Teatr cieni jest bezpośrednią kontynuacją powieści Cień Hegemona, dlatego jeśli wcześniej nie zaznajomiliście się z poprzednimi częściami Sagi, nawet nie próbujcie chwytać tej.
Groszek (a właściwie Julian Delphiki) nie jest już słodkim malcem. To niegdyś niewielkie dziecko, teraz nie może przestać rosnąć. Genetyczna modyfikacja, powodująca ciągły wzrost jego niesłychanej wręcz inteligencji, zabije go przed dwudziestym rokiem życia. Niestety Groszkowi nie dane jest cieszyć się krótkim życiem w spokoju u boku kochanej Petry. Wir wydarzeń po raz kolejny wciągnie go i jego przyjaciół w sam środek rozgrywającej się zażartej walki o władzę.
Jako ogromna fanka twórczości Carda czuję się w obowiązku uprzedzić Was o swojej wielkiej miłości do (prawie) wszystkiego, co wyszło spod jego ręki. Choć nie nazwałabym się nierzetelną recenzentką, nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że czytając – po raz kolejny zresztą – Teatr cieni, nie zaślepił mnie sentyment i uwielbienie dla twórczości tego amerykańskiego pisarza. Wiele osób może uznać, że powieść ta jest odcinaniem kuponów, ciągłym podejmowaniem tematyki dziecięcej wojny, dzięki której autor zasłynął, a także naiwnym przedstawieniem sytuacji politycznej. Owszem, sama zauważam pewne nielogiczności i niezbyt mądre zagrania, których nie widziałam lub też nie chciałam widzieć, gdy pierwszy raz zapoznawałam się z Teatrem cieni. Nie zmienia to jednak faktu, iż jest to kolejna świetna powieść, kolejne niesamowite spotkanie w świecie Groszka i kolejna zapowiedź dalszych przygód. Dlatego też recenzja ta po prostu musi być pozytywna.
Powieści Carda od zawsze były dla mnie wspaniałym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości, szarości dnia codziennego. I w przypadku Teatru cieni autor nas nie zawodzi. Od pierwszych stron wprowadza nas w uniwersum Endera, za którym prawdopodobnie zdążyliście się już stęsknić. Nie ma w tym zupełnie nic dziwnego, bo Card z maestrią przyzwyczaja nas do bohaterów i odwiedzanych przez nich miejsc sprawiając, że z każdą kolejną częścią coraz bardziej wsiąkamy w to, co czytamy. Od tych powieści po prostu nie można się oderwać, bo każda, choćby chwilowa separacja, doprowadza do niemal fizycznego bólu. Wyjście do szkoły lub do pracy? Zapomnjcie! Lepiej od razu wziąć tydzień wolnego i wciągnąć całą sagę za jednym zamachem, robiąc jedynie konieczne przerwy na sen.
Darzę Carda wielkim szacunkiem nie tylko za lekkość pióra i umiejętność tworzenia historii nie z tego świata, ale przede wszystkim za kreowanie postaci niewiarygodnych, choć żywych tak samo jak ja. W Teatrze cieni autor po raz kolejny pokazuje, że jest nie tylko świetnym pisarzem, ale także bacznym obserwatorem człowieka. Jednym z głównych tematów swojej powieści uczynił władzę, a jak doskonale wiemy, jest ona w stanie obudzić w ludziach najdziksze instynkty i najbardziej skrajne emocje. Cardowi udało się oddać pełną gamę uczuć w zachowaniach i słowach swoich bohaterów, co nie jest wcale łatwym zadaniem. Dzięki temu jesteśmy nie tylko obserwatorami zdarzeń, ale wręcz stajemy w samym ich środku, zaglądając postaciom przez ramię, przypatrując się wydarzeniom a także ich wewnętrznym rozterkom i pasjom. Również dialogi, świadczące o pisarskich umiejętnościach Carda, skłaniają nas do sięgania po kolejne książki tego autora. Dzięki nim akcja staje się żywsza, a czytanie idzie o wiele za szybko, bo przecież chcielibyśmy dłużej delektować się smakiem dobrze wysmażonych intryg i błyskotliwych ripost.
Moje kolejne spotkanie z Teatrem cieni było dokładnie takim, jakiego się spodziewałam. Przyjemność z czytania spotęgowana została płynnością akcji, fantastycznymi bohaterami, lekkim stylem i klimatem, który posiadają tylko powieści Carda. A na dokładkę mam zapowiedź, że niebawem ukaże się kolejna część Sagi Cienia. Już nie mogę się doczekać.
Autor: Orson Scott Card
Tytuł: Teatr cieni
Data wydania: 19.02.2015
Pierwsze wydanie: 27.11.2003
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 360
Gatunek: fantastyka, fantasy