Jego pisarstwo było wizjonerskie. W przeciwieństwie do większości autorów fantastyki, których pomysły często były wtórne lub naiwne, Philip K. Dick potrafił z jednej strony nakreślić wizję przekonującą i niepokojącą, z drugiej – opatrzyć ją intrygującymi szczegółami, z których niejeden wówczas był fantastyką, dziś zaś stanowi całkiem realną prognozę jutra, przestrogę lub… fakt dokonany.
Androidy
Androidy, czyli maszyny naśladujące żyjące istoty, są bardzo często kojarzone z Dickiem przede wszystkim za sprawą jego powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? oraz filmowi na jej podstawie pt. Blade Runner: Łowca androidów. Akcja opublikowanej w 1968 roku książki osadzona jest w postapokaliptycznym świecie zniszczonym nuklearną wojną, w wyniku której śmierć poniosło wielu ludzi, a część tych, którzy przeżyli, uległa szkodliwym mutacjom. Wyginęła także większość zwierząt, a ich posiadanie stało się szybko oznaką wysokiego statusu. Ponieważ żywych zwierząt było zbyt mało, by zaspokoić stworzony w ten sposób popyt, ubożsi ludzie sprawiali sobie elektroniczne substytuty, których nie sposób było odróżnić od prawdziwego zwierzęcia podczas zwykłych oględzin.
Ludzie poszli dalej – nie poprzestając na zwierzętach, skonstruowali także maszyny udające ludzi, wokół których toczy się akcja powieści Dicka. Androidy występują jednak także w wielu innych jego tekstach i choć nie są oryginalnym pomysłem pisarza, bo pojawiały się już wcześniej w wizjach różnych twórców, to jednak w przypadku Philipa K. Dicka można zdecydowanie mówić o twórczym rozwinięciu tematu. O rozwinięciu, które później silnie rzutowało na wizję androidów w s – f, obecnych choćby w filmie A.I. Sztuczna inteligencja (2001) Spielberga czy w serialu spod znaku Battlestar Galactica.
Dick zdawał się nie darzyć androidów szczególną sympatią, odnosił się do nich wrogo lub przynajmniej nieufnie, choć rysują się one niekiedy w jego prosie jako postacie tragiczne – zdarza się, że trwają w przekonaniu, że są prawdziwymi ludźmi (choć częściej po prostu ich udają) lub chcą móc „żyć” jak ludzie. Posłowie do opowiadania Ostatni z władców zawiera opis uczuć Dicka względem robotów i androidów. To ciekawe, że mógłbym zaufać robotowi, ale nie androidowi. Prawdopodobnie dlatego, że robot nie próbuje przed nami udawać tego, kim nie jest.
A jak jest dziś? Przynajmniej część z tych wizji się sprawdza, choć (na szczęście?) nie w pełni. Doskonale znamy najróżniejsze elektroniczne zwierzątka od najprostszych, zamkniętych w grach elektronicznych czy jajkach Tamagotchi przez pluszowe zabawki interaktywne, które miauczą, szczekają, śpią, reagują na głaskanie… po skomplikowane roboty o kształtach psów czy kotów, które potrafią bardzo udanie naśladować zachowania swoich organicznych pierwowzorów, a za sprawą wszczepionych czujników mogą nawet „widzieć”.
To nie wszystko. Robert Hanson zrealizował pomysł rodem z powieści Możemy cię zbudować (której „bohaterem” jest android do złudzenia przypominający Lincolna) i zbudował… Philipa K. Dicka. To znaczy – jego androida. Dickdroid, bo tak nazwano maszynę, wystąpił nawet publicznie z okazji premiery filmu Przez ciemne zwierciadło, po czym pechowo „częściowo” zaginął w 2005 roku na lotnisku w Las Vegas. Wprawdzie jego ciało dotarło do Los Angeles, jednak głowa, przewożona w bagażu podręcznym Roberta Hansona, zgubiła się podczas nieplanowanej przesiadki. Nie udało się ustalić, jakie były jej dalsze głosy (niepokojące trofeum trafiło pewnie do jakiegoś szalonego kolekcjonera). Na początku 2011 roku Dickdroid został jednak odbudowany.
Isa Dick, córka pisarza, jest zdania, że androidy typu Nexus 6 z powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? dały nazwę firmowanemu przez Google telefonowi Nexus One z systemem Android.
Kapitalizm
Spokojnie, Dick go nie wymyślił; zrobił to jakiś bardzo zły człowiek wiele lat temu. Philip K. Dick nakreślił jednak bardzo sugestywną i nieco przerażającą wizję świata przyszłości, w którym pieniądz stanowi wartość najwyższą, o ile nie jedyną. Pisarz nakreślił dystopijny charakter przyszłości, pokazał, jak jego zdaniem dalece wypaczyć może się system gloryfikujący pieniądz. Myśl tę podchwyciło po nim wielu twórców, szczególnie z nurtu cyberpunkowego (któremu zresztą proza Dicka stworzyła podwaliny).
Podczas gdy w fantastyce mało kto poruszał takie tematy, tryumfy święciły serie Star Trek ze swoją utopijną wizją przyszłości czy Star Wars, w których świecie władza była, w gruncie rzeczy, przedstawiona bardzo tradycyjnie, Dick, swoją ponurą i złowrogą wizją, zwraca uwagę na potęgę pieniądza. Widać to m. in. w powieści Przez ciemne zwierciadło, gdzie policja chroni centra handlowe przed motłochem. Znamienna jest także słynna scena z powieści Ubik, w której bohater chce opuścić swoje mieszkanie, jednak…
– Proszę o pięć centów – powiedziały drzwi, nie otwierając się.
Przeszukał kieszenie, ale nie znalazł w nich już żadnych monet, ani jednego centa.
– Zapłacę jutro – powiedział do drzwi. Znów próbował kręcić gałką, ale drzwi pozostawały szczelnie zamknięte. – Pieniądze, które ci daję, to w gruncie rzeczy napiwek. Nie mam obowiązku ci płacić!
– Jestem odmiennego zdania – odparły drzwi. – Proszę sprawdzić w kontrakcie, który podpisał pan, kupując ten apartament.
Znalazł dokument w szufladzie biurka; od czasu podpisania go musiał się do niego wielokrotnie odwoływać. No jasne: obowiązywała go opłata za otwieranie i zamykanie drzwi – nie był to więc napiwek.
Drzwi oraz reszta sprzętu domowego, korzystając z syntetyzatora mowy, domagały się zapłaty z góry, ponieważ bohater nie miał zdolności kredytowej… Dziś zapłaty z góry wymagają np. liczniki prądu, instalowane w brytyjskich lokalach socjalnych i mieszkaniach do wynajęcia.
Kanały tematyczne i sterowanie gestami
Odejdźmy na chwilę od tych ponurych wizji (jeśli chodzi o twórczość Dicka, zawsze można do nich wrócić) i przyjrzyjmy się innemu, nieco trywialnemu, ale jak się okazuje, proroczemu pomysłowi. W powieści Słoneczna Loteria z 1950 Dick opisuje coś, co my dziś znamy z naszej codzienności, ale czego on sam wówczas nie uświadczył – kanały tematyczne w telewizji. Nie poprzestaje na tym, wprowadzając do powieści także możliwość sterowania gestami, wydawania poleceń odbiornikowi telewizyjnemu za pomocą ruchów rąk:
– Mylisz się, kochanie – powiedział rzeczowo Al. -Kanał pierwszy służy do przekazywania informacji o faktach i wiadomości. Kanał S jest dla przyjemności, dla rozrywki. Mnie osobiście ten kanał najbardziej odpowiada, ale… – Wykonał ruch ręką i obraz zmienił się raptownie. Znikły ruchliwe wiry dźwięków i barw. Na ich miejsce pojawiła się pogodna twarz spikera Wzgórza Westinghouse.
(tłum. Michał R. Wiśniewski)
Dziś za pomocą ruchu naszego ciała możemy posługiwać się np. systemem Kinect dla kosoli Xbox – systemu kamer i sensorów odczytującego ruchy i gesty użytkownika bez potrzeby stosowania specjalnych znaczników czy kontrolerów.
Rzeczywistość wirtualna
Oglądając kinowe hity takie jak Matrix, 6 zmysł czy Incepcja, trudno powstrzymać się przed myślą, że jedną z ważniejszych inspiracji ich twórców musiała być proza Dicka lub jakieś późniejsze wariacje jego oryginalnych pomysłów. Philip K. Dick, wśród wielu swoich obsesji, miał bowiem jedną szczególnie istotną – dręczyło go pytanie, tylko z pozoru błahe, o to, czym jest rzeczywistość. Zwracał uwagę, że istnieć mogą rzeczywistości równoległe lub wręcz takie, które się przenikają. Rzeczywistość według niego nie jest również czymś obiektywnym, ale jej postrzeganie w dużym stopniu może zależeć od samego widza, uczestnika tej rzeczywistości.
Dick, na kartach swych powieści i opowiadań, często wyraża wątpliwość co do tego, na ile my sami potrafimy odróżnić rzeczywistość od fikcji i na czym, tak właściwie, polega różnica. Pyta m. in., czy jeśli nie widzimy tego samego, co schizofrenik, to czy na pewno mamy prawo orzec, że tego nie ma? Proza Dicka uczy pokory w ocenie możliwości działania ludzkich zmysłów a także tzw. zdrowego rozsądku, umysł często może nam bowiem płatać okrutne figle, a my możemy w ogóle nie mieć tego świadomości.
Dick nie jest, oczywiście, jedynym twórcą s – f, który przewidział, że ludzkie zmysły można uszukać, jednak był niewątpliwie jednym z pierwszych. Podobną tezę w tym samym czasie stawiał Stanisław Lem, opisujący maszynę, która wpływając bezpośrednio na ośrodki w mózgu, zniekształcała obraz rzeczywistości. Jakkolwiek upiornie to brzmi, niewykluczone, że kiedyś uda się osiągnąć efekt rodem z filmu Matrix, w którym człowiek nie mógł mieć pewności, czy znajduje się w świecie realnym czy tylko w programie komputerowym. Jak dotąd, nasza technika dość nieudolnie tworzy wirtualną rzeczywistość, ale wszystko może być tylko kwestią czasu…
Roboty spamujące
Oto fragment opowiadania Chwyt reklamowy:
Robohandlarze były wszędzie; gestykulowały, namawiały, piszczały. Jeden poszedł za nim, wiec Morris przyspieszył kroku. Robot jednak nie dawał za wygraną; wyśpiewywał swą reklamę i próbował zwrócić na siebie uwagę – przez całą drogę do domu. Nie odczepił się nawet wtedy, gdy Morris pochylił się, schwycił kamień i rzucił weń, zresztą bezskutecznie. Następnie wpadł do domu i zatrzasnął drzwi za sobą. Robot zawahał się, a następnie zrobił skręt i pogonił za kobieta, która wspinała się pod górę z naręczem paczek. Próbowała go ominąć, ale bez powodzenia.
Szczęśliwie na ulicach nie prześladują nas (jeszcze?) takie reklamowe roboty, za to nasze drugie środowisko naturalne, cyberprzestrzeń, jest ich pełne. Spambotów w nim bowiem nie brakuje – piszą na forach internetowych, wysyłają nam e – maile, zakładają sobie konta na portalach społecznościowych, a wszystko to właśnie po to, abyśmy wydali nasze cenne złotówki (euro, dolary, funty, jeny…) na promowane przez nie produkty.
Istnieją już wprawdzie też prawdziwe reklamowe roboty, używane na prestiżowych pokazach, jednak na tym etapie wydają się nam intrygujące i atrakcyjne. Cóż, kiedy zaczną nas ścigać po ulicach, z pewnością zmienimy zdanie…
Programator nastroju
Na kartach powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? pojawia się wyjątkowy wynalazek, na pierwszy rzut oka nawet całkiem przydatny, jednak na dłuższą metę chyba trochę straszny. Niech przemówi cytat:
Nastawiłaś swojego Penfielda na zbyt słaby impuls – powiedział Rick. – Przeprogramuję go, obudzisz się i…
– Nie dotykaj mojego programatora. – Jej głos był nieprzyjemnie ostry. – Wcale nie chcę się obudzić.
Usiadł na krawędzi łóżka, pochylił się i zaczął przekonywać ją łagodnie:
– Jeżeli zaprogramujesz odpowiednio silny impuls, będziesz zadowolona, że się obudziłaś. Na tym polega cała sprawa. Przy ustawieniu programu na pozycję C, impuls odblokowuje świadomość. Wiem to po sobie. – Przyjaźnie, bowiem czuł się życzliwie usposobiony do całego świata (jego program ustawiony był na D), poklepał jej nagie, nieopalone ramię.
Kto wie, czy urządzenie takie nie było marzeniem samego Dicka, który, niestety, często miał powody do narzekania na swój nastrój. Na szczęście jednak, póki co, nikt takiej maszynerii nie zaprojektował; na szczęście, bo chyba zabrałaby nam spory kawał człowieczeństwa. Pozostają nam więc tradycyjne metody pracy nad nastrojem – np. programowanie się kontaktem z bliskimi, muzyką, sportem lub przyjemnościami, a w sytuacjach poważniejszych – farmakologia. Miejmy nadzieję, że ta wizja Dicka nadal pozostawać będzie wśród tych niespełnionych.
Źródło: Next.gazeta.pl