, że czekała na ten telefon. – Podaj mi adres, zaraz tam będę – poprosiła, zupełnie niezaskoczona.