Prezentujemy prace, których autorzy zwyciężyli w naszym Konkursie Inkwizytorskim. Wybór był niełatwy, ostatecznie wybraliśmy 3 teksty, które wydały się nam najbardziej dowcipne i interesujące. Oto one!

Wykład

W ubiegłym semestrze wygłosiłem cykl wykładów o praktycznych, technicznych aspektach naszego wyznania – satanizmu. Dowiedzieliście się państwo, jak bez niczyjej pomocy, za pomocą młotka i trzech gwoździ ukrzyżować żywego kota oraz nabyliście wiele innych przydatnych umiejętności. Nasza wiara, oprócz przyjemności, niestety, ma także ciemną stronę. Jest nią możliwość zdemaskowania i zagrożenie torturami, aż do kary okrutnej śmierci włącznie. Zagrożeniem są działania tak zwanej inkwizycji, zwłaszcza hiszpańskiej. Choć może się wam to wydać dziwne, charakterystyczną cechą tej inkwizycji, wyróżniającą ją spośród innych trybunałów, jest nie tyle nawet chęć ukarania was, co zbawienia waszych dusz, taki jest tok myślenia inkwizytorów. Ponieważ z wieloletnich obserwacji wynika że jest ona, co przyznaję z pewnym zażenowaniem, bardzo skuteczna, w tym cyklu wykładów skupimy się nie na tym, jak z inkwizycją walczyć i wygrać, bo to jest dość trudne, ale na tym, jak uniknąć jej za wszelką cenę. Jest to bowiem instytucja bardzo perfidna, aż przerażająca. Jeden z jej teoretyków oświadczał torturowanym : Nie przyznawaj się i pamiętaj, że jeśli zniesiesz z pokorą męczarnie, dostąpisz chwały męczeńskiej. Czyli nawet jak się nie przyznacie na torturach, to i tak możecie dostąpić zbawienia. Z czego wynika tak niewiarygodna skuteczność inkwizycji? Na początku stworzenia świata, jak stanowi ich Pismo Święte, nie było nic. I rzekł ich Bóg: Niechaj stanie się światłość!. Logicznie rzecz biorąc, dalej nic nie było, tylko teraz można było to nic zobaczyć. Inkwizytor naprawdę zawsze stara się patrzeć w światło. Ale im dłużej wpatruje się w jasność, tym mocniej go nachodzi pokusa, aby się odwrócić i zobaczyć, jak ciemny jest cień. I to jest moment, gdy zostajemy wykryci. Najlepszym sposobem jest ucieczka dokądkolwiek, ale dam wam na koniec radę: jakby kiedyś przyszło co do czego, to kierujcie się do Polski. To kraj tolerancji, nazywany „państwem bez stosów”. Jakieś pytania? Może pan, panie Nergal…
– My nie zadajemy pytań!
– Dlaczego?
– Nie wiem, panie profesorze, nie pytałem!

Jerzy Roś

***

Umknąć inkwizycji, a ukryć się przed nią to dwie różne sprawy. Nie chwaląc się, to pierwsze przyszło mi dość gładko. Żyłem. Teraz trzeba było jeszcze pomyśleć o bezpiecznym azylu. Myślałem początkowo o mysiej norze, ale odkąd nawet kot w butach został inkwizytorem, to schronienie stało się bardzo niepewne. Pod wpływem niepokoju na mojej wyłysiałej od zmartwień głowie pojawiły się pierwsze zmarszczki. Byłem na to zdecydowanie za młody. Postanowiłem udać się do kosmetyczki i tam w spokoju przemyśleć całą sprawę. Kojący masaż głowy dał mi chwilę wytchnienia i przyniósł kolejne pomysły. Świetnym miejscem wydał mi się nagle piracki okręt, ale zaraz przypomniałem sobie, że Hiszpanie będąc potęgą na morzu szybko namierzą moja łajbę i zrobią z niej sito. Sito, podobnie jak ja, pływać nie umie. Ten pomysł odpadał. Wstąpienie do zakonu, wydawało się w pierwszej chwili bardzo sprytne, ale biorąc pod uwagę egzaminy wstępne, łatwiej byłoby dostać się na Sorbonę. Jedno i drugie odpadało z powodu mojej awanturniczej natury i braku zamiłowania do nauk. Pozostanie w przebraniu kobiety, wobec mojej łysiny i siniejącego zarostu, też nie wchodziło w grę, tym bardziej, że z powodu niezwykłej urody (sic!), wciąż byłem nagabywany przez mężczyzn (co gorsza, również przez kilka niewiast). Pomyślałem w końcu, że chyba tylko w piekle będę bezpieczny i zgodziłem się nawet na spotkanie z adwokatem diabła, ale i on nie miał dobrych wieści. Inkwizycja siłą rzeczy dotarła i tam. Tym razem w celu smażenia się (dotąd sama smażyła bliźnich). Ta wiadomość napełniła mnie chwilowym optymizmem, ale obawa przed przeciekiem na zewnątrz czyniła i to miejsce niebezpiecznym (na dodatek zadymionym). Niemniej nasunęło mi to pomysł w swej prostocie genialny i jak najbardziej wykonalny. Ukryłem się na stosie. I tak właśnie, mimochodem, dostałem się tam, gdzie najmniej się mnie spodziewano. Szkoda, że nie widzieliście miny św. Piotra.

Ireneusz Domeracki

***

Ja wam powim, że hiszpańska inkwizycja to nic je w porównaniu z mojom żonom. Winc, po trzydziestu latach po ślubie, ja doskonale wim, jak i gdzie się można schować. I takie dwa sposoby se wymyśliłem, co działajom.
Po pierwsze primo w warsztacie. Dzisioj mam samochodowy, ale wew średniowieczu pewnikiem inne były. Brud, kurz, drzwi, co siem cienżko otwirajom. Nijak nie znajdzie, ba, nawet szukać nie bydzie, bo jaki intelektualny i wrogi ferment wew warsztacie może być???
Po drugie primo u Tadka, co je mój druh i przyjaciel  od wieków. U niego nawet moja komórka zasięg traci. Więc chować się u przyjaciołów swoich lojalnych tyż można. Tylko żeby bardziej lojalne niż Kalwin (wobec tego, no, Savonaroli) były. Żona tam nie zachodzi, łowszem, jak wrócę to się tyle nasłucham, że nawet te czarownice, co je palono, mniej zarzutów słyszały. Ale wyroku się nie wykonuje, jeno tylko wygłasza. A moja żona zwykle je konkretniejsza niż Torquemada!

Ewa Leśniewska