Dziś światowa, w tym także polska, premiera Dallas ’63, czyli najnowszej powieści Stephena Kinga. Polskim wydawcą jest Prószyński i S-ka. Książkę poleca Kazimiera Szczuka. Prezentujemy notkę od autora oraz fragment powieści.

 Od autora

Prawie pół wieku minęło od zabójstwa Johna Kennedy’ego w Dallas, ale dwa pytania pozostają żywe: czy naprawdę zastrzelił go Lee Oswald, a jeśli tak, czy działał  sam? Nic, co napisałem w tej powieści, nie dostarczy na nie odpowiedzi, bo podróż w czasie to tylko interesująca fantazja. […] Pierwotnie próbowałem napisać  tę książkę w 1972 roku. Zarzuciłem ten pomysł, bo zbieranie niezbędnych materiałów wydawało się zbyt męczącą robotą dla człowieka, który uczył na pełen etat.

Był jeszcze jeden powód: nawet dziewięć lat po tych wydarzeniach rana wciąż była zbyt świeża. Dobrze, że poczekałem. […] Na początku powieści Al, przyjaciel Jake’a Eppinga, szacuje prawdopodobieństwo, że Oswald był samotnym strzelcem, na dziewięćdziesiąt pięć procent. Po przeczytaniu niewiele ode mnie niższej sterty książek i artykułów na ten temat twierdzę,  że prawdopodobieństwo to wynosi dziewięćdziesiąt osiem, może nawet dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Wszystkie relacje, włącznie z tymi napisanymi przez zwolenników teorii spiskowych, opowiadają  tę samą prostą amerykańską historię: mały, niebezpieczny, żądny sławy człowieczek znalazł się we właściwym miejscu, by osiągnąć swój cel. Czy szansa, że stanie się to tak, jak się stało, była mała? Tak. Tak samo jak szansa na wygraną w totka, a jednak ludzie wygrywają  prawie co dzień.

Stephen King

O książce:

22 listopada 1963 roku to dzień, w którym Dallas usłyszało trzy strzały, które zabiły prezydenta Kennedy’ego i zmieniły świat. A gdyby tak można było temu zapobiec?  

Jake Epping to trzydziestopięcioletni nauczyciel angielskiego w Lisbon Falls w stanie Maine, który dorabia, prowadząc kursy przygotowawcze do matury zaocznej. Od jednego ze swoich uczniów, Harry’ego Dunninga, dostaje wypracowanie – makabryczną, wstrząsającą opowieść w pierwszej osobie o tym, jak pewnej nocy przed pięćdziesięciu laty ojciec Harry’ego zatłukł na śmierć jego matkę, siostrę i brata. Od tego wszystko się zaczyna…

Wkrótce potem przyjaciel Jake’a, Al, właściciel lokalnego baru, zdradza mu tajemnicę: jego spiżarnia jest portalem do roku 1958. Powierza Jake’owi szaloną – i, co jeszcze bardziej szalone, wykonalną – misję ocalenia Kennedy’ego. Tak oto Jake zaczyna swoje nowe życie jako George Amberson, życie w świecie Elvisa i JFK, amerykańskich krążowników szos i wczesnego rock and rolla, gniewnego samotnika nazwiskiem Lee Harvey Oswalda i Sadie Dunhill, pięknej szkolnej bibliotekarki, która zostaje miłością życia Jake’a – życia wbrew wszelkim normalnym regułom czasu.

Dallas ’63 to hołd złożony prostszym czasom i poruszająca opowieść pełna gwałtownie narastającego suspensu, to Stephen King w swoim najlepszym epickim wydaniu.

Stephen King (ur. 1947) napisał ponad pięćdziesiąt książek i wszystkie zyskały status światowych bestsellerów. Znajdują się między nimi: Lśnienie (1998), Miasteczko Salem (1998), Misery (2004) czy Pod kopułą (2010). Powieści Kinga doczekały się wielomilionowych nakładów, tłumaczeń na przeszło 30 języków, a na całym świecie można znaleźć ponad 300 milionów egzemplarzy książek z jego nazwiskiem na okładce. Stephen King mieszka w stanie Maine z żoną, powieściopisarką Tabithą King.

Dallas ’63 zostanie przeniesione na wielki ekran przez Jonathana Demme’a, który kupił prawa filmowe do książki.

Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: 11/22/63
Kategoria: thriller, kryminał, s – f
Data wydania: 8 listopada 2011
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 864
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Wydawca: Prószyński i S – ka

Stephen King
Dallas `63
(fragment – uwaga, brutalny)

Kiedy wbiegłem w łuk, usłyszałem głos dziecka:

– Kto ty jesteś? Dlaczego mama krzyczy? Przyszedł tata?

Odwróciłem głowę i zobaczyłem dziesięcioletniego Harry’ego Dunninga. Stał w drzwiach małej ubikacji w przeciwległym kącie kuchni. Był w stroju trapera, w jednej ręce trzymał wiatrówkę. Drugą zasuwał rozporek. I wtedy Doris Dunning wrzasnęła znowu. Pozostali dwaj chłopcy coś krzyczeli. Głuchy łomot – ciężki, obrzydliwy dźwięk – i wrzask się urwał.

– Nie, tato, nie, nie, robisz jej krzyyywdę! – piszczała Ellen.

Przebiegłem przez łuk i zamarłem z rozdziawionymi ustami. Na podstawie wypracowania Harry’ego sądziłem, że będę musiał powstrzymać człowieka wymachującego takim młotkiem, jakie majsterkowicze trzymają w skrzynkach z narzędziami. Nic bardziej mylnego. Dunning dzierżył wielki dwuręczny młot i wywijał nim jak zabawką. Miał zakasane rękawy i widziałem naprężone muskuły wyrzeźbione przez dwadzieścia lat krojenia mięsa i dźwigania tusz zwierzęcych. Doris leżała na dywanie. Złamał jej już rękę – kość sterczała z rozdartego rękawa sukienki – i chyba zmiażdżył bark. Blada, oszołomiona, czołgała się przed telewizorem, włosy opadały jej na twarz. Dunning zamachnął się młotem. Tym razem miał trafić ją w głowę, zachlapać poduszki kanapy jej mózgiem.

Ellen, w swym kostiumie jak mały derwisz, usiłowała wypchnąć ojca za drzwi.

– Przestań, tato, przestań!

Złapał ją za włosy i odrzucił w bok. Zatoczyła się, pióra wyleciały z jej pióropusza. Wpadła na fotel bujany i przewróciła go.

– Dunning! – krzyknąłem. – Przestań!

Spojrzał na mnie czerwonymi, mokrymi od łez oczami. Był pijany. Płakał. Gluty zwisały z jego nozdrzy, ślina błyszczała na podbródku. Jego twarz była skurczona wściekłością, rozpaczą i zdumieniem.

– Ty, kurwa, kto? – spytał i rzucił się na mnie, nie czekając na odpowiedź.

Pociągnąłem za spust kolta, myśląc: Tym razem nie zadziała, to broń z Derry i nie zadziała.

Ale wystrzeliła. Kula trafiła go w bark. Czerwona róża rozkwitła na białej koszuli. Siła uderzenia obróciła go w bok, lecz się wyprostował i znów ruszył ku mnie. Wzniósł młot. Kwiat na jego koszuli się powiększał, on jednak zdawał się tego nie czuć.

Ponownie nacisnąłem cyngiel, ale w tej samej chwili ktoś mnie potrącił i kula przeszła górą. To był Harry.

– Przestań, tato! – wrzasnął przenikliwie. – Przestań, bo cię zastrzelę!

Arthur Tugga Dunning czołgał się ku mnie, w kierunku kuchni. W chwili kiedy Harry wypalił z wiatrówki – pa-pafff! – Dunning uderzył młotem. Twarz Tuggi zmieniła się w krwawą miazgę. Kawałki kości i pęki włosów wzleciały wysoko w powietrze; kropelki krwi bryznęły na sufit. Ellen i pani Dunning wrzeszczały i wrzeszczały.

Złapałem równowagę i strzeliłem trzeci raz. Ta kula oderwała Dunningowi policzek aż do ucha, ale go nie powstrzymała. To nie człowiek, pomyślałem wtedy i to samo myślę teraz. W jego ociekających oczach i zgrzytających zębami ustach – zdawał się przeżuwać powietrze, zamiast nim oddychać – widziałem tylko coś w rodzaju bełkotliwej pustki.

– Ty, kurwa, kto? – powtórzył, po czym: – To jest najście.

Zamachnął się i młot ze świstem zatoczył poziomy łuk. Ugiąłem kolana i schyliłem się, i choć miałem wrażenie, że dziesięciokilogramowy obuch chybił – nie poczułem bólu, nie wtedy – fala gorąca przeszyła czubek mojej głowy. Kolt wyleciał mi z ręki, uderzył w ścianę i wylądował w kącie. Coś ciepłego ściekało po moim policzku. Czy zdawałem sobie sprawę, że drasnął mnie na tyle, by rozciąć skórę głowy na długości piętnastu centymetrów? Że naprawdę niewiele brakowało, by mnie znokautował, a może od razu zabił? Nie potrafię tego powiedzieć. Wszystko trwało niecałą minutę; może nawet pół. Życie zmienia się w mgnieniu oka.

– Uciekaj! – krzyknąłem na Troya. – Bierz siostrę i uciekajcie! Wezwij pomoc! Krzycz…

Dunning wziął zamach. Odskoczyłem do tyłu i obuch zagłębił się w ścianę, roztrzaskując listwy i wzbijając kłąb tynku, który zlał się w jedno z dymem wystrzałów. Telewizor wciąż grał. Wciąż skrzypce, wciąż muzyka morderstwa.

Kiedy Dunning usiłował wyrwać młot ze ściany, coś przeleciało obok mnie. To była wiatrówka – Harry nią rzucił i lufą trafił ojca w rozharatany policzek. Frank Dunning wrzasnął z bólu.

– Ty gnojku! Zabiję cię za to!

Troy niósł Ellen w stronę drzwi. Czyli nie jest najgorzej, pomyślałem. Przynajmniej to udało mi się zmienić…

Zanim jednak zdołali się wydostać  na zewnątrz, ktoś stanął w drzwiach i zataczając się, wpadł do środka, przewracając oboje na podłogę. Ledwo zdążyłem to zauważyć, bo w tym samym momencie Frank wyswobodził młot i ruszył w moją stronę. Zacząłem się cofać, jedną ręką wpychając Harry’ego do kuchni.

– Wyjdź tylnymi drzwiami, synu. Szybko. Zatrzymam go, dopóki nie…

Frank Dunning wrzasnął i zesztywniał. Coś wysunęło się z jego piersi. To było jak sztuczka magiczna. To coś było tak uwalane krwią, że minęła sekunda, zanim poznałem – ostrze bagnetu.

– To za moją siostrę, skurwysynu – wycharczał Bill Turcotte. – Za Clarę.