Nie jestem specjalnie przesądny, ale w tym wypadku wszystko zostało dowiedzione: czarne krowy przynoszą pecha. Bardziej niż koty. Nie rozumiem tego pomylenia, które nakazuje ludziom bać się czarnych kotów i nic sobie nie robić z czarnych krów. Czarny kot przebiega im drogę z prawa na lewo – odpukują w niemalowane. Stado czarnych krów przetacza się im tuż przed nosem – stroją sobie żarty. Ale już niedługo. Trafi ich pierwsza spadająca dachówka i zapytają dlaczego.
(…)
Myślimy sobie, że nic nam nie grozi, a tu nagle bach! I nieszczęście gotowe. Cholesterol blokuje tętnicę, samochód rozbija się o słup lub pali się dom. Zresztą nieszczęścia zawsze chodzą parami. Tętnica się blokuje, samochód się rozbija, dom się pali, a my łamiemy sobie nogę, wyskakując przez okno, rozdzieramy sobie ubranie, nie możemy znaleźć okularów…

Uwielbiam krowy, uwielbiam Topora (tak, w tej kolejności!), więc nie mogłam po tę książkę nie sięgnąć. I choć krowy pełnią tu przewrotną rolę negatywnych bohaterek, to nie mogłam przecież nie docenić możliwości przeczytania (wreszcie!) dotąd w Polsce niepublikowanego zbioru opowiadań Topora, który to zbiór popełnił on zresztą na krótko przed śmiercią, jako swoje ostatnie dzieło.

Roland Topor zapisał się w historii literatury jako mistrz groteski i czarnego humoru. Niestraszne mu żadne tabu, wszystko może stać się obiektem cynicznych żartów, uważny i wrażliwy czytelnik może domyślić się jednak, że za cynizmem narratora zawsze coś się kryje: spostrzeżenie, komentarz, zaproszenie do refleksji. Topor może czasem mylić nas lekkością stylu i absurdem dowcipu, jednak nie dajmy się zwieść i odkrywajmy drugie, a kto wie – może nawet trzecie dno.

Na Czarne krowy składają się 33 opowiadania. Nie są być może tak efektowne, jak wcześniejsza twórczość pisarza, ale mimo pewnej prostoty trzymają wysoki poziom. Topor jest tutaj nieprzewidywalny. W wielu tekstach potrafi zaskakiwać niemal do ostatniej kropki, a do tego w tej stosunkowo niewielkiej książce porusza prawdziwą mnogość tematów, z których sporą część możemy uznać za zasadnicze. Mówi o nich jednak na swój specyficzny, pełen ironii, a czasem wręcz brutalny sposób. Jak zwykle tryska przy tym humorem i z wyjątkową wprawą operuje językowym tworzywem.

Topor przygląda się tutaj wielu kwestiom: ludzkiej małostkowości, okrucieństwu czy głupocie, zagłębia się w świat naszych obsesji i lęków – przed przemijaniem, starzeniem się, wyalienowaniem i śmiercią, analizuje nasze uwikłanie i jednocześnie osamotnienie w świecie pieniądza i konsumpcji. A czyni to wszystko we właściwym sobie stylu – przy użyciu tyleż pomysłowych, co groteskowych metafor.

Większość opowiadań jest na swój sposób lekka; choć penetrują zakamarki człowieczego umysłu, czynią to w zabawny, niezagrażający sposób. Inaczej jest z opowiadaniem Elephant Boy, które wywarło na mnie ogromne wrażenie. Prostota języka użytego do opowiedzenia tej historii tylko potęguje ogólne, przytłaczające wrażenie. Kończąc lekturę, czułam gulę w gardle i byłam naprawdę poruszona, a jednocześnie pod wrażeniem tego, jak dobrze Topor sportretował tu różne mechanizmy psychologiczne. To opowiadanie najmocniej i do pewnego stopnia boleśnie zapadło mi w pamięć. Zdecydowanie jednak, mimo wywołanego dyskomfortu, warte było lektury. Pozostałe teksty, na szczęście dla naszych nerwów, wywierają mniejsze emocjonalne wrażenie, choć wciąż robią wrażenie intelektualne. Tytułowe Czarne krowy, a także Przerażenie czai się na schodach czy W poszukiwaniu straconego ciała to tylko kilka przykładów – teksty, które mnie szczególnie przypadły do gustu. Trudno powiedzieć jednak, że są to teksty najlepsze, bo zawartość zbioru trzyma wyjątkowo równy poziom. Smaku całości dodaje kilka tekstów, w których Topor zdaje się nie chować za narratorem, ale wprost ujawniać swoją filozofię. W przypadku Mistrza Groteski zawsze trzeba być jednak ostrożnym z takimi interpretacjami…

Wszyscy mówią, że krowy mają cielęce spojrzenie. Jednak to spojrzenie jest nie tylko cielęce. Ono jest wredne. To spojrzenie zabójcy, które można znaleźć w jednym z kryminałów z Série noire. Czarna krowa wyciąga broń i kieruje w waszą stronę grad kul, nie przestając nawet przeżuwać swojej gumy. Bez rozterek i wyrzutów sumienia. Zlecenie jak każde inne, dla kasy. Takie są właśnie czarne krowy. Istne bydlęctwo!*

W Czarnych krowach Topor jest nieco mniej abstrakcyjny i dziwaczny niż w swoich wcześniejszych utworach, nie zmienia to jednak faktu, że to stary, dobry Topor, po którego zawsze warto sięgnąć. Mimo to czytelnikom i czytelniczkom, które nie znają jeszcze jego twórczości, poradziłabym raczej zacząć od wcześniejszych, bardziej „kanonicznych” zbiorów opowiadań (np. Cztery róże dla Lucienne, Najpiękniejsza para piersi na świecie) lub powieści (Chimeryczny lokator, Pamiętnik starego pierdoły). Natomiast dla osób, które już zasmakowały w twórczości Topora, Czarne krowy to lektura obowiązkowa! Bardzo mnie cieszy, że książka wreszcie ukazała się na polskim rynku i mam nadzieję, że Wydawnictwo Replika będzie kontynuować swoją misję wydawania Topora (także tego dotąd niepublikowanego) w Polsce.

Przeczytaj fragment książki Czarne krowy w naszej Bibliotece.

Zapraszamy też do lektury recenzji powieści Rolanda Topora: Chimeryczny lokator i Pamiętnik starego pierdoły.

* Autorka recenzji z tymi tezami głęboko się nie zgadza!

Tytuł: Czarne krowy
Tytuł oryginalny: Vaches noires
Autor: Roland Topor
Wydawca: Wydawnictwo Replika
Data premiery: maj 2014
Liczba stron: 174
Tłumaczenie: Michał Krzykawski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Kategoria: proza zagraniczna