Premiera Czasu beboka to jedno z najciekawszych wydarzeń literackich tego roku. Fenomenalny debiut powieściowy R. A. Antoniusa przestaje być zaskoczeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pod wdzięcznym pseudonimem kryje się dojrzały człowiek, w dodatku wszechstronny artysta: twórca muzyki, plastyk, ilustrator, autor książek dla dzieci, scenarzysta, reżyser filmów animowanych. Nie dziwi już doskonała, wyważona i dopięta na ostatni guzik forma tego dzieła.

 
Akcja książki rozgrywa się w roku 1953. To rok znamienny. W tym czasie umiera wielki przywódca i „ojciec narodu” – Józef Stalin, a władze radzieckie robią, co mogą, by załatać powstałą „dziurę” i znaleźć godnego kontynuatora jego wizji. To są wydarzenia, do których dochodzi gdzieś daleko, w świecie. My poznajemy tylko ich echo. Stanowią tło powieści w najszerszym ujęciu. Właściwa fabuła, którą śledzi czytelnik, dotyczy losów rodziny, której członkowie zostali przez ustrój rozdzieleni poglądowo. Mąż jest wysoko postawionym urzędnikiem, aktywistą, wpływowym, zaangażowanym i zagorzałym członkiem partii. Jego żona jest wzorową panią domu, zachowującą wobec męża i jego poglądów sceptycyzm, a nawet dobrze zamaskowaną krytykę z wyraźną nutą kpiny. Dzięki takiemu zabiegowi nieuniknione wgłębianie się w komunistyczną ideologię i propagandę zupełnie nie nosi znamion ciężkiego kalibru. Poza tym naszym przewodnikiem i głównym bohaterem powieści jest dziewięcioletni chłopiec. Ówczesna rzeczywistość zostaje zatem przefiltrowana przez dziecięcą psychikę i wrażliwość.
 
Adam jest chłopcem niezwykłym. Jest bardzo inteligentnym, emocjonalnym, wręcz przewrażliwionym dzieckiem. Niespecjalnie przepada za szkołą i niekoniecznie jest podatny na idee, które pragnie mu wszczepić (także pasem) ojciec. Jest za to wielbicielem przygód i niezłym odkrywcą. Chłonie świat, ale na swoich zasadach. Bardzo lubi obserwować (podglądać, a zwłaszcza podsłuchiwać) dorosłych. Zna milion różnych sposobów, by dowiedzieć się tego, co go ciekawi.  I na swój sposób wszystko  sobie interpretuje. Dzięki fortelom dowiaduje się różnych ciekawych, czasem strasznych rzeczy. Gdy dorośli nie domyślają się jego obecności zaczynają rozmawiać bez skrępowania – o domowych problemach, polityce, traumach wojennych, o swoich najskrytszych lękach, o dramatach w kosmicznym rozmiarze. Dzięki swoim obserwacjom i intuicji chłopiec całkiem nieźle orientuje się w układzie sił we własnym domu, zna poglądy i najskrytsze problemy najbliższych. Jest wyczulony jak sejsmograf na najdrobniejsze sygnały, na przejawy gniewu ojca bądź na chandrę matki…
 
Rodzina pochodzi z Nowego Sącza, ale los (lub raczej wola partii) każe jej zamieszkać w Katowicach. Chłopiec o wiele lepiej czuje się w rodzinnym mieście, zwłaszcza w domku dziadków pod jabłonkami; w miejscu, w którym królują otwarte przestrzenie i gdzie atmosfera nie jest duszna – nie tylko od kominowych dymów i pyłu węglowego, ale także od partyjnej kontroli. Katowice, a raczej już wkrótce Stalinogród, to miasto szare i ponure, niemal klaustrofobiczne. Najlepszym azylem, bezpiecznym światem i fortecą – powinno być mieszkanie. Rodzina zajmuje duży, dość luksusowy poniemiecki apartament. Adam nie czuje się jednak w nim całkiem swojsko. Znajduje się w nim przecież nieprzyjazna, mroczna łazienka, w której musi odpokutować wiele swoich grzeszków (wisi w niej ojcowski pas!), na podłodze w salonie czai się wielka i niebezpieczna skróra dzika, a we wszystkich ciemnych kątach czają się „beboki”. Jest jednak miejsce, w którym chłopiec zawsze czuje się bezpiecznie. To kredens.
 
Kredens jest wyjątkowy. Jest potężny (skrywa przepastne półki i skarby), zajmuje centralne miejsce w domu, spełnia ważne funkcje, ale też różni się od pozostałych mebli. Jest z nim związana rodzinna legenda. To gablota, która przyjechała z Nowego Sącza i jest elementem, który łączy stare i nowe miejsce zamieszkania. Jest symbolem bohaterstwa dziadka, który transportował mebel z narażeniem życia, pod samym nosem okupanta; jest wreszcie namacalnym dowodem istnienia i niemym świadkiem sekretów tajemniczego pana Marmona, poprzedniego właściciela – inżyniera i czarodzieja – człowieka, o którym krążą fantastyczne opowieści i który jak nikt zawładnął wyobraźnią Adama.
 
Czas beboka to napisana z epickim rozmachem, (przepięknym, czasem lirycznym językiem) opowieść o dorastaniu w trudnych czasach. Chłopiec urodził się już w wolnej Polsce, ale wojna ciągle jeszcze jest obecna we wspomnieniach, w opowieściach rodziców i dziadków, w widoku kalekich sąsiadów, w przymusowo oglądanej czarno-białej kronice poprzedzającej filmy; szepczą o niej nawet ”zdobyczne” meble. W powietrzu wisi już zresztą widmo nowej wojny, atomowej. Nic dziwnego, że chłopiec musi nauczyć się obłaskawiać rzeczywistość. Ale jego największym odkryciem jest to, że dorosłym jest równie ciężko i że też ciągle uczą się z tym jakoś radzić. Każdego coś gryzie, każdy boi się swojego własnego „beboka”… (największym z nich był Stalin). I w zasadzie czytelnik dochodzi do wniosku, że to jest sedno tej powieści. Książka z całą fabułą, nawet z jej nadprzyrodzonymi wątkami (kto nie lubi, niech sobie pomyśli, że to tylko gra dziecięcej wyobraźni) – to wielka przypowieść o tym, w jaki sposób człowiek radzi sobie ze swym strachem, z traumą, z doświadczeniami wojny, z oceanem popełnionego okrucieństwa, którego celu i sensu nijak nie może pojąć. Polecam. 
 
Autorka recenzji prowadzi blog: http://ksiazkioli.blogspot.com
 
data wydania: 22 kwietnia 2015
ISBN: 9788377589458
liczba stron: 736
wydawnictwo: Muza