Ma niesamowity sen, który jest dopiero wstępem, do tego co ma się niebawem wydarzyć…
Chodź do mnie, ukochana.
Głęboki głos rozbrzmiewał w jej umyśle, puls Christine przyspieszył.
(…)[mężczyzna] Był śniady, egzotyczny. Długie włosy opadały mu na mocne ramiona czarną falą, a oczy śmiały się do niej. Przez zmarszczoną powierzchnię wody widziała jego uśmiech, gdy wyciągał do niej rękę.
Próbowała wyciągnąć swoją, lecz była jak z ołowiu. Nie słuchała jej nakazu.
Przystojna twarz mężczyzny posmutniała. Wyglądał na zagubionego, a głos w jej głowie był pełen tęsknoty.
Proszę, przyjdź do mnie…
Urodzinowe życzenie Christine spełnia się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wkrótce samolot, którym leci na zagraniczną misje spada do morza, a jej samej na ratunek przypływa syrena Undine. Christine musi dokonać wyboru: śmierć albo życie w ciele syreny. Bez zastanowienia wybiera bezkresne wody morza za swój nowy dom, nie wie jednak, że Undine ucieka przed Sarpedonem ( synem boga mórz, który wbrew ojcu i Gai pragnie pojąć ją za żonę). Jak się szybko okazuje Christine nie jest bezpieczna w morzu, dzięki bogini Gai zostaje wysłana z powrotem na ziemię (tym razem trafia w sam środek średniowiecza). Jako syrena Undine wysłana na ląd musi znaleźć człowieka, z którym połączy ją prawdziwe uczucie, aby mogła żyć bezpiecznie na lądzie. Co trzy dni, dopóki nie odnajdzie wybranka serca, Christine musi powracać do morza pod postacią syreny…
A morze ją woła, tęsknota za wodą jest silna, tak samo jak za przystojnym trytonem, który uratował ją przed utonięciem… Czy Christine, pomimo niebezpieczeństwa, wybierze niesamowitego trytona? A może odnajdzie miłość w ramionach średniowiecznego rycerza?
Jedno jest pewne… zakończenie tej miłosnej historii naprawdę nas zaskoczy…
Historia napisana przez panią Cast, to współczesna wersja legendy o syrenie Undine. Przyznam, że nie byłam pozytywnie nastawiona do tej książki. Podobała mi się okładka ( jest naprawdę piękna, o wiele lepsza niż oryginalna), ale nazwisko trochę mnie zniechęcało, wszystko za sprawą cyklu Naznaczona ( tak… pani Cast powinna pisać bez córki). Jednak po przeczytaniu kilku pozytywnych recenzji postanowiłam dać szansę Bogini oceanu… Nie żałuję.
Podobało mi się, że nie jest to tylko książka o miłości w przelukrowanym stylu. Opowiada również o samotności i potrzebie bliskości z drugim człowiekiem. Christine dowiaduje się kilku ważnych rzeczy podczas bycia syreną, są to rady, które przydadzą się każdemu.
Gdy ją poznajemy, Christie wydaje się być osobą, która wciąż szuka swojego miejsca na ziemi ( szybko opuściła dom rodzinny, ciągle podróżuje i zmienia adres zamieszkania), taki człowiek bez korzeni ( nie ma wielu przyjaciół, jest samotna). A jednak dzięki zamianie poznaje prawdziwe znaczenie słowa „dom” i uczy się kochać.
Uwielbiałam żyć w tym świecie. Myślałam, że wreszcie odnalazłam własne miejsce, które mogę nazwać prawdziwym domem. Ale rozumiem teraz, że poczucie przynależności nie jest niczym fizycznym. Nie możemy go odnaleźć, zmieniając miejsce lub to co robimy. Musimy nieść je ze sobą.
Jeśli chodzi o miłość… Było wielkie uczucie od pierwszego spojrzenia…
I choć bogini Gaja tak pięknie mówi o miłości, dając przy okazji wspaniałe rady…
Prawdziwa miłość to nie napój, który jedna osoba może wypić, a druga odstawić. O prawdziwej miłości można mówić tylko wtedy gdy dwie dusze łączą się w jedno.
… to czegoś mi brakowało. Nie wiem, może po prostu jestem osobą, która lubi jak w książce się namiesza, gdy nie zawsze jest słodko i jasno.
Przyznam się, że pokochałam trytona Dylana, jest egzotyczny, przystojny, romantyczny i całkowicie oddany Christine. Ba! Potrafi zaryzykować dla miłości. Jest idealnym mężczyzną, tyle że, by tak rzec, w syrenim wydaniu – spełnieniem kobiecych fantazji.
Pamiętaj, że będę tutaj – powiedział stanowczo – Aż po kres wieczności, Christie. Będę czekał na ciebie przez całą wieczność.
Bogini oceanu to przyjemna lektura, można ją ze sobą zabrać w podróż i pozwolić sobie na odrobinę magii. Spodoba się i miłośniczce romantycznej miłości jak i czytelniczce lubiącej legendy o syrenach. Każda znajdzie tutaj coś dla siebie. Książka ma kilka niedociągnięć, ale nie psują one całości. Czyta się ją szybko i można zachwycić się kilkoma ciekawymi fragmentami jak i opisami morskiego świata. To powieść nie tylko o miłości, ale i samotności, poczuciu własnej wartości i wyjątkowości. Ciekawie ukazane zostały również kobiety i ich traktowanie przez mężczyzn w średniowieczu.
Bogini oceanu jest pierwszym tomem z cyklu. Niebawem w księgarniach pojawią się kolejne. Jestem pewna, że i po nie sięgnę z przyjemnością (jestem ciekawa jak autorka poradzi sobie z historią Pięknej i Bestii).
Tytuł: Bogini oceanu
Autor: P. C. Cast
Wydawca: Książnica
Data premiery: czerwiec 2011
Tłumaczenie: Katarzyna Malita
Liczba stron: 408
Format: 13×20,5 cm